Jako rodzice towarzyszymy naszym pociechom w rozwoju. W zasadzie każdy jeden dzień to kolejny krok na wspólnej drodze dorastania. Cierpliwie czekamy na pierwszy chwiejny kroczek, podajemy pierwsze prawdziwe posiłki, pochylamy się nad każdym kwiatkiem i robaczkiem na spacerze, tłumaczymy, odpowiadamy na niezliczone pytania. Rozwija się ciało, rozwija się umysł. Rozwija się też duch, a z nim emocje. Na początku to akurat bardzo proste. Dzidziuś jest smutny, to płacze. Płacze, rozwiązujemy jego problem (jeść, spać, przewinąć, utulić). Dzidziuś znów się śmieje.
Potem wkraczamy w cyklon emocji takiego na przykład dwulatka i tu zaczyna się jazda bez trzymanki!
Maluch czuje złość i czuje ją całe jego ciało, które chce krzyczeć, tupać, rzucać się po podłodze, słowem: siać zniszczenie. Potem, z wiekiem, przyjdzie krzyk (kto choć raz usłyszał „nie kocham cię!” „jesteś głupi” ręka w górę!). Coś się z nim dzieje, sam nie wie, co to. Tutaj jesteśmy właśnie potrzebni my, rodzice, by te uczucia nazwać i pomóc przetrwać. Ale podobno nasze pociechy kiedyś opuszczą gniazdo, choć ja tam nie dopuszczam do siebie tej strasznej myśli. Podobno kiedyś ruszą w świat trzymając w ręku smartfona, a nie naszą pomocną dłoń. I wtedy dzięki naszym niezliczonym działaniom powinny już umieć rozpoznać, co czują. I dobrze by było, gdyby miały pomysł, co z tymi uczuciami zrobić dalej, z pożytkiem dla siebie i bez szkody dla społeczeństwa. Słowem, rzucanie się na podłogę ze złości w klasie maturalnej niewskazane.
Każda emocja czemuś służy. Także gniew.
Gniew pokazuje, że dzieje się coś, na co się nie godzimy. Ktoś przekracza naszą granicę. Może stać się nam krzywda. Alarm, trzeba działać! I teraz dwie drogi się przed nami rysują. Można się w gniewie zatracić, zawziąć, odpowiedzieć agresją. Tylko że to do niczego nie prowadzi. A można nad gniewem zapanować, uspokoić się i wtedy zadziałać u źródła, rozwiązując problem. No tak, tylko niewielu dorosłych to potrafi.
A jak o tym porozmawiać z kilkulatkiem? Tutaj pomocna może być książka „Sam i Watson przeganiają gniew”
Mały Sam pokłócił się z mamą. Mama krzyknęła na niego. Zasłużenie czy nie, nie wiadomo. Wiadomo za to na pewno, że Sam jest teraz bardzo, bardzo zły. Na szczęście ma dobrego przyjaciela, kota Watsona. Kot od razu wyczuwa, że malec potrzebuje pomocy i uspokaja go łagodnym mruczeniem. Co za ulga! Ale co będzie, kiedy Sama dopadnie gniew, a Watsona i jego mruczenia nie będzie obok? A, na to też jest sposób. Watson radzi, by gniew wyobrazić sobie jako paskudne, burzowe chmury. A potem wyczarować magiczny wiatr, który je przegoni. A przekładając to na język dorosłych: jak wykonać kilka uspokajających ćwiczeń oddechowych i ukoić nerwy za pomocą wizualizacji. W wykonaniu Sama to naprawdę proste.
Bardzo chciałabym, żeby i moje dzieciaki znalazły sposób na gniew. Żeby umiały w porę się zatrzymać, wyhamować. Żeby potrafiły okiełznać te emocje i nie dać nim sobą kierować. Na przykład wizualizując czarne chmurzyska i przeganiając je daleko, czemu by nie. Na pewno razem poćwiczymy metodę mądrego kota Watsona. Spróbujcie i wy. Możecie nawet podsunąć tę mądrą książeczkę co bardziej nerwowym dorosłym. Niech i nad nimi częściej świeci słońce pełne radości. Szkoda życia na gniew!
Kasia Krzysztofik, autorka bloga www.dziulkacrew.pl
Sam i Watson przeganiają gniew
Ghislaine Dulier
Zilustrowała: Bérengère Delaporte
Przełożyła: Iwona Janczy
Stron: 40
Oprawa: twarda
Więcej informacji na stronie Wydawnictwa Adamada
Zapraszamy do działu recenzji Miasta Dzieci!