Doprawdy niełatwo to wszystko ogarnąć. Im więcej nowoczesnych gadżetów poznaję, tym częściej dochodzę do wniosku, że moje życie jako rodzica niemowlaka 11 lat temu było mniej skomplikowane. Jest jednak też duży postęp w tych przydatnych niemowlęcych sprzętach jak choćby nianie elektroniczne. Dekadę temu dzięki tym urządzeniom niewyraźny płacz dziecka można było usłyszeć zza drzwi wśród trzasków i szumów, a teraz…
Zawsze myślałam, że niania to niania. Wszyscy wiedzą do czego służy i jak działa, więc trudno tu raczej o zaskoczenie. Do moich rąk trafiła niania video VTech i przyznam, że od razu ją polubiłam. A to dlatego, że nie trzeba ściągać miliona niezbędnych aplikacji a potem zastanawiać dlaczego nie działają, albo działają nie do końca tak jak powinny… Tutaj wystarczyło postawić w pokoju dziecka, uruchomić i gotowe!
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przyjemny dla oka wygląd. Dyskretny i elegancki, bez krzykliwych kolorów i infantylnych kształtów. Lubię tego rodzaju prostotę. Ustawiliśmy więc to biało-czarne cacko w pokoju dziecka i pobiegliśmy na dół sprawdzić jak działa.
Najważniejsze – dźwięki
Niania wychwytuje najlżejszy szmer, który rodzic usłyszy doskonale nawet w odległym pomieszczeniu. Dźwięk jest doskonałej jakości, a jego głośność można regulować. Fajna sprawa szczególnie podczas spotkań towarzyskich, kiedy to naszą starą nianię musiałam trzymać przy uchu, by usłyszeć jeśli dziecko się obudzi. W VTech w takiej sytuacji po prostu zwiększam moc dźwięku i mam pewność, że usłyszę synka mimo głośnych rozmów.
Moje serce skradła jednak funkcja „talk-back” czyli możliwość mówienia do dziecka za pomocą urządzenia. Dzięki śpiewaniu naszych ulubionych piosenek na odległość nie raz udało mi się uspokoić malucha na kilka minut i uratować obiad przed grożącym mu przypaleniem.
Niania tylko dla niemowlaka? Nic z tych rzeczy!
Młodzi rodzice często wyobrażają sobie, że niania przyda im się tylko gdy dziecko będzie maluszkiem. Wtedy można ugotować obiad/obejrzeć film/spotkać się ze znajomymi kontrolując jednocześnie bezpieczny sen dziecka. Tymczasem wynalazek ten (szczególnie z opcją wideo!) przydaje się aż do wieku przedszkolnego. Korzystamy z niego gdy maluch przenosi się z sypialni rodziców do własnego pokoju, gdy wraca z przedszkola z gorączką i gdy podczas zabawy w jego pokoju robi się niepokojąco cicho. No a skoro ma służyć tak długo dobrze byłoby gdyby obraz nadążał za – coraz szybciej przemieszczającym się – dzieckiem. VTech sobie tutaj poradzi.
Standardowy obiektyw sprawdzi się przy łóżeczkowym niemowlaku. Przyda się też opcja zoomu, dzięki której przybliżymy i zobaczymy na odbiorniku konkretny punkt np. twarz dziecka.
Ale w modelu VM5261 jest też efekt WOW czyli drugi – szerokokątny obiektyw o zasięgu 170 stopni. W jego obrazie pojawia się znacznie większy obszar (efekt rybiego oka). Ten bajer w połączeniu z kamerą, która obraca się o 270 stopni oraz pochyla i podnosi o 44 stopnie daje możliwość obejrzenia niemalże całego pokoju. A to się bardzo sprawdzi gdy dziecko dorośnie do etapu samodzielnej zabawy.
Naukowcy z Harvardu (bo któż by inny!) udowodnili, że spanie przy świetle nie wychodzi nam na zdrowie. Jeśli więc uczycie maluszka spania w ciemności, niania VTech automatycznie przełączy się na tryb nocny, a dzięki podczerwieni i tak zobaczycie łóżeczko dziecka. Zobaczycie je bardzo wyraźnie – sprawdziłam wielokrotnie. Ma na to wpływ także pewnie spory, kolorowy wyświetlacz o wysokiej rozdzielczości, nad którym nie trzeba nachylać się z lupą, aby coś dostrzec.
Dodatkowe plusy i jakiś minus
Niby nic a cieszy… Czytelne menu i łatwość obsługi to dla mnie ogromna zaleta. Wideo niania VTech VM5261 zastąpi także płytę z kołysankami i misia szumisia. Można w niej uruchomić przyjazne maluszkowi dźwięki, które wyciszą i pomogą w zasypianiu. No i wreszcie – urządzenie zmierzy temperaturę w pokoju dziecięcym i wyświetli ją na monitorze.
Główne funkcjonalności oraz takie drobiazgi sprawiają, że niania szybko stanie się najlepszym przyjacielem każdego rodzica. Ja najchętniej bym się z nią nie rozstawała. Dlatego brakuje mi wbudowanego akumulatora, który przez chwilę podtrzymywałby zasilanie, dzięki czemu urządzenie mogłoby być bardziej mobilne – ustawiane „na szybko” gdy dziecko jest zostawiane w innym pomieszczeniu na kilka minut. Kabel nadajnika jest dość krotki, dlatego korzystając z niani zawsze trzeba mieć „pod ręką” gniazdko. Sam odbiornik jest natomiast wyposażony w mocny i długo działający bez zasilania akumulator.
No cóż. Nie da się ukryć, że z naszą pierwszą nianią elektroniczną urządzenie VTech ma wspólną tylko nazwę. Intuicyjna obsługa, wiele przydatnych czynności i wysoki poziom wszystkich rozwiązań technicznych – to sprawia, że można ją z czystym sumieniem polecić młodym rodzicom. A czy mogliby się obejść bez takich gadżetów? Tak, ale po co utrudniać sobie (i tak niełatwe przecież) początki rodzicielstwa. I gdy już zdecydujemy się na zakup urządzenia ważne jest, aby było niezawodne i miało takie funkcjonalności, jakich od niego oczekujemy. VTech je ma. Ma nawet więcej!