– Witajcie w naszym roju! – odezwała się pszczoła.
Maluchy otworzyły oczy i ziewnęły.
– Jestem panna Klementyna, wasza nauczycielka. Przedstawię was królowej. Chodźcie za mną.
Pszczółki ruszyły rządkiem za Klementyną. Nagle jedna z nich zawróciła i podbiegła do komórki, z której dochodziło głośne chrapanie.
– HEJ! – zawołała pszczółka. – Mam na imię Maja, a ty?
– Jestem Gucio – odpowiedział śpioch, przecierając oczy.
– Wstawaj, bo się spóźnisz na spotkanie z królową!
Panna Klementyna przeprowadziła pszczele dzieci przed oblicze królowej.
– Ada, Maryla, Klara, miło was poznać! – uśmiechnęła się władczyni. – A gdzie są jeszcze dwa maluchy?
W tym momencie do sali tronowej przydreptali spóźnieni Maja i Gucio.
– Dzień dobry, pani królowo! – zawołała Maja i bez wahania wskoczyła władczyni na ręce.
– Witaj, moja mała!
– Co robi królowa? – zapytała ciekawska pszczółka.
– Jestem waszą matką. Dbam o to, żeby w ulu wszystko było jak trzeba – wyjaśniła Jej Wysokość.
Panna Klementyna zwróciła się do maluchów: – Dzieci, teraz zwiedzimy ul. Jest naszym domem i miejscem pracy.
Pszczółki grzecznie podążyły za nauczycielką, która oprowadziła je po całym ulu. Tylko Maja ciągle zostawała z tyłu, przystając przy każdej rzeczy, która ją zainteresowała.
– Maju, trzymaj się grupy i rób to co wszyscy! – pouczyła ją panna Klementyna.
– Ale ja chciałabym się pobawić! – powiedziała mała pszczółka.
– Nie jesteśmy tu dla zabawy, tylko żeby pracować! – poważnym tonem oznajmiła opiekunka.
Małe pszczoły zatrzymały się w zacisznym zakątku ula.
– Moi drodzy, oto wasze pierwsze zadanie: ulepić z wosku komórkę plastra – powiedziała pana Klementyna.
Dzieci zabrały się do pracy. Wkrótce każde z nich zrobiło zgrabną sześciokątną komórkę. Tylko Gucio ulepił kwadratową.
– Powinieneś jeszcze nad tym popracować. – powiedziała nauczycielka. – Maju, a ty co masz?
Maja pokazała woskowy kwiatek.
– Ładne, prawda?
– Tak, ale do niczego się nie nadaje – oznajmiła panna Klementyna. – Musisz trzymać się wzoru – to nasza główna zasada.
– Ech – westchnęła Maja.
Nauczycielka wyprowadziła maluchy z ula. Na zewnątrz świeciło słońce, wiał lekki wietrzyk i szczebiotały ptaki. Wszędzie wokół kwitło mnóstwo kolorowych kwiatów.
– Dzieci, oto łąka. – oznajmiła opiekunka.
– Ojej, ale tu pięknie! – zawołały zachwycone pszczółki.
– Moi mili, teraz nauczycie się latać. To naprawdę proste: rozłóżcie skrzydła na boki i zacznijcie nimi machać, o tak. – zademonstrowała panna Klementyna i wzniosła się w powietrze. Zatoczyła pętlę wokół kwiatka, na chwilę zawisła w miejscu, po czym delikatnie usiadła na liściu.
– Teraz wasza kolej – oznajmiła nauczycielka. – Guciu, zapraszam.
Ociągając się, Gucio podszedł do krawędzi liścia, rozłożył skrzydła i podskoczył. Na chwilę zawisł w powietrzu, po czym runął na ziemię.
– Następnym razem pójdzie ci lepiej – pocieszyła go panna Klementyna.
Druga w kolejności była Maja. Udało jej się wzbić w powietrze i wykonać kilka akrobacji, ale chwilę potem zderzyła się z łodygą jakiejś rośliny, odbiła od źdźbła trawy i koziołkując, wpadła do kielicha kwiatu.
– To było fantastyczne! – zawołała pszczółka.
– Jak na pierwszy raz poszło ci całkiem nieźle – pochwaliła ją nauczycielka.
Gdy już wszystkie młode pszczółki opanowały sztuka latania, panna Klementyna zabrała je na wycieczkę po łące. W pewnym momencie Maja zauważyła, że w trawie coś się poruszyło. Po ziemi szedł mały żuczek, tocząc przed soba wielką, brązowo kulę.
– Moja kochana kuleczko, już niedługo dojdziemy do domy i odpoczniemy!
– Hej, z kim rozmawiasz? – zapytała Maja.
– Z moją śliczną kulą – odpowiedział żuczek.
– To jest Benio, młody żuk gnojowy – wyjaśniła nauczycielka. – Toczy kulę nawozu.
– Eee… z nawozu? – żachnął się Gucio.
Wszystkie pszczoły odleciały, tylko Maja została, żeby się przyjrzeć kropli rosy na źdźble trawy. Wtedy dostrzegła na niebie tęczę. Zachwycona widokiem, przysiadła na czymś, co wyglądało jak kamień.
– Hej, zejdź ze mnie! – odezwał się rzekomy kamień.
– Tu ktoś mieszka? – zdziwiła się Maja i zeskoczyła na ziemię.
– Tak, ja – Szymek! – powiedział ślimak, wystawiając głowę z muszli. – Usiadłaś na moim domku!
– Coś podobnego! Nosisz swój dom na grzbiecie? To niesamowite! – ucieszyła się pszczółka. – Miło było cię poznać!
Maja pofruneła w stronę tęczy. Nagle usłyszała dźwięki dolatujące z trawy i spojrzałam w dół. Na liściu stał jakiś zielony owad i grał na skrzypcach. Maja przycupnęła za łodygą i przysłuchiwała się mu dłuższą chwilę.
Zielony grajek w końcu ją dostrzegł.
– Nie bój się, mała. Jestem konikiem polnym i mam na imię Filip.
– A ja mam na imię Maja. Pięknie pan gra, panie Filipie – powiedziała pszczółka.
Tymczasem małe pszczoły kontynuowały zwiedzanie łąki pod opieką nauczycielki. Nagle Gucio zawołał:
– Panno Klementyno, Maja zniknęła!
– Utrapienie z tą pszczółką – oznajmiła nauczycielka. – zostańcie tu, poszukam jej.
Panna Klementyna szybko odnalazła niesforną podopieczną.
– Maju, prosiłam cię, żebyś się trzymała całej grupy!
– Chciałam tylko przyjrzeć się tęczy i posłuchać koncertu konika polnego.
– Możesz to robić z innymi. Tak jest bezpieczniej. No już, wracaj do reszty!
– Do widzenia, panie Filipie! – zawołała Maja.
– Do zobaczenia, Maju. Na pewno jeszcze się spotkamy!
Minął dzień pełen wrażeń. Wieczorem, po powrocie do ula, małe pszczółki położyły się spać. Podekscytowana Maja nie mogła jednak zasnąć.
– Panno Klementyno, na łące było tak pięknie. Chciałabym tam zamieszkać. Kłaść się spać w kolorowym kwiatku, nosić muszlę na plecach…
– Maju, pszczoły są stworzone do życia w ulu, z innymi pszczołami – odparła nauczycielka. – Jest już późno. Idziemy spać.
Gdy panna Klementyna odleciała, Gucio szepnął do przyjaciółki:
– Maju, naprawdę chcesz zamieszkać na łące? Smutno mi będzie bez ciebie. Wolałbym, żebyś tu została.
– Dobrze, Guciu. Dobranoc!– odpowiedziała pszczółka i zmrużyła oczy.
Gdy Gucio zasnął, Maja stanęła przed wyjściem z ula. Nad uśpioną łąka świecił księżyc w pełni.
– Jeszcze tam wrócę! – uśmiechnęła się pszczółka, po czym wróciła do swojej komórki.
Więcej fantastycznych historii Pszczółki Mai znajdziesz w książeczkach dostępnych w sklepie ksiazeczkibajeczki.pl