Bajka powstała w ramach programu edukacyjnego prowadzonego przez Fiundację Zaczytani.org we współpracy z Amazon. Bajkę wraz z materiałami edukacyjnymi dla rodziców i nauczycieli oraz audiobook można bezpłatnie pobrać ze strony www.bajki.zaczytani.org.
1.
– No to mamy przekichane! – krzyknął Maks, wbiegając na salę gimnastyczną szkoły podstawowej numer trzydzieści sześć.
– Co się stało? – zapytał Mikołaj, który w przeciwieństwie do Maksa pojawiał się zawsze dziesięć minut przed czasem. W końcu był kapitanem drużyny. A to zobowiązuje.
– Kiszka, klapa, klops. I w ogóle – wydyszał Maks.
– A konkreeetnie?
– Antek nie przyjdzie dziś na trening. A jutro nie przyjdzie na mecz.
– Serio?! – Mikołaj aż się zgarbił. – No to kiszka, klapa, klops. I w ogóle.
– Przecież mówię. Antek ma gorączkę i szlaban na wyjścia. Próbował uciec oknem, ale go mama dorwała. Grypa.
– Gryyypaa – westchnął przeciągle Mikołaj. – Co za czasy! Raz niechcący kichniesz i rodzice trzymają cię w jaskini.
– Generalnie finito. Czyli ja już państwu dziękuję i idę na chatę. Do widzenia.
– Poczekaj, Maks. Może coś wymyślimy? Ewentualnie.
– Ale co, mamy grać w trójkę? Przecież trzecia de nas jutro rozjedzie. Po prostu powiedz pani, że oddajemy walkowerem.
– A Rudy? Nie zagrałby?
– Rudy? – Maks zrobił wielkie oczy i zaczął nimi śmiesznie przewracać. – No! Rudy jest świetny w sporcie! Ale w e-sporcie. Łapiesz różnicę? Gdybyś odkleił jego tyłek od fotela i ręce od klawiatury, to może by przyszedł. I może popatrzył. Moooże.
– A Tymek?
– Tymek? A, Tymek, pamiętam. – Maks uderzył się dłonią w czoło w taki sposób, jakby właśnie przypomniał sobie o urodzinach bogatej ciotki z Ameryki. – Tak, raz przyszedł na trening, bo mu rodzice kazali. Jak mu podałem piłkę na główkę, to zaczął uciekać i krzyczeć: „Ratunku!”. A kojarzysz to? „Ała, piłka mnie uderzyła”. Albo to: „Chłopaki, mam kopać do przodu czy do tyłu?”. Tymek gra jak baba – dodał na koniec z kwaśną miną.
2.
– A co to znaczy, że ktoś gra jak baba? – zaciekawiła się pani Magda, wychowawczyni i opiekunka drużyny piłkarskiej trzeciej be. Pojawiła się nagle przed chłopcami, jakby wyrosła spod ziemi.
– Nnoo… eee… jakoś tak… inaczej… psze pani – wystękał Maks i wbił wzrok w podłogę. – Baby są jakieś dziwne.
– Dziewczyny są nawet spoko, ale do pewnych rzeczy normalnie się nie nadaaają – dorzucił szybko Mikołaj.
– Dlaczego do pewnych rzeczy normalnie się nie nadają? Możesz powiedzieć, co dokładnie masz na myśli? – zapytała pani Magda i spojrzała badawczo na Mikołaja. – I trochę się niepokoję, gdy słyszę słowo „baby” – dodała.
Mikołaj znał to spojrzenie. Dwa tygodnie temu nauczycielka patrzyła na niego dokładnie w taki sam sposób, kiedy próbował ściągać na sprawdzianie z matmy.
– No… bo… Nie wiem… Bo mają inne… mormony? – wystękał.
– Masz na myśli hormony?
– Właśnie. To wszystko przez hormony! – ucieszył się Mikołaj.
– Coś wam powiem, panowie. – Pani Magda zrobiła się nagle bardzo poważna. – Kiedy słyszę wasze fantazje o, jak je nazywacie, babach, czuję smutek i robi mi się przykro. W końcu sama jestem, hm, „babą”. I nie uważam, żebym nie nadawała się do jakichś zadań czy spraw. Zależałoby mi na tym, żebyście zaczęli myśleć w nieco inny sposób, mniej oceniający tak zwane przez was „baby”. Warto rozejrzeć się wokół z otwartością i zaciekawieniem. Bo coś mi się wydaje, że ratunek dla was jest dosłownie na wyciągnięcie ręki.
– Na wyciągnięcie ręki?! Czyli gdzieee?! – Mikołaj zaczął się rozglądać po sali nieco nieprzytomnym wzrokiem.
– Tam na ławce siedzą Julka i Tosia. Właśnie skończyły swój trening biegowy. Z tego co mi wiadomo, znają się na piłce. Wystarczy zaprosić je do drużyny.
– Dziewczyny z nami?! – Maks wyglądał na bardzo zdziwionego. – A czy to jest legalne?
– Zgodnie z regulaminem turnieju drużynę tworzą dzieci z jednej klasy. Nie jest napisane, czy chłopcy, czy dziewczyny, czy wysocy, czy niscy, czy piątkowi, czy dwójkowi. Wszyscy mają równe szanse. Za chwilę zaczynamy trening. Decyzja należy do ciebie, Mikołaju. Jesteś kapitanem drużyny. Przypomnę tylko, że Julka biega najszybciej z całej klasy.
Mikołaj podrapał się po głowie. Spojrzał najpierw na panią, a potem na Maksa, który wyglądał, jakby zjadł pół cytryny. Rozumiał, że decyzja należy do niego. I że musi ją podjąć właśnie teraz.
– Spróbujmy. Ewentualnie.
3.
Tosia i Julka siedziały kilka metrów dalej. Jeszcze chwilę wcześniej, kiedy pani próbowała dowiedzieć się od chłopaków, dlaczego dziewczyny nie nadają się do pewnych rzeczy (normalnie), koleżanki były ciche jak myszki. Tylko patrzyły w dal i nasłuchiwały. A teraz nagle zaczęły gadać jak najęte. Mogłoby się wydawać, że im bliżej był Mikołaj, tym gadały więcej.
– Hej, Julka, dołączysz do drużyny? Ewentualnie? – Mikołaj powiedział to takim tonem, jakby chodziło o jakiś drobiazg, a nie o sprawę życia i śmierci.
– A bo co? – odburknęła Julka, jakby zaproszenie do drużyny trzeciej be było dla niej zupełnie nieważne.
– Antek zachorował. To co, dołączysz?
– A jakby nie zachorował, też byś zapytał?
– Julka, no weź. Jutro najważniejszy mecz.
– A może jakieś „poproszę”?
Mikołaj nie wiedział, jak się gada z dziewczynami. Z chłopakami potrafił rozmawiać, żartować, śmiać się, przedrzeźniać, a nawet kłócić. A z dziewczynami nie. Kiedy miał się do jakiejś odezwać, to go normalnie zatykało. Zresztą skąd miał wiedzieć, jak się gada z dziewczynami, skoro z nimi wcześniej nie gadał? Maks też nie gadał. I chory na grypę Antek też. Co prawda Antek miał o rok młodszą siostrę, ale mówił, że z nią nie gada. No bo niby o czym? Ale teraz ważył się los całej drużyny. Drużyny, której Mikołaj był kapitanem. Chłopiec poczuł, że musi zebrać wszystkie swoje siły i zrobić ten trudny krok.
– Poproooszę – wymamrotał.
– No to zgoda. Ale z Tośką – odpowiedziała szybko Julka.
– Potrzebujemy tylko jednej osoby – mruknął Mikołaj.
– Idę z Tośką albo wcale. Macie dopisać ją do listy zawodników.
– Julka, daj spokój, ja nie potrzebuję… – Tosia złapała koleżankę za rękaw koszulki.
– Tu nie chodzi o ciebie. Tu chodzi o mnie, Tośka. Ja ciebie potrzebuję. Rozumiesz? To co robimy, panie kapitanie?
4.
– Wiesz, co to jest? – odezwał się Maks do Julki, która wyszła na boisko. Tosia usiadła na ławce, tuż obok pani.
– Nie, powiedz mi – odparła Julka z zagadkowym uśmieszkiem na buzi.
– To jest piłka nożna. Kopiemy ją przed siebie, strzelamy na bramkę albo podajemy do zawodnika z drużyny – objaśniał Maks, wywijając przy tym nogą, która udawała, że kopie.
– Mogę spróbować? – zapytała dziewczynka.
Maks prostym podaniem po ziemi posłał piłkę do Julki. Dziewczynka podbiła ją lekko stopą, poprawiła kolanem i złożyła się do strzału. Uderzona z powietrza piłka przeleciała prawie przez pół boiska i walnęła w poprzeczkę bramki z takim impetem, że aż zadrżał parkiet w szkolnej sali gimnastycznej.
– Łał! – odezwał się Maks.
– Łaaał! – odezwał się Mikołaj.
– Łał! – odezwał się Aleks, bramkarz drużyny, który zwykle się nie odzywał. Po prostu stał na bramce i robił swoje.
– Czemu nie powiedziałaś wcześniej, że umiesz grać? – zdziwił się Mikołaj.
– Bo nikt mnie o to nie pytał – odpowiedziała Julka. – To co, zaczynamy trening?
Rzeczywiście, kiedy chłopcy kompletowali drużynę do najważniejszego piłkarskiego turnieju sezonu, nawet nie pomyśleli o tym, że mogą zaprosić dziewczyny. Mikołaj patrzył na Julkę i zastanawiał się, czemu mu to w ogóle nie przyszło do głowy.
5.
– Mógłbyś mi czasem podać! – warknęła Julka do Maksa, kiedy po treningu schodzili z boiska.
– Ale ty ciągle jesteś w innym miejscu. Biegasz jak wariatka – prychnął Maks.
– Bo ci wychodzę na pozycję, heloł! Ale ty tego nie widzisz, bo gapisz się tylko na piłkę i na swoje nogi. Lecisz na bramkę jak ślepy. Lewandowski się znalazł…
– Lewandowski! Ale pojechałaś! Ty mi nic nie mów o Lewandowskim, bo jemu kumple robią wciąż wrzuty i asysty. A ja? Ja gram z…
– … z babą? To chciałeś powiedzieć?
– Nie rozumiem. Niby wszystko jest w porządku, ale coś nam się gra nie klei – do rozmowy włączył się Mikołaj.
– Bo nie gracie zespołowo… – dorzuciła Tosia, która przez cały trening uważnie przyglądała się grze z ławki.
– Julka, może ty… – Mikołaj znowu zaczął drapać się po głowie.
– Poczekaj, Mikołaj – przerwała mu Julka. – Chcę posłuchać, co ma do powiedzenia Tosia. Tosia!
– Ale o czym tu gadać? – burknął Maks.
– TERAZ MÓWI TOSIA!
Tosia chwilę się zawahała, po czym wstała z ławki i podeszła do drużyny. W lewej dłoni ściskała notes i długopis, z którymi nigdy się nie rozstawała. Wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić:
– Każdy z was ma piłkarski talent. I każdy z tych talentów jest inny. Julka, ty jesteś szybka jak błyskawica, przegonisz wszystkich na boisku. Ty, Mikołaj, potrafisz zwolnić grę i rozegrać piłkę tam, gdzie trzeba. A tobie, Maks, trudno odebrać piłkę. Dryblujesz prawie jak Messi… – Tu Tosia zrobiła się trochę różowa na buzi. Zresztą tak samo jak Maks. – Wystarczy to wszystko ze sobą połączyć, ułożyć. A gdyby zrobić tak…
Otworzyła notes. Zaciekawione dzieci stanęły wokół niej. Nie było tylko Aleksa, który – jak to było w jego zwyczaju – powiedział wszystkim „cześć” i poszedł prosto do domu.
6.
– Powiem ci, że ten świat oszalał – powiedział Maks, odbijając piłkę o ziemię, jakby to była piłka do kosza. – My i dziewczyny w jednej drużynie! Ogarniasz to?
– Ale sam widziałeś, jakie Julka ma kopyto – zauważył Mikołaj.
– Niby tak, strzela jak złoto. Ale to wciąż babskie kopyto. A ta Tośka, która się rządzi i uczy nas, jak grać? Nas! Ogarniasz to?
– Niby prawda, ale wiesz, ona ma sporo racji. Całkiem dobrze rozkminia. Fajnie nam rozrysowała tę nową taktykę.
– Co ona tam wie. Tylko siedzi, patrzy i skrobie. Wkurza mnie to.
– Ej, tydzień wcześniej mówiłeś, że ci się podoba.
– Przestań, to już prehistoria. Poza tym nie łączmy uczuć i obowiązków. Coś czuję, że jutro przerąbiemy ten mecz.
7.
– Słuchałam, jak mówiłaś drużynie o talentach. – Pani Magda podeszła do Tosi, która wciąż coś pisała w swoim notesie.
– Bo wie pani, oni naprawdę mają szansę wygrać ten turniej. Tylko muszą zobaczyć, że są drużyną. A teraz to każdy gra tylko na siebie.
– Zgadzam się z tobą. Piłka nożna to sport zespołowy. Jestem pod wrażeniem, że potrafisz to dostrzec. A także zaproponować drużynie dobrą taktykę. Jak prawdziwy trener.
– Myśli pani? Ja tylko… – Tosia skuliła się na ławce.
– Myślę, że masz duży talent. I zachęcam cię do tego, żebyś go jak najczęściej wykorzystywała.
– Ja też mam talent? – zdziwiła się dziewczynka. – Przecież ja nie kiwam się tak dobrze jak Maks, nie biegam tak szybko jak Julka i nie podaję tak dokładnie jak Mikołaj.
– A ja sobie myślę, że w piłkę gra się nie tylko nogą, lecz także głową. To jest bardzo ważne w tej grze. Nie sądzisz? – zapytała pani. Po czym zaraz dodała: – Zależy mi na tym, abyś jeszcze bardziej poczuła się częścią drużyny.
8.
Finał turnieju piłki nożnej to co roku wielkie święto dla całej szkoły. I zwykle to było bardziej święto chłopaków niż dziewczyn. Bo wprawdzie dziewczyny kibicowały swoim klasom, ale żadna nigdy nie była w drużynie. Kiedy więc drużyna trzeciej be wyszła na parkiet, publiczność zrobiła coś takiego:
– Oooooooooooooooo!
A kiedy skończyło się: „Oooooooooooooooo!”, wybuchł harmider, bo wszyscy na trybunach zaczęli nagle ze sobą gadać. Wśród tego gadania było też słychać takie jakby: „Hi, hi, hi…”, „Hi, hi, hi…”.
Drużyny stanęły na parkiecie naprzeciw siebie. Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie.
– Cześć, dziewczynki. Gotowe na łomot? – zarechotał Misiasty, miętoląc dłoń Mikołaja.
Mikołaj nic nie odpowiedział, tylko zacisnął zęby tak, że aż zazgrzytały. A rękę Misiastego ścisnął tak mocno, że ten aż jęknął. Misiasty to był kawał chłopa i rzadko jęczał. Był największy spośród chłopaków ze wszystkich trzecich klas. Może dlatego, że był starszy, bo został na drugi rok.
Po chwili rozległ się dźwięk gwizdka. Pan Kacper, nauczyciel WF-u, rozpoczął mecz. Szkolny zegar zaczął odliczanie.
9.
– Co się dzieje, Mikołaj? – zapytała pani Magda.
– Nie wiem, psze pani. Trochę się pogubiliśmy – odpowiedział Mikołaj.
– To przez tę twoją taktykę – wysyczał Maks do Tośki. – Robimy, co kazałaś, a i tak nic nam nie wychodzi. Efekt? Przegrywamy dwa – jeden.
– Nie może wyjść, bo w ich ataku gra dzisiaj Misiasty. Trzeba szybko zmienić…
– … ty już lepiej nic nie mów – warknął do koleżanki Maks. – Od teraz gram po swojemu, a nie po babskiemu.
– Zaczekaj, Maks. Niech Tośka powie… Ewentualnie – zaproponował Mikołaj.
– … to wy tu sobie słuchajcie – rzucił Maks. – Ja wracam na boisko. Cześć, dziewczynki.
– Jaki masz pomysł na zmianę sytuacji? – zapytała Tosię nauczycielka, kiedy piłkarze wrócili na boisko. – Za chwilę koniec pierwszej połowy, a wasza drużyna przegrywa.
– Ja? Nie rozumiem – zdziwiła się Tosia.
– Chcesz dalej prowadzić drużynę z ławki? – zapytała pani Magda.
– Tak to się na pewno nie uda – mruknęła Tosia.
– Właśnie. Zatem jaki będzie twój następny krok?
– Naprawdę pani myśli, że mogłabym? Naprawdę?
– Dziewczyno, masz wszystko, czego potrzeba, żeby uratować ten mecz!
10.
– Chcę wyjść na boisko – wypaliła Tosia do Mikołaja, kiedy ten z resztą drużyny zszedł do szatni na przerwę.
– Co?! – wystękał zdyszany chłopak.
– Jesteś kapitanem, Mikołaj. Mówię ci, że chcę wejść do gry – powtórzyła stanowczo Tosia.
– Tak, Tosia, tak! – podchwyciła zziajana i spocona Julka. – Przecież ty grasz jak pantera. A na dodatek i grasz, i myślisz. Jednocześnie!
– Potrzebujemy na szybko nowej taktyki, bo trzecia de rozjedzie nas na miazgę. Chcę wyjść na boisko.
– Masz rację, Tośka. Potrzebujemy nowej taktyki. Powinniśmy cię wcześniej słuchać. Ale tym razem trzeba to zrobić na całego – powiedział Mikołaj i zaczął ściągać opaskę z lewego ramienia. – Zastąpisz mnie. Idę zgłosić panu zmianę kapitana drużyny.
– Słuchajcie, musimy zająć się Misiastym – powiedziała Tośka, wychodząc na boisko.
Na widok drugiej dziewczyny na boisku na trybunach rozległo się coś takiego:
– Ooooooooo… Hi, hi, ha… Ooooooooooo… Szur, szur, ha, ha… Oooooooooo!
– Ale Misiasty to kafar… – odpowiedział Tośce Mikołaj.
– Ale kiepsko się kiwa. Obserwowałam go przez całą połowę. On potrafi robić tylko jeden prosty zwód, to wszystko. Cała drużyna pracuje na niego. Wystarczy zabrać mu piłkę, a gra im się posypie. Zobaczycie.
– Ta nowa ma rację – mruknął Aleks. – Trzymajcie Misiastego jak najdalej od mojej bramki – dorzucił i podreptał na swoją pozycję. To było chyba najdłuższe zdanie, jakie powiedział do kolegów od roku.
11.
– Dlaczego nie wyszedłeś na boisko, Maks? Tak jak powiedział Mikołaj? I czemu rzuciłeś w szatni koszulką?
– To nie jest sport dla mnie, psze pani. I nie mam już siły.
– A ja sobie myślę, że ciężko ci z tym, że kapitanem została dziewczyna.
– Ona zabrała Mikiemu opaskę i zaczęła się strasznie rządzić… Jeee… Widziała to pani?… Ale akcja! Trzy – dwa! Trzy – dwa! Brawo, Julka!!!
– Hm, ja widziałam coś innego. To Mikołaj zdecydował o zmianie. I moim zdaniem postąpił bardzo roztropnie.
– Ale ona to wymusiła. Eeeech… Widziała to pani? Dosłownie minimetry. Piękny strzał. Dawaj, Miki! Dawaaaaj!!!
– Pewnie chciałeś powiedzieć: „milimetry”. Wymusiła? Ja nie widziałam takiego działania ze strony Tosi. Nie wydaje mi się również, żeby Mikołaj był skłonny do działania pod wpływem przymusu. A może jest trochę tak, że to ty chciałeś zostać kapitanem?
– Jeeest!!! Trzy – trzy. Brawo, Tośka!!! – Maks wrzasnął na całe gardło, ale po chwili zacisnął usta, jakby powiedział jakieś kłamstwo albo brzydkie słowo. – Ja kapitanem?! Ja kapitanem?! W życiu! No i sama pani widzi. Co ona wyprawia?! Czemu właśnie teraz bierze minutę przerwy?
– Regulamin jej na to pozwala – przypomniała pani.
12.
– Słuchajcie, mamy remis. Ale remis to dla nas przegrana, bo poprzedni mecz przegraliśmy dwa – trzy – powiedziała Tosia. – Został nam czas na ostatnią akcję. Ta akcja nie uda się bez ciebie, Maks. Chcę, żebyś wyszedł na boisko.
– Ja? A czemu ja? – burknął chłopiec.
– Kochani, zostało wam pół minuty – przypomniała pani Magda.
– Maks, przestań się dąsać – wtrącił się Mikołaj. – Wyłaź na boisko i wygraj ten mecz.
Maks spojrzał spode łba najpierw na Mikołaja, potem na Tośkę, po czym chwycił koszulkę i zaczął ją zakładać.
– Piętnaście sekund!
– Posłuchajcie… – zaczęła Tosia. – Mam taki plan…
Kiedy zabrzmiał gwizdek, drużyna trzeciej be wybiegła na boisko. I wtedy Tośkę olśniło. Zdjęła szybkim ruchem opaskę z ramienia.
– Maks, łap! – krzyknęła.
Maks zwinnym ruchem chwycił opaskę w locie.
– Dziękuję, pani kapitan.
13.
Ostatnia akcja meczu trzeciej be z trzecią de przejdzie do szkolnej legendy. Misiastemu i jego kumplom wystarczył remis, dlatego szanowali piłkę. Podawali po prostu jeden do drugiego i nie robili żadnych ryzykownych akcji. Do końca zostały dosłownie sekundy. Widownia zaczęła odliczać: DZIESIĘĆ… DZIEWIĘĆ… OSIEM… SIEDEM…
Przy SZEŚĆ… Misiasty zatrzymał się, oparł nogę na piłce i podniósł ręce, bo był już pewny zwycięstwa. I wtedy stało się coś niesamowitego. Maks podbiegł do Misiastego… PIĘĆ… zrobił wślizg i wybił piłkę spod stopy przeciwnika… CZTERY… Julka przejęła piłkę i kopnęła z całej siły… TRZY… Uderzona z powietrza piłka przeleciała prawie przez pół boiska i walnęła w poprzeczkę bramki… DWA… z takim impetem, że aż zadrżał parkiet w szkolnej sali gimnastycznej. Ale tym razem zamiast odbić się i polecieć w stronę trybun, wpadła do bramki… JEDEN!
– Ooooooo!… Aaaaaaaaaa!… Jeeeeeeeeee!… Coooooooo?!… Łaaaaaaał!… Nieeeeeeeeee!… Hurrrrrrraaaaaaa!… Szur, szur… Chlip, chlip.
– Heeej, Misiaaaasty! – zawołał Mikołaj.
– Czego chcesz? – odburknął załamany Misiasty.
– Powiedz mi, jak to jest dostać łomot od dziewczynek. Ewentualnie.
14.
Jeszcze nie ucichł harmider na trybunach, a zwycięską drużynę już otoczyli uradowani uczniowie.
– Odpowiecie na parę pytań dla szkolnego bloga? Dlaczego na początku tak kiepsko wam szło, a mimo to zwyciężyliście? Gdzie nauczyliście się tak grać? Zdradzicie sekret waszej strategii? Kto wymyślił tę ostatnią akcję? – Dwie dziewczyny z czwartej gie wepchnęły się przed innych i skierowały smartfon z włączonym nagrywaniem w stronę Maksa.
Ten już chciał się odezwać, ale spojrzał na Tosię, która stała nieco z boku. Lewą rękę miała wyciągniętą do góry w geście zwycięstwa. W prawej, jak zwykle, trzymała notes i długopis. Maks wskazał blogerkom koleżankę i powiedział:
– Na wszystkie pytania odpowie wam nasza ekspertka.
15.
– Możesz mi wytłumaczyć, Miki, skąd Tośka tak zna się na piłce? – spytał Maks kolegę, kiedy stali w kolejce po lody. Lody naturalne, naturalnie.
– Nie mam zielonego pojęcia. Ewentualnie – odpowiedział Mikołaj.
– Może stąd, że jest siostrą Łanieckiego – dorzucił Aleks, który właśnie pałaszował dwie kulki pistacjowych, jedną cytrynowych i jedną malinowych. Te lody to była nagroda za zwycięstwo w turnieju, dlatego Aleks się nie oszczędzał.
– TEGO Łanieckiego?!
– Mhm.
– Łanieckiego, juniora kadry?!
– No.
– TEGO Łanieckiego, juniora kadry narodowej?!?!
– Właśnie – potwierdził Aleks. – Tośka interesowała się piłką, kiedy ty jeszcze sikałeś w pampersa, a na tatę mówiłeś „tabojet”.
16.
– Wiesz, Maks mnie zapytał, czy pójdę z nim i z Pumpkiem na spacer.
– Coś ty, naprawdę?! – Julka aż przestała jeść lody. Dziewczyny siedziały na ławce i czekały na kolegów. – Pumpek to ten jego śmieszny piesek?
– Maks chciał obgadać strategię na turniej międzyszkolny, bo to już za tydzień.
– Aha, i na rozmowę o strategii zabiera ciebie i Pumpka na spacer? Do parku? A to ciekawe! Mnie się wydaje, że tu nie chodzi o strategię.
– Myślisz?… – spytała Tosia i się zaczerwieniła. – Może masz rację… Jakoś strasznie się przy tym zapraszaniu jąkał. Tylko jeśli nie chodzi o strategię – kontynuowała – to czemu od razu nie powiedział, że nie chodzi o strategię?
– Bo wiesz, moja droga… – zaczęła Julka, gryząc kulkę waniliowych – … chłopaki są jakieś dziwne!
– Ewentualnie – roześmiała się Tośka.
Boguś Janiszewski
Posłuchaj audiobooka Teraz mówi Tosia: