Fisher Price
rysuj
Zielona Sowa
Zielona Sowa

Urszulce – zamiast trenu

Był jasny październikowy dzień. Ciepły wiatr z południa poruszał żółknącymi listkami rosnącego za oknem klonu. W promieniach słońca migotały nitki babiego lata. Na błękitnym niebie jak anielskie włosy rozsnuwały się białe pasma pierzastych chmur.
Przy stoliku siedziała dziewczynka, pochylając się nad arkuszem papieru i pokrywając białą powierzchnię barwnymi plamami. Pracowała w skupieniu, pomagając sobie wysuniętym koniuszkiem języka. Oczy błyszczały, a na twarzy od czasu do czasu rozkwitał uśmiech.
Przez uchylone drzwi pokoju zajrzała kobieta. Stała przez chwilę nieruchomo, po czym podeszła do stolika.
– Mogę zobaczyć, co dzisiaj malujesz, córeczko? – Uśmiechnęła się i pogładziła dziewczynkę po głowie.
– To moje marzenie, mamusiu – odparła, odchylając się lekko do tyłu i odsłaniając rysunek. – Teraz jest w nim spokojnie i trochę sennie. Słońce miękko muska dojrzewające jabłka. Kwitnie jeszcze dużo kwiatów, wśród których polatują motyle i pszczoły. W słonecznym cieple uwijają się zwinne mrówki, przemykające w górę i w dół wśród łuszczącej się kory starych cisów o smukłych pniach. Czasem odzywają się głosy ptaków przelatujących wśród pokrytych owocami krzewów dzikiej róży. Wśród dojrzewających ziół świerszcze wciąż wygrywają swoje pieśni, ale czuje się już nastrój jesieni i przygotowania do odpoczynku. Chciałabym tam teraz być razem z tobą i tatusiem. Marzę, by ten ogród odwiedzało mnóstwo przyjaciół. Ludzie czuliby jedność z naturą, rozumieli chropowatość kory drzew i miękkość trawy, pokrywającej wilgotną ziemię. A najważniejsze, by mogli przychodzić ze swoimi problemami i zostawiać je tutaj, a wychodzić lekko, zabierając ze sobą spokój i miłość. Czy taki ogród może istnieć?
– Mój ty skarbie! Jesteś nie tylko malarką, ale i poetką. Już wyobraziłam sobie nas w tym ogrodzie. I dużo dzieci bawiących się w berka pomiędzy drzewami. I starszych, rozmawiających z ptakami i wiatrem. Masz bardzo piękne marzenie. Szkoda, że tutaj, w mieście, nie możemy stworzyć takiego ogrodu – chociaż, dlaczego nie? Powiem ci coś: marzenia się spełniają – trzeba tylko marzyć wystarczająco mocno. Myślę, że będziesz miała swój ogród. Czy mogę już czuć się zaproszona?
– Oczywiście, mamuś. Zaraz dokończę rysunek.
Kobieta ucałowała głowę córki i cicho wyszła z pokoju.
Urszulka wróciła do malowania. Po kilkunastu minutach odłożyła pędzel i popatrzyła na swoje dzieło – najpierw przyglądała się krytycznie, marszcząc czoło, by po chwili uśmiechnąć się z zachwytem. Potem wstała, podeszła do okna, wystawiając twarz na promienie słońca, po czym przeniosła wzrok na ścianę, gdzie wisiał jej portret, namalowany przed dwoma laty przez ulicznego artystę. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest chora. Dziewczynka z portretu miała brązowe oczy i lekko falujące ciemnoblond włosy. Odruchowo podniosła rękę, dotykając gładkiej skóry głowy.
Anna usłyszała dzwonek do drzwi. Odstawiła z kuchenki czajnik z gotującą się wodą i otworzyła. Za drzwiami stała wychowawczyni córki.
– Dzień dobry. Czy mogę na chwilę? Przyszłam się dowiedzieć, co słychać u Urszulki. Dłuższa nieobecność spowodowała, że narobiło się trochę zaległości. Chciałabym na ten temat porozmawiać.
– Cieszę się, że pani przyszła. Proszę wejść, właśnie zagotowała się woda, zrobię herbatę.
Kobiety rozmawiały kilkanaście minut, po czym Anna wstała i przeszła do pokoju córki. Zobaczyła ją stojącą przy otwartym oknie i wpatrującą się w dal. Zapukała delikatnie we framugę drzwi.
– Uleńko, przyszła twoja wychowawczyni. Czy mogłybyśmy wspólnie porozmawiać?
Dziewczynka odwróciła się, szybko chwyciła leżącą na tapczanie perukę i założyła ją na głowę.
– Dobrze, mamuniu. Bardzo ją lubię. Chodźmy.
– Dzień dobry. – Dziewczynka podeszła do nauczycielki. – Cieszę się, że odwiedza nas pani.
– Ja też się cieszę, że cię widzę. Rozmawiałam z twoimi przyjaciółkami – gdy się dowiedziały, że wybieram się do ciebie, wszystkie chciały ze mną iść. Franek prosił, żeby cię pozdrowić. Często pyta o ciebie pani Marianna, której tak chętnie pomagasz. Stęskniły się za tobą kwiaty – mam wrażenie, że są jakieś słabsze. Czekają gołębie i wróbelki, dla których zawsze przynosisz okruszki i ziarna. Jesteś nam wszystkim potrzebna, serduszko!
– Dziękuję za tyle dobrych słów. – Urszulka się zarumieniła. – Proszę podziękować wszystkim za pamięć. Obiecuję, że niedługo powrócę. Czy mogę na chwilę przeprosić?
Zakręciła się na pięcie i już jej nie było. Wróciła za chwilę, trzymając w rękach barwny arkusz.
– Farby już wyschły. To upominek ode mnie dla całej klasy. Pomyślałam, że dobrze byłoby, gdyby wzbudził czyjś uśmiech i przypominał o tym, co jest piękne.
– Ogród… Hm, przekazałaś w tym obrazie całą siebie. Jakie czyste, jasne barwy!… Oprawimy go i powiesimy w klasie. Jestem pewna, że ze wszystkich obrazów świata właśnie ten pobije rekord zebranych uśmiechów.
Następne dwa tygodnie były dla Uli wypełnione pracą nad zadaniami, które przyniosła nauczycielka. Prawie każdego dnia odwiedzały ją koleżanki. Stopniowo odrabiała zaległości. Któregoś dnia jak zwykle po południu zadźwięczał dzwonek. Urszulka szybko założyła perukę – ciągle wstydziła się pokazywać bez włosów – i pobiegła do drzwi. Po otwarciu ujrzała śniadą twarz i ciemne kędziory Franka. Prawą rękę trzymał schowaną za plecami.
– Cześć – powiedział nieśmiało. – Dzisiaj po zajęciach dziewczyny poszły z klasą na przedstawienie, więc pomyślałem, że może… nie będziesz miała nic przeciwko temu, że ja…
Wyciągnął rękę z bukiecikiem stokrotek.
– Zerwałem je dla ciebie. Rosną na łące za szkołą. Jest tak ciepło, że całe ich gromady wystawiają białe płatki do słońca. Wiem, że lubisz kwiaty.
Twarz chłopca pokrył rumieniec.
– Franku, czy wiesz, jaką mi sprawiłeś przyjemność? Bardzo ci dziękuję. – Wzięła bukiecik i oczy jej zalśniły. – Wejdziesz do mnie?
Jakiś czas później Anna, wróciwszy z zakupami, ujrzała przez uchylone drzwi dwie głowy, pochylone nad rozłożonymi zeszytami. Przeszła cicho do kuchni, a za kwadrans zapukała delikatnie w drzwi pokoju.
– Dzień dobry! Przyniosłam wam kanapki i herbatę. Odpocznijcie trochę.
– Dzień dobry pani. – Franek wstał z krzesła. – Przyszedłem dziś zamiast koleżanek. Wychowawczyni zwolniła mnie z zajęć, żebym odwiedził Ulę.
– A ja już myślałam, że w klasie Urszulki są same dziewczęta. Miło mi, że cię poznałam. Nie przeszkadzajcie sobie – już idę. Smacznego!
Spojrzeniu Anny nie umknął bukiecik, stojący we flakoniku na stole córki. Uśmiechnęła się, wychodząc z pokoju.
Przed odejściem Franek powiedział:
– Pani wychowawczyni prosiła, bym zapytał, czy Ula mogłaby w sobotę pojechać z naszą klasą na wycieczkę do Starego Gaju. Jest piękna pogoda, w planie mamy ognisko i pieczenie ziemniaków. Będzie też jeden z nauczycieli z gitarą. Byłoby miło, gdyby…
Chłopiec urwał, patrząc pytająco.
– Oczywiście. – Anna się uśmiechnęła. – Bardzo się cieszę, że Ulcia będzie z przyjaciółmi. A ciebie zapraszamy do nas, kiedy tylko będziesz miał ochotę.
– Dziękuję pani. Do widzenia.
Dym ogniska wzbijał się w górę. Słychać był trzaski płonących polan, a języki ognia rozsnuwały wokół ciepły blask. Urszulka przyglądała się iskierkom śmigającym wśród płomieni. Bijące od rozżarzonych polan ciepło uspokajało, kołysało…
Stąpała boso po zielonej murawie trawy, przetykanej gdzieniegdzie kępami mchu, uginającymi się pod stopami jak miękkie poduszeczki.
Pamiętała delikatne ciepło i miękki blask słonecznych promieni podczas wycieczki, płonące ognisko, iskierki, dym, a potem nachylającą się nad nią twarz nauczycielki…
Gdzie jestem? Zdumiewała ją zieloność i przyjemny rześki zapach. Weszła pomiędzy drzewa. Widziała białą korę brzóz i gałązki okryte żółtymi liśćmi. Pod nimi wśród niskiej trawy rozpościerały się białe dywany stokrotek. Zrobiło się cieplej. Złotawy blask rozświetlił otoczenie. Zza drzew wyłoniła się kobieca postać w białej sukni. Długie, złociste włosy spływały spod zielonego wianka, a modre oczy uśmiechały się przyjaźnie.
– Witaj, Urszulko. Czekałam na ciebie.
– Co to za miejsce? Kim pani jest?
– Nie poznajesz? To twój ogród marzeń. Jestem Natalia. Chodź ze mną, zobaczysz swoje ulubione miejsca.
Poszły w stronę, skąd dobiegały śpiewne głosy ptaków. Otworzyła się przed nimi polanka, obramowana drzewkami jarzębiny, krzewami róży i czarnego bzu oraz jabłonkami różnych odmian, obsypanymi dojrzewającymi owocami. Środkiem polany płynął strumyczek. Krystaliczna woda opływała kamyki, rozrzucone na piaszczystym dnie. W miejscu, gdzie strumyk się zwężał, przeszły po kamieniach na drugą stronę. Oczom Urszuli ukazał się różnokolorowy dywan kwiatów. Rozchodził się od nich delikatny zapach.
– To są właśnie kwiaty marzeń. Opowiem ci legendę:
W odległej przeszłości wśród wielu pięknych rzeczy w rajskim ogrodzie rosły kwiaty marzeń. Bóg dał je ludziom po to, by utwierdzały ich we wzajemnej miłości. W tamtych czasach nikt nie zrywał kwiatów. Rosły niemal wszędzie. Ludzie żyli w ścisłym związku z przyrodą, na każdym kroku czuli, że są częścią świata.
Przyszedł jednak czas, gdy na świecie pojawiło się zło, a w ludzkie serca wkradło się zwątpienie, strach, nienawiść. Ludzie stali się słabsi. Zaczęli ze sobą walczyć, a wojny i choroby, które się rozprzestrzeniły, sprawiły, że człowiek przestał zwracać uwagę na piękno. Odrywał się coraz bardziej od swojego naturalnego środowiska, zaczął je niszczyć. W niepamięć poszła wiedza o wspólnym dziedzictwie, a ludzkie serca stały się twarde i nieczułe. Zakłócona równowaga spowodowała katastrofy – susze, powodzie, huragany, trzęsienia ziemi. Klęski dotknęły cały żywy świat. Tysiące gatunków ginęło bezpowrotnie, inne rozwijały się w sposób niekontrolowany, niszcząc życie na znacznych obszarach. Skażona ziemia wydawała coraz mniejsze plony. Pojawiły się klęski głodu. Kwiaty marzeń były zawsze mocno związane z człowiekiem, dlatego umierały masowo.
Bóg postanowił jednak obronić świat przed złem i zaczął wlewać miłość w serca ludzi. Musiały upłynąć całe wieki, nim wydało to owoce. Teraz żyjemy w czasach, gdy świat się odradza, a miłość ponownie zajmuje najważniejsze miejsce w hierarchii wartości. Przyszedł czas na to, by kwiaty marzeń rozprzestrzeniły się po świecie.
– Oto i cała historia, Urszulko. – Natalia uśmiechnęła się promiennie. – Usiądźmy tutaj na trawie. Powiem ci, co będziesz mogła zrobić…
Gdy skończyła mówić, szepnęła:
– Śnij dalej swój piękny sen, kwiatuszku. A gdy się obudzisz, pamiętaj o tym, że tak naprawdę wszyscy żyjemy marzeniami – swoimi i innych ludzi. Jeśli są dobre, Bóg cieszy się i sprawia, że stają się one rzeczywistością.
Dziewczynka zobaczyła jeszcze oddalającą się powoli postać kobiety…
Obudziła się w białej pościeli. Szybko pojęła, że jest w szpitalu. Siedzący przy łóżku mężczyzna natychmiast się poruszył i zobaczywszy, że dziewczynka otworzyła oczy, uśmiechnął się.
– Jak się masz, skarbie? Długo spałaś.
– Dzień dobry, tato. Znowu w szpitalu… Nie wiem, co się stało. Siedziałam z innymi przy ognisku, a potem nagle znalazłam się w ogrodzie.
– Zemdlałaś przy ognisku. Wszyscy się przestraszyli, a najbardziej Franek. Twierdził, że to jego wina. Nie mogli ciebie obudzić. Na szczęście leśniczy szybko cię tu przywiózł. Gdy dotarliśmy z mamą, byłaś już pod kroplówką. Teraz już jest dobrze. Spałaś bardzo długo. Mama zaraz przyjdzie. Twój kolega cały czas czeka na korytarzu – może w międzyczasie poproszę go tutaj?
– Poproś Franka. Wiesz, on jest trochę nieśmiały – mógłbyś nas zostawić na parę minut?
– To żaden problem. – Wyszedł na korytarz, a w chwilę potem ujrzała Franka.
– Cześć, Ula. Nie gniewasz się na mnie?
– Ależ za co miałabym się gniewać?
– Zmęczyłaś się przeze mnie. Wybacz, proszę. Nie chciałbym, żebyś chorowała. Szczerze powiedziawszy, przestraszyłem się. To się stało tak szybko…
– W porządku, Franuś. W mojej chorobie tak czasem bywa. Gdybym wtedy siedziała w domu, pewnie byłoby tak samo. Przynajmniej spędziłam czas przyjemnie.
Chłopiec wyciągnął coś z trzymanej w ręku torby.
– To dla ciebie. Gdy dzisiaj czekałem na korytarzu, podeszła do mnie pewna kobieta. Poprosiła, żebym ci to oddał. Powiedziała tylko, że w środku są nasiona kwiatów i że będziesz wiedziała, co z nimi zrobić.
Podał niewielki pakunek.
– Pójdę już. Czy będę mógł cię jeszcze odwiedzić?
– Oczywiście, Franku. Do zobaczenia!
Po wyjściu chłopca rozpakowała otrzymaną paczuszkę. Rodzice weszli akurat w momencie, gdy ujrzała spoczywające w tekturowym pudełku nasiona o wrzecionowatym kształcie, każde o długości około pół centymetra. Było ich kilkanaście.
– Dzień dobry, córeczko. Widzę, że się nie nudzisz. Dostałaś upominek?
– Tak, mamusiu. To są bardzo ważne nasiona. Czy długo tutaj zostanę?
– Tylko kilka dni, żebyś się trochę wzmocniła – powiedział ojciec. – Jeszcze dziś przyniosę ci doniczkę z ziemią. Ciekawy jestem, co wyrośnie z tych nasion.
– Piękne kwiaty, tatusiu. Zobaczycie…
– Ulciu, masz gościa! – dobiegł z przedpokoju głos matki.
Podniosła głowę znad szkicu, nad którym pracowała, i w tej chwili usłyszała delikatne pukanie. Wpadła w panikę. Gdzie moja peruka? Przypomniała sobie, że zostawiła ją w łazience. Co ja teraz zrobię? – przemknęło jej przez myśl.
– Mamo, poproś do dużego pokoju! – krzyknęła. – Ubieram się właśnie, zaraz przyjdę.
Po kilkunastu sekundach otworzyła cichutko drzwi i na palcach przemknęła do łazienki. Zakładając perukę, szepnęła do siebie:
– Uff, ale było krucho.
Poszła przywitać gościa. Z przyjemnością zobaczyła Franka. Wstał od stołu.
– Cześć, Ulka. Przepraszam, że bez uprzedzenia, ale biegałem po łące i zobacz, co jeszcze spotkałem. – Podał jej bukiet stokrotek. – Mamy już listopad, a jest tak ciepło, że kwitną jak szalone – całymi dywanami.
– Dziękuję, są bardzo piękne. Chodź, to pokażę ci, nad czym pracuję.
Weszli do pokoju. Franek podszedł do rozłożonego na stole szkicu i pokręcił głową.
– Muszę przyznać, że jesteś artystką. Chciałbym tak malować. Mnie wychodzą same bohomazy. Gdy trzeba w domu zrobić pracę z rysunków, bez pomocy mamy się nie obejdzie – zresztą tylko dlatego dostaję od czasu do czasu dobry stopień, bo jak się popatrzy na to, co robię w szkole, to można pęknąć ze śmiechu.
Roześmieli się oboje.
– Dziękuję za kwiatki. Ja też mam coś dla ciebie. – Urszulka sięgnęła po stojącą na parapecie doniczkę. – Spójrz, są pączki i lada dzień otworzą się kwiaty. Pamiętasz paczuszkę, którą dałeś mi w szpitalu? To są kwiaty marzeń. Pielęgnuj je. Mają bardzo stare pochodzenie i niezwykłe właściwości. Trzeba tylko pamiętać o jednym – nie można ich zrywać. Gdy przekwitną, zostaw je na kilka tygodni bez podlewania. Wówczas, gdy delikatnie odsłonisz ziemię, ujrzysz kilka podłużnych cebulek – po podlaniu wyrosną z nich kwiaty. A teraz powiem ci, co jest najważniejsze: jeśli ofiarujesz cebulkę lub kwiat temu, komu dobrze życzysz – ale pamiętaj, żeby nie był zerwany – osobie tej spełni się jakieś marzenie. Spełniać się mogą tylko dobre marzenia i z tego, co wiem, nie wszystkie – Bóg ma własne plany wobec każdego z nas. Chce, abyśmy pomagali sobie wzajemnie i dla każdego człowieka wybiera taką drogę, która jest najlepsza. Weź tę doniczkę z kwiatkami. Niech ci przyniosą wiele dobrego…
Upłynęło kilka miesięcy. Zbliżał się koniec roku szkolnego. Choroba coraz bardziej dawała o sobie znać i Urszulka rzadko pojawiała się w szkole. Pani Justyna prosiła innych nauczycieli, by każdą obecność dziewczynki wykorzystywali do sprawdzania wiadomości i stawiania ocen. Uzyskała też zgodę na prowadzenie indywidualnych zajęć w domu.
Na przekór chorobie dziewczynka była bardzo towarzyska i pogodna. Niekiedy jednak zdarzało się, że zamykała się w swoim pokoju na długie godziny i wtedy nie chciała rozmawiać z nikim oprócz rodziców i Franka, który często ją odwiedzał. Chwile samotności wykorzystywała najczęściej na malowanie.
Któregoś dnia Franek poprosił ją:
– Czy mogłabyś udzielić mi paru lekcji malowania? Patrzyłem, jak pracujesz i pomyślałem, że może czegoś bym się nauczył, gdybym spróbował malować pod twoim kierunkiem.
– Hmm, możemy spróbować. Na początek musisz zapamiętać dwie zasady. Zawsze staraj się wykonać pracę jak najlepiej, ale jeśli nie będzie ci wychodzić, to się nie załamuj. W malarstwie, tak jak i w każdym zajęciu, liczą się przede wszystkim dobre chęci.
– Ha, jeśli tak, to może nie będzie ze mną tak źle. – Chłopak się roześmiał. – A druga zasada?
– Staraj się przelewać swoje uczucia na to, co robisz, bo ważniejsze jest serce niż rozum. Jeśli będziesz tak czynił, inni będą odbierać twoją pracę tak, jak będziesz chciał ją przekazać. A teraz siadaj przy stole, rozłóż czysty arkusz i spróbuj coś namalować – cokolwiek ci właśnie teraz przyjdzie na myśl. Zostawiam cię samego, żebyś się nie rozpraszał.
Wróciwszy po dwudziestu minutach, ujrzała niedokończony jeszcze rysunek. Franek stał przy oknie, przyglądając się kwiatkom.
– Czy to prawda, że twoja choroba nie daje się wyleczyć? – spytał.
– Chyba tak. Lekarze robią, co mogą, ale to postępuje. Organizm nie wytwarza krwi tak, jak powinien. Ale nie martwię się tym aż tak bardzo. Wierzę, że wszystko będzie dobrze. Ty także nie martw się – możesz mi to obiecać?
– Dobrze. Powiedz, gdybym ja miał jakieś ważne marzenie, to mógłbym liczyć na to, że się spełni?
– Zawsze trzeba na to liczyć. A teraz pokaż mi, co namalowałeś. Mhm, ciekawe… Lubisz góry?
– Uwielbiam je!
– Opowiesz mi o górach?
– Och, bardzo chętnie. Góry to moja ogromna pasja. Są dla mnie jak żywa istota, jak przyjaciel. Gdy człowiek znajdzie się tam, czuje, jak są ogromne, a jednocześnie bliskie i przyjazne. Nigdy nie byłaś w górach?
– Nigdy. Może kiedyś się wybiorę.
– Chciałbym ci je pokazać! Jutro przyniosę ci zdjęcia – mam ich całe mnóstwo.
Urszulka nie zobaczyła już zdjęć. Tej nocy znalazła się w szpitalu…
Kilka tygodni później dźwięk dzwonka wyrwał Annę z zamyślenia. Otworzyła drzwi – ujrzała panią Justynę i Franka.
– Czy możemy wejść i porozmawiać? – spytała cicho nauczycielka.
– Proszę bardzo. Jestem sama. Mąż wyjechał w delegację na tydzień. Dobrze, że przyszliście, bo sama nie wiem, co mam robić. Zapraszam do pokoju. Usiądźcie, proszę, zaraz zrobię herbatę.
– Poprosiłam Franka, żeby przyszedł ze mną, bo wiem, że oboje z Urszulką bardzo się polubili – zaczęła Justyna. – Mamy dla pani pewną propozycję. Pamięta pani, gdy przyszłam do szpitala ze świadectwem i książką, jaką Urszulka dostała w nagrodę? Cieszyła się ze świadectwa, ale mówiła, że na nagrodę i pochwały nie zasłużyła.
– Tak, a pani na to, że przecież wszyscy wiedzą, jak dobrze się uczyła pomimo choroby i jaka była chętna do pomocy w różnych sprawach.
– A potem już nic nie powiedziała. Tak bardzo chciało mi się płakać! Ale powstrzymałam się, bo przecież wcześniej mówiła, żebyśmy się nie martwili, że ona już widziała ogród i będzie na nas w nim czekała. Powiedziała też, że jej marzenie się spełnia. Dlatego, pani Anno, przyszliśmy teraz z Frankiem, żeby porozmawiać o tym, co możemy zrobić, żeby Urszulka się ucieszyła.
– Cóż, możemy pamiętać i myśleć, że jest jej dobrze na tamtym świecie.
– Tak, ale nie tylko. Możemy uczynić coś, co ona sama zrobiłaby dla innych ludzi.
– Myślałam o tym. Pozostawiła po sobie dużo obrazków. Chętnie przekażemy je szkole.
– Przyjmiemy je z ogromną wdzięcznością. Czy Urszulka mówiła pani o swoim spacerze w ogrodzie i o kwiatach marzeń?
– Tak, przekonywała nas, że to się zdarzyło naprawdę. Oboje z mężem zgodziliśmy się ze wszystkim, co mówiła, ale dobrze wiemy, że była wtedy w szpitalu i to był tylko piękny sen. Tak marzyła o ogrodzie! O takim zwykłym ogrodzie, do którego zapraszałaby przyjaciół i w którym wszyscy byliby szczęśliwi.
– A jeśli to nie był sen? – wtrącił Franek. – Jeśli rzeczywiście była po tamtej stronie i wróciła, żeby nam coś ważnego przekazać? Muszę pani coś powiedzieć. Ula, dając mi doniczkę z kwiatem, mówiła o kwiatach marzeń i o tym, jakie są niezwykłe i jak potrzebne tym, którzy są nam bliscy. Pomyślałem wtedy, że jeżeli jest to prawda, to moim największym marzeniem jest, aby ona wyzdrowiała. Kiedy odeszła, w pierwszym odruchu pomyślałem, że to oszustwo i że Bóg jest niesprawiedliwy. Jaki byłem wtedy zły, rozżalony! Doniczki po kwiatach, które hodowałem, wyrzuciłem do śmietnika, a same kwiatki rozrzuciłem po łące za szkołą. Dwa dni później zbierałem cebulki, bo kwiatki już zwiędły. Posadziłem je znowu. I rosną. Teraz wiem, że muszę wierzyć w to, co mówiła Ula. Wierzę w to, że jest ogród, w którym wszyscy się spotkamy, i że kwiaty marzeń są bardzo ludziom potrzebne.
– Pani Aniu – podjęła Justyna. – Ja też w to wierzę. Naszym obowiązkiem jest zadbać o to, żeby do końca spełnić marzenie Urszulki. Stwórzmy taki ogród, który będzie pamięcią po niej, a jednocześnie pozwoli ludziom odnajdywać szczęście i siebie nawzajem. Myślę, że nie ma znaczenia, czy kwiaty marzeń są czarodziejskie, bo nawet jeśli to zwykłe kwiatki, to mogą uzyskać moc dzięki temu, że będą przypominać o miłości i budzić dobre uczucia. Pomyśleliśmy z Frankiem, że będziemy ofiarowywać ludziom te zadziwiające kwiatki. To na początek. A jeśli pomysł chwyci, spróbujemy też innych działań. Wyobraźmy sobie, że kwiaty marzeń rozprzestrzeniają się po świecie i jest ich coraz więcej, a ludzie czują się bardziej szczęśliwi. Jest wiele sposobów na krzewienie miłości, a ten może być skuteczny, bo jest prosty.
– To prawda. – Oczy Anny rozbłysły. – To naprawdę świetny pomysł. Ogromnie wam dziękuję, że natchnęliście mnie tak wspaniałą ideą. Mam też prośbę, Justynko: mówmy sobie po imieniu, dobrze? A ciebie, Franku, chciałabym prosić, żebyś nas odwiedzał – teraz, kiedy nie ma Ulci, jesteś nam bardzo bliski.
Gdy się żegnali, Anna powiedziała:
– Kiedy Urszulka opowiadała mi o swoim wytęsknionym ogrodzie, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będzie to możliwe. Teraz widzę, jak jej marzenie się spełnia. I czuję, że będzie szczęśliwa, gdy jej w tym pomożemy.

 

 

Robert Karwat
http://robert-karwat.blog.onet.pl/ 

658 ocen
4.95
dodaj ocenę
×
zapis na newsletter - prezent
Zapisz się na cotygodniowy newsletter z wydarzeniami w Twoim mieście i odbierz eBook za darmo! wybierz eBook dla siebie
zapis na newsletter - prezent