Arena utonęła w teatralnej ciemności gubiąc swój sportowy, widowiskowy charakter. Była piękna (choć ciut mała w proporcji do obiektu) scena rozświetlona wielobarwnymi światłami, bajkowa scenografia i grająca na żywo orkiestra. Mali widzowie z błyskiem w oku i rumieńcem ekscytacji starali się odnaleźć w natłoku bodźców, emocji i wrażeń. Wzruszająca i pełna gotowość do zanurzenia w magii teatru! Niestety wydaje się, że w spektaklu Kot w Butach prawdziwych teatralnych czarów było niewiele.
Szybko okazało się, że wspomniana Bajka Samograjka stanowiła jedynie ramę dla autorskiego scenariusza, a nowości znacząco zaważyły na fabule i dynamice widowiska. Zniknęło sporo bardzo udanych piosenek, pojawiły się współczesne udziwnienia (np. czarownica na hulajnodze), monotonne dialogi i żenująca w odbiorze interaktywna zabawa z publicznością.
Zaproponowany quiz zamiast przykuć uwagę dzieci skutecznie ją rozproszył, podsycił rozprężenie i wrażenie przedłużającego się chaosu. Spektakl podzielono na trzy części (aż trzy!) przeplecione dwiema 15-minutowymi przerwami, w czasie których dzieci zapamiętale przemierzały niezliczone schody w sektorach wznoszących i tłoczyły się wokół stoisk ze spektaklowymi gadgetami. Ku przerażeniu rodziców można było wybierać między plastikowymi mieczami i koronami mieniącymi się tęczą cekinów i różowego puchu. Czas dłużył się niemiłosiernie! Jeszcze przed rozpoczęciem trzeciego aktu publiczność zaczęła się wykruszać. Trzeba przyznać, że w wielu przypadkach chodziło o rzeczywiste zmęczenie młodych widzów – spektakl nie miał ograniczeń wiekowych; barwne plakaty i kuszące opisy sprawiły, że na widowni zasiadły licznie naprawdę małe dzieci, dla których pora przedstawienia była prawdziwym wyzwaniem (początek o 18.00). Płaczliwe i zniecierpliwione utrudniały odbiór reszcie publiczności. Niemniej historia w wersji maxi zmęczyła także starszych widzów, a już najdotkliwiej dała się we znaki najstarszym, czyli opiekunom. Dzieci z okrutną uszczypliwością wytykały palcami młynarza Janka, którego grała… pani, a rodzice zastanawiali się, czy wszystkie piosenki zostaną odśpiewane z playbacku lub półplaybacku. Maluchy nie były w stanie zrozumieć tonących w płaczach i krzykach słów koszmarnie wymyślonej i zagranej królewny, a dorosłych kłuł w oczy wszech obecny kicz niczym z disneyowskiego show.
Były w widowisku momenty, godne uwagi i dostrzeżone przez dzieci, np. zaskakująca i przejmująca scena z olbrzymem, który na prośbę kota zmienia swe oblicza, grana na żywo muzyka, czy ciekawa kreacja aktorska tytułowego Kota. Ale to nie wystarczy, by się zachwycić! Na swoje nieszczęście spektakl pojawił się w Poznaniu w czasie, gdy teatralne zmysły jego najmłodszych mieszkańców i ich opiekunów są wyostrzone do granic możliwości. W ostatnich tygodniach gościliśmy w naszym mieście dwa festiwale teatru młodego widza (Konteksty oraz Biennale Sztuki Dziecka) i stoimy u progu kolejnego (Sztuka Szuka Malucha w ramach Festiwalu Malta). W czerwcu, w stolicy Pyrlandii nie jest łatwo sprzedać teatralnego kota w worku! Bogactwo i dostępność parateatralnych doświadczeń kreują małych koneserów i podnoszą poprzeczkę artystom. Za cenę jednego biletu na widowisko Kot w Butach Live (nawet do 120zł) można było nabyć wejściówki na kilka spektakli w ramach odbywających się w zbliżonym czasie festiwali. I tak należało uczynić; z pewnością, z perspektywy kształtowania wrażliwości i kulturalnych gustów naszych dzieci, byłaby to bardziej trafiona inwestycja.
Ania Maschke