Tymczasem dowiadujemy się, że wirtualne przyjaźnie na Facebooku i ograniczone kontakty z rówieśnikami „w realu” oraz mniejsze rodziny – wszystko to nie sprzyja rozwijaniu w dzieciach empatii. Czy rodzic może temu jakoś zaradzić? Czy empatii i współczucia możemy dziecko nauczyć? Jak to zrobić?
Wojciech Eichelberger – Zacznijmy od tego, że dzieci nie trzeba uczyć współczucia i empatii, to dorośli mogą się od nich uczyć. Właściwie postawione pytanie powinno brzmieć: „Jak nie oduczyć dzieci współczucia i empatii?”
- No więc: Jak nie oduczyć dzieci współczucia i empatii?
Przede wszystkim, nie wyśmiewać naturalnych u większości dzieci odruchów empatii i współczucia np. wobec innych krzywdzonych dzieci, cierpiących dorosłych, poniewieranych i zabijanych zwierząt czy ścinanych starych drzew. Dziecięca zdolność do empatii często wprowadza nas rodziców w zakłopotanie, bo obnaża nasze znieczulenie i zaślepienie, które uznaliśmy za właściwe przygotowanie do życia. Dlatego – na zasadzie kulturowo-pokoleniowej fali – współczucie i empatia traktowane są jako przejaw niedojrzałości, naiwności i słabości. Z tego samego powodu dzieci wierne tym naturalnym odruchom są często mobbingowane przez zdeprawowane dziecięce ofiary powszechnej „darwinowskiej” socjalizacji, a przez większość dorosłych traktowane z ironią i politowaniem.
- Czy mówimy tu również o tym, w jaki sposób przedstawiane jest dziecku jedzenie mięsa?
To tylko jeden z wielu przejawów darwinowskiej socjalizacji (albo ultra-liberalnej czy rynkowej) – czyli promującej dominację i rywalizację, prawo przetrwania silniejszego, eliminację słabszych i tych, którzy sobie gorzej radzą. Skrajnie darwinowską ideologią był/jest nazizm – uznający biologiczną i kulturową dominację jednej rasy/narodu nad wszystkimi innymi. Darwinowska toksyna zatruwa także umysły wszelakich religijnych fundamentalistów i dogmatycznych ideologów, którzy swoje pomysły i przekonania uznają za jedynie słuszne i dążą do narzucenia ich innym. Ale by dać sobie moralne prawo do narzucania innym naszej władzy i poglądów czy wręcz odmawiania prawa do godności i istnienia, najpierw potrzebujemy wywyższyć siebie i poniżyć, a nawet wzgardzić innymi. Empatia, współodczuwanie i towarzysząca im pokora stanowią dla takiej mentalnej operacji przeszkodę nie do pokonania. Aby się więc socjalizować, w pierwszym rzędzie ich właśnie musimy się pozbyć.
Jasna, zwarta, praktyczna, mądra i nowoczesna pomoc online
w wychowaniu dzieci. Sprawdź!
Tymczasem stosunek dzieci miejskich do świata zwierząt kształtowany jest w atmosferze nieświadomej hipokryzji i podwójnego moralnego standardu. Współczesne miejskie dzieciństwo jest wręcz przeładowane zwierzęcymi pluszakami, książeczkami, filmami i symbolami uczącymi zachwytu, podziwu i szacunku dla świata zwierząt. Bohaterowie-zwierzęta posiadają imiona, ludzkie cechy i charaktery. Adresowany do dzieci system wychowawczo-rozrywkowy zachęca do identyfikowania się ze zwierzętami i brania ich sobie za wzorce. Gdy trochę dorosną większość dzieci obdarowana zostaje prawdziwym kotkiem lub pieskiem z którymi nawiązują silną emocjonalną więź. Słowem, miejska kultura robi bardzo wiele, by rozkochiwać dzieci w zwierzęcym świecie i w naturze. Wynika to, ze zrozumiałej potrzeby skompensowania – właściwego miejskiej egzystencji – braku dostatecznej ilości kontaktu z naturą. (W krajach o wysokim stopniu urbanizacji diagnozuje się już u dzieci Syndrom Deficytu Natury-Nature Deficit Syndrom).
Wszystko to wyglądałoby mądrze, ślicznie i sympatycznie, gdyby nie dramatyczna aksjologiczna niespójność tego kulturowego przekazu przejawiająca się w upokarzającym i okrutnym traktowaniu i codziennym zabijaniu setek miliardów realnych, hodowlanych świnek, krówek, kurczaczków, kaczuszek, a także koników i piesków. Można wprawdzie dość łatwo wmówić miejskim dzieciom, że kawałek gustownie opakowanej różowej substancji nie ma nic wspólnego z np. ich ukochaną Świnką Peppą, ale nie zawsze uda się ukryć odrąbane kości i krew. Więc kiedyś trzeba im przekazać – nie dający się pojąć ani pogodzić we współczującym dziecięcym sercu – powszechny pogląd, że zwierzęta przeznaczone do kochania nie mają nic wspólnego ze zwierzętami przeznaczonymi do zabijania i jedzenia. Że są zwierzęta lepsze – te własne, posiadające imiona, o które się troszczymy, które leczymy, gdy są chore i za którymi płaczemy, gdy odchodzą – i te gorsze, bezimienne dostarczające nam pokarmu, których ponury, rozpaczliwy los ma nas nie obchodzić. Bo do ofiary ich życia – jako gatunek szczególny, jedyny na tej ziemi zdolny do myślenia, życia zgodnie z wartościami i przeżywania uczuć wyższych np. takich jak współczucie i miłość (Sic!) – mamy ponoć prawo dane nam od Boga i natury. Tak więc, wprawdzie nasza mięsożerna kultura nie nakłania dzieci do bezpośredniego uczestniczenia w zabijaniu ukochanych zwierzątek, ale z pewnością wymusza na większości z nich bierne uczestnictwo w okrutnym zabijaniu na ogromną skalę ich braci i sióstr.
Zważmy jeszcze, że mimo tak wysoko uwiarygodnionego przekonania i mandatu na zabijanie zwierząt, jakoś nie przychodzi nam do głowy , by w programach szkolnych czy w ramach rodzinnych rozrywek uwzględniać wycieczki do ferm hodowlanych i do tzw. ubojni – których uchylając się przed niewygodną prawdą, wolimy już nie nazywać rzeźniami. Uznajmy to za przejaw zdrowego i uzasadnionego – choć przez większość wypartego – wstydu oraz zbiorowych, głęboko skrywanych wyrzutów sumienia i niepewności, co do naszych, rzekomych gatunkowych uprawnień. Piętrowa hipokryzja, schizofreniczno-paranoiczne myślenie o naszych ludzkich uczuciach, zachowaniach i uprawnieniach wobec zwierząt z pewnością przyczyniają się do stopniowego wykorzeniania z serc kolejnych pokoleń zdolności do empatii i współczucia – a tym samym skutecznie uspasabiają coraz więcej ludzi do wykorzystywania i gardzenia słabszymi, eksploatowania planety i nieustannego prowadzenia bratobójczych wojen.
- Wiele mówi się o szkodliwym wpływie mediów społecznościowych i braku bezpośrednich kontaktów społecznych młodych ludzi.
To ważna kwestia i jej blokujący wpływ na rozwój zdolności do empatii i współodczuwania został już dość dokładnie zbadany. Okazuje się że nadmierne korzystanie z portali społecznościowych, smsów i innych komunikatorów hamuje rozwój tzw. neuronów lustrzanych w płatach czołowych ludzkiej kory mózgowej. Służą one do tego, by trafnie odczytywać emocje i nastawienia drugiej osoby z wyrazu oczu, mimiki twarzy, tonu głosu, mowy ciała – mogą się więc wykształcić jedynie w bezpośrednich, spontanicznych i długotrwałych relacjach z ludźmi. Tak więc, z oczywistych powodów są również niezbędne do tego, by empatycznie wchodzić w położenie innych, rozumieć ich uczucia i ich sytuację . Nie można więc wykluczyć, że z nadużywania od wczesnego dzieciństwa komunikatorów bierze się lawinowo narastająca ilość dzieci diagnozowanych jako zespół Aspergera – polegający m.in. na ograniczonej zdolności do trafnego odczytywania komunikatów pozawerbalnych, a tym samym zdolności do trafnego adresowania empatii i współczucia w relacjach międzyludzkich.
Dodatkowym czynnikiem zwiększającym ilość czasu spędzanego przez dzieci z komunikatorami – ze wszystkimi tego konsekwencjami – jest coraz powszechniejsze jedynactwo. Posiadanie rodzeństwa jest nie tylko niezastąpionym treningiem podstawowych umiejętności społecznych i emocjonalnej inteligencji, lecz również zaspakaja w znaczącej mierze dziecięcy głód kontaktów społecznych – a wtedy zależność od wirtualnych relacji w sieci nie jest tak wielka.
- A co z grami i filmami?
Warto zauważyć, że coraz częściej bohaterami popularnych filmów i seriali są ludzie z cechami zespołu Aspergera lub psychopatii – czyli ludzie z ograniczoną zdolnością do odczuwania wyższych uczuć i wartości, po trupach dążący do upragnionego celu, którym z reguły jest władza, wpływ, bogactwo, zemsta albo przeżycie uwarunkowane zdolnością do skutecznego i okrutnego likwidowania innych. Mam na myśli np. bohaterów seriali „House of Cards”, „Breaking Point”, „Sherlock”, „Gra o tron” czy filmy takie jak „Wilk z Wall Street” – żeby wymienić tylko ostatnie produkcje. Łatwo dostrzec, że fascynacja psychopatią, a po części też Aspergerem jest spójna z podstawowym przekazem wiodącej kultury rywalizacji, dominacji i pogardy dla słabszych.
Na podobnej zasadzie skonstruowana jest większość popularnych gier, które nagradzają zachowania agresywne i okrutne. Kierowany do młodych ludzi przekaz jest równie oczywisty co groźny i zasmucający: „tylko zachowując się w sposób pozbawiony wszelkich skrupułów, odruchów serca i wyzuty z wartości masz szanse na prawdziwy sukces we współczesnym świecie”.
Myślę, że nasze dzieci byłyby szczęśliwsze, a i świat lepszy, gdyby popularna kultura zamiast przekazu dzielącego ludzki świat na niezdolnych do współczucia psychopatycznych zwycięzców i na pogardzanych przegranych, proponowała przekonywujące wzorce tolerancji, empatii i miłości. Tym bardziej, że cywilizacyjnie powołane do tego instytucje religijne zostały w tak wielkim stopniu zainfekowane darwinowskim widzeniem ludzkiego świata, że ich przekaz dramatycznie stracił na wiarygodności.
- Wielu rodziców, a szczególnie ojców uzna, że przesadzasz. Uważają, że brutalne filmy i gry są zdrowym i bezpiecznym dla społeczeństwa sposobem wyładowania negatywnych emocji i agresji i nie widzi niczego złego w dostępie dzieci do tego typu mediów. Co o tym myślisz?
Jest dokładnie odwrotnie. Badania wykazują jednoznacznie, że np. po wyjściu z brutalnego filmu widzowie znacznie rzadziej reagują współczuciem w symulowanych sytuacjach wymagających udzielenia komuś pomocy. Podobne zjawisko zaobserwowano wśród osób grających w brutalne gry. Granie w tego typu gry uczy agresji i czyni ją moralnie zasadną i usprawiedliwioną.
Całkowitym mitem jest teza, że mordując kogoś w grze komputerowej odreagowujemy agresję, co pozwoli nam uniknąć pokusy zamordowania kogoś w realu. Wręcz przeciwnie. Silne negatywne emocje przeżywane w sytuacji, w której duże mięśnie nie angażują się w intensywny ruch, powodują skumulowanie w organizmie dużych ilości adrenaliny, co przez wiele godzin utrzymuje nasze ciało i umysł w trybie walki-ucieczki – czyli gotowości do agresywnych zachowań . Tak więc agresywne gry i filmy nie dają nam okazji do odreagowania agresji lecz kumulują agresję, która domaga się odreagowania w realu. Polecam książkę „Cyfrowa demencja” w której przedstawiono te i inne wyniki licznych badań dotyczących wpływu współczesnych mediów na kształtowanie się mózgów i charakterów młodych ludzi.
W takim razie, w podsumowaniu naszej rozmowy stwórzmy minikatalog – wspierających podtrzymanie i rozwój zdolności do empatii i współczucia – rodzicielskich decyzji oraz wychowawczych procesów i interwencji.
Oto one:
- decydować się przynajmniej na dwójkę dzieci – nie fundować ukochanemu pierwszemu dziecku smutku i samotności jedynactwa
- tworzyć kontrkulturowe środowiska w wymiarze rodzinnym, lokalnym, środowiskowym i społecznym, które wartości współodczuwania i empatii nie tylko deklarują, ale także praktykują.
- oferować dzieciom własne spójne wzorce empatii, współodczuwania i miłości – uwrażliwiać siebie i dzieci na sytuacje stosowania podwójnych standardów moralnych i hipokryzję
- proponować jak najwięcej sytuacji wymagających żywego kontaktu z ludźmi.
- wspierać grupowe działania dzieci oparte na współpracy i realizowaniu wspólnych celów.
- ograniczać siedzenie w domu i czas spędzany ze smartfonami i komputerem – ale nie zakazami lecz ofertami kontaktu/wspólnego działania np. zabawy, sportu, rozrywki
- zachęcać do uprawiania sportów drużynowych.
- wspólnie z dziećmi robić coś bezinteresownie dla dobra innych, słabszych, upośledzonych, cierpiących ludzi i zwierząt.
- nie ograniczać się do wpłacania pieniędzy na cele dobroczynne.
—————————————
Wojciech Eichelberger poleca internetowe warsztaty:
ZrelaksowanaMama.pl – jak rozpoznać i zmienić szkodliwe rodzinne i wychowawcze przekazy i przekonania, jak poprawić komunikację z dziećmi, budować szczęście rodzinne.
ProsteŻycie.pl – trening mądrego minimalizmu – czyli jak posprzątać sobie w głowie i w życiu.