Fisher Price
rysuj
Zielona Sowa
Zielona Sowa
Sowy ciągle wymyślały sobie przeróżne prace: biegały, dźwigały kamienie, rąbały drewno – zbierały grzyby i jagody – wszystko na próżno. Bo chociaż były bardzo zmęczone, i chociaż zrobiła się już głęboka noc – za nic nie mogły zasnąć. Przewracały się do świtu z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. I tak działo się dzień w dzień, a raczej noc w noc.

Biedne sowy zasięgały porad u najlepszych lekarzy. Najlepsi lekarze powypisywali sowom długie recepty, pobrali od sów sowite wynagrodzenie – ale nic a nic to sowom na bezsenność nie pomogło. Za nic nie udawało się zwalczyć tej dziwnej sowiej przypadłości.

Pewnego więc razu, najstarsza sowa – prababcia Duśka – zwołała sowią naradę.

– Sówki! – Przemówiła Duśka. – Zebrałyśmy się tu po to, żeby w końcu, do licha, znaleźć jakiś środek na tę naszą sowią bezsenność! To jest przecież nie do pomyślenia, żeby tak nie móc spać w nocy! No, słucham… Co macie, sówki, do powiedzenia na ten temat?

Ale sowy na ten temat nie miały za wiele do powiedzenia, więc przestępowały tylko z nogi na nogę, i trochę im było przykro, że sprawiają prababci Duśce zawód.

Nagle najmłodsza z sów – Zofija – wyskoczyła, jak Filip z konopi:

– A ja to mam takie zdanie, że w ogóle nie warto się kłaść spać, skoro i tak nie możemy zasnąć. Posiedźmy sobie lepiej tutaj całą noc i popatrzmy sobie bezmyślnie w niebo, albo co…

Reszta sów jednakże prychnęła tylko – pchi! – na taki pomysł i zasępiła się na dobre. Czas płynął. A ponieważ nie było żadnej innej propozycji, więc w końcu sowy zaczęły trochę poważniej myśleć o jedynej propozycji najmłodszej sówki.

– Może i pomysł Zośki nie jest taki najgorszy…

– Zamiast denerwować się ciągłym wchodzeniem i wychodzenie z łóżek…

– Może rzeczywiście lepiej byłoby posiedzieć sobie przy księżycu…

Tak więc w rezultacie pomysł sówki Zofii został przyjęty jednogłośnie. Przez kilka następnych nocy siedziały sobie sowy na gałęziach drzew i patrzyły w niebo. Ze zdziwieniem odkryły wtedy, że księżyc zmienia swoje oblicze i każdej nocy wygląda trochę inaczej.

Oprócz obserwowania księżyca, sowy liczyły także gwiazdy, i w końcu doszły w tym do takiej perfekcji, że jeden rzut oka na niebo wystarczał im do tego, żeby stwierdzić czy wszystkie gwiazdy są na swoich miejscach. Kiedy tak się stało, to to zajęcie zaczęło sowy nudzić.

– Ciągle te same gwiazdy…

– I ten sam księżyc…

– Wolałybyśmy robić coś innego…

– Na przykład co?

– A bo ja wiem…

I rzeczywiście nie wymyśliły sowy niczego innego. Obserwowały więc dalej niebo i nudziły się coraz bardziej. A sen ciągle do nich nie mógł jakoś przyjść…

– Wiecie co! – Powiedział którejś nocy puszczyk Czarek. – Polećmy sobie na wieś. Tam są takie różne zwierzątka domowe. Może one miałyby dla nas jakiś pomysł. Bo one tam, przy ludziach, to chyba przecież wcale się nie nudzą…

– Eee tam…

– Nie chce nam się nigdzie lecieć…

– Sam sobie leć na wieś…

– A jak będziesz miał jakiś pomysł, to wróć tutaj i nam o nim opowiedz. Dobrze?

– Dobrze. – Odpowiedział puszczyk Czaruś.

I następnej nocy poleciał sobie na wieś. O północy usiadł sobie na dachu jakiegoś domu i zaczął wrzeszczeć wniebogłosy.

– A to bezczelne ptaszydło! A pudziesz! Będzie tu wrzeszczał po nocy… – Zakrzyknął rozbudzony w środku nocy gospodarz.

Puszczyk schował się za kominem i w żaden sposób nie mógł zrozumieć, co to też tak zdenerwowało rolnika. Ale już więcej nie darł się po nocy. Siedział cichutko aż do świtu.

Zanim się jeszcze dobrze nie rozwidniło, dostrzegł spacerującego przy domu psa.

– Piesku, piesku! – Zawołał puszczyk Czarek. – Może ty wiesz dlaczego twój pan się tak rozzłościł, co?

– Nie jestem pewien – odpowiedział pies – ale coś mi się wydaje, że nie powinieneś tak, puszczyku Czarku, hałasować po nocy.

A kiedy Czarek opowiedział psu o swojej bezsenności, pies udzielił takiej rady:

– No jeżeli wy, sowy i puszczyki, nie możecie spać w nocy, to róbcie to, co ja: pilnujcie gospodarstwa!

Ale puszczykowi Czarusiowi pomysł psa nie za bardzo przypadł do gustu. Wtem dobiegło z obory ciche – muuuuu! Podfrunął więc Czarek w tamtym kierunku.

– Jeżeli nie możecie spać – to możecie całą noc przeżuwać, o tak: ap, ap, ap! – Rzekła Mućka.

– Przeżuwanie może jest dobre dla krów, ale na pewno nie dla sów. No i jak ja niby mogę z takimi pomysłami wracać do lasu? Sowy wyśmieją mnie jak nic na świecie. Myślałem, że wy – zwierzęta domowe macie dla sów jakieś bardziej konkretne propozycje. Dobre sobie: pilnować gospodarstwa i przeżuwać trawę! I to miałoby być zajęcie dla sów? – złościł się Czarek. – Kogo by tu jeszcze zapytać, kogo by tu…

– Kukuryku! – Rozległo się donośnie po całym obejściu.

– O, mam! Zapytam koguta!

– Wy, sowy, możecie sobie na przykład śpiewać przez całą noc. W lesie nie powinno to zbytnio komukolwiek przeszkadzać. – Udzielił rady kogut.

– Śpiewać? Czemu by nie! – Ucieszył się puszczyk Czaruś i pomknął do lasu.

Sowom też bardzo spodobał się ten pomysł i już następnej nocy wszystkie sowy, puchacze i puszczyki oraz ich dzieci – zleciały się na jedno drzewo – i dalejże wyśpiewywać do białego rana. Ale o świcie przyszły do nich inne leśne zwierzątka – wszystkie miały podkrążone oczy i bardzo ponure miny:

– Litości! Czy wy naprawdę musicie się tak drzeć przez całą noc?

– Pomyślcie o tych, którym się na przykład chce spać!

– Gdybyście chociaż śpiewały na przykład jakieś kołysanki, ale wy – drzecie się jak potępieńcy!

– Tak już dłużej nie może być!

No i biedne sowy musiały zacząć myśleć o jakimś innym, nowym zajęciu.

W końcu prababcia sowa Duśka rzekła do puszczyka Czarka tak:

– Leć na wieś.

– Na wieś? Po co? Tam jest jeszcze nudniej, niż tutaj. A w nocy, to i tak tam wszyscy śpią…

I biedne sowy przez następne trzy noce nie robiły nic, tylko – nie mogąc zasnąć – przewracały się z boku na bok. Czwartej jednak nocy, najmłodsza sówka Zofija – wyskoczyła jak Filip z konopi:

– Pobawmy się w straszenie po nocy!

– W straszenie? – Zdziwiły się sowy.

– Oczywiście! Bardzo miło spędzimy czas.

– To doskonały pomysł! – Po przemyśleniu ucieszyły się sowy.

– To dopiero będzie zabawa!

– Można postraszyć ludzi we wsi!

I od następnej nocy sowy, puchacze i puszczyki – zaczęły straszyć. Przycupnięte na gałęziach, wołały:

– Hu! Hu! Hu-hu! – Przekrzykując się wzajemnie.

Z początku inne leśne zwierzątka protestowały przeciwko tym nowym leśnym hałasom. Ale powoli przyzwyczaiły się do nich, a nawet to polubiły. Bo nie wiedzieć dlaczego w lesie i na wsi – zrobiło się znacznie spokojniej.

– Hu! Hu!

– Huhuhu!

– Hu-hu! Hu-hu!

Tekst udostępniamy dzięki uprzejmości Autora – Pana Jerzego Jarka. Więcej bajek Autora TUTAJ.

243 ocen
4.98
dodaj ocenę
×
zapis na newsletter - prezent
Zapisz się na cotygodniowy newsletter z wydarzeniami w Twoim mieście i odbierz eBook za darmo! wybierz eBook dla siebie
zapis na newsletter - prezent