Plusk, plusk

Plusk, plusk
Jedna kropla wody, druga, trzecia. Kap, kap. Kap, kap. Wesołe, małe kropelki wpadały do wody. Wyskakiwały z długiej rynny i plusk; jedna za drugą. Kąpały się wielkiej wannie. Wirowały, tworząc koła i węże. Odbijały się od dna, goniły po brzegach wielkiego naczynia.

–        Plusk, plusk. Plask, plask! – wołały jedna do drugiej. – Teraz ja, teraz ja gonię. Ty uciekasz, ty uciekasz!

Potem łapały się za ręce i tworzyły wielkie koło.

–        Koło graniaste, czterokanciaste.

Rozciągały, rozciągały i bach. Padały na plecy i chowały się pod lustro wody. Uderzały rączkami od dołu. Powierzchnia wody bulgotała i podskakiwała jak podgrzana. Ciągle przybywało nowych kropli do zabawy. Im więcej, tym lepiej, weselej. Można bawić się w chowanego i berka.

–        Ja gonię, ja gonię! – krzyczały jednocześnie, bo wszystkie chciały gonić i łapać.

Potem jeszcze zabawa w chowanego. Jedna szukała, inne siedziały cicho w kryjówkach. Biegała w kółko, skakała do brzegów, wyglądała za wannę.

–        Mam cię, mam cię! – wołała, znajdując kolejne.

Woda w wannie falowała. Sięgała samych brzegów. Krople tymczasem przestały spadać z rynny. Ostatnia z trudem wygramoliła się i z hukiem wpadła w głębinę. Babach! Bach, bach, bęc! Plusku, plusk, plask, plask! Dołączyła do bawiących się koleżanek.

Krople utworzyły obręcze – duże, mniejsze i najmniejsze. Falowały i wyginały się. Niektóre  przeciągały i rozciągały się w nowe koła. Czasem pękały i rozpływały się na powierzchni. Potem na chwilę wyrastały z nich nieduże wulkany, pękające jak lawa, która zamieniała się w pąki kwiatów. Po chwili otwierały się i można było zobaczyć małe, drobne płatki. Jeden płatek, drugi płatek, trzeci płatek, jeden kwiatek, drugi kwiatek, trzeci kwiatek. Stopniowo stawały się coraz większe i większe. W końcu przerodziły się w coś jakby obłoczek. Unosił się na wodzie. Rozpływał  i rozpływał aż zaczął przypominać wielkie morze; tuż przy brzegach piętrzące się, ale pośrodku spokojne i ciche. Kropelki stukały nóżkami w ściany wanny. Rączkami trzymały się mocno jedna drugiej. Przytulały główki do siebie, kładły na falującą powierzchnię jak na mięciutką poduszkę.

–        Aaa, cichosza – zaczęły powtarzać. – Aaa, cichosza, aaa.

Woda falowała coraz ciszej i coraz wolniej. Koła były coraz większe i większe. W końcu zaczęły ginąć. Jedno gładkie lustro odbijało księżyc, który świecił w sam środek wanny. Błyszczał jak złoty klejnot. Żadna kropla nie chciała się poruszyć, żeby nie zepsuć odbicia. Aaa, aaa, cichosza. Najpierw usnęła jedna, potem druga, trzecia, w końcu wszystkie. Aaa, cichosza, aaa, aaa.

Autorem bajki jest Celina Zubrycka. Udostępniamy ją za zgodą Autorki

Zapisz się na cotygodniowy newsletter z wydarzeniami w Twoim mieście i odbierz eBook za darmo! wybierz eBook dla siebie