– Czy rola ojca bardzo się zmieniła na przestrzeni lat? Jest urlop tacierzyński, mówi się o partnerstwie w związkach…Czy faktycznie widać dużą różnicę w relacjach i podziale obowiązków, jakie mieli nasi rodzice, a jakie mają teraz młode rodziny?
– Myślę, że zmieniło się dużo. W pokoleniu naszych rodziców widok ojca z wózkiem był czymś dziwnym, dziś jest naturalny. Ojcowie naprawdę korzystają z urlopów tacierzyńskich. Kiedy moje dzieci były młodsze (teraz mają 6 i 8 lat), tatusiowie pojawiali się na osiedlu dopiero późnym popołudniem, sztywni w garniturach i z aktówkami przychodzili na plac zabaw prosto z pracy, teraz spotykam ojców przed południem, spacerujących z wózkami, wyluzowanych. Moim zdaniem ojcowie musieli się zaangażować w wychowanie dzieci, bo żyjemy zupełnie inaczej niż nasi rodzicie – staramy się jak najszybciej usamodzielnić i uniezależnić, nie żyjemy już w rodzinach wielopokoleniowych, często w innych miastach niż dziadkowie naszych dzieci. Odpowiedzialni rodzice muszą wspierać się nawzajem.
– Czy jest coś, co się nie zmieniło, a młode matki bardzo by tego chciały, oczekiwały od partnerów?
– Z moich obserwacji wynika, że ojcowie cięgle czują się zwolnieni z pełnej odpowiedzialności za dzieci i nawet kiedy się angażują w rodzicielstwo, to na zasadzie „pomagania”. Można usłyszeć: „Przecież pomagam CI przy dzieciach”, „Przecież zająłem CI się dziećmi”. Dobre sobie, MI się zajął! Myślę, że oczekujemy poczucia, że to jest nasze wspólne dziecko, zatem oboje powinniśmy być zaangażowani w równym stopniu. Jak to osiągnąć? Kiedy mama wraca do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim, obowiązki naturalnie rozkładają się na obydwoje rodziców – oboje pracujemy zawodowo, mamy obowiązki służbowe, musimy się zatem dzielić rodzinnymi i domowymi. Kiedy kobieta decyduje się zostać z dzieckiem dłużej, np. do ukończenia przez nie trzech lat, wówczas bardzo szybko okazuje się, że spada na nią większość obowiązków związanych z dzieckiem i domem. Tradycyjny model, w którym jedno zarabia, a drugie opiekuje się dzieckiem niektórym bardzo odpowiada, ale po jakimś czasie może się okazać, że ciężko od tego odejść. Tak było ze mną. Kiedy młodszy synek miał półtora roku i podjęłam decyzję o powrocie do pracy, chciałam omówić to z mężem, uzgodnić, jak podzielimy na nowo obowiązki. „Wiesz, wiele rzeczy się zmieni, będziesz musiał robić więcej rzeczy w domu…” – zagaiłam. Spojrzał na mnie nieprzytomny: „To znaczy, że mam zamontować w drzwiach dodatkowy zamek, skoro przez cały dzień nas nie będzie?…”
Kurs online: Zrelaksowana Mama
Praktyczna i mądra pomoc w wychowaniu dzieci
– Mamy, które zajmują się domem, dzieckiem niekiedy czują się niedoceniane przez mężów, mężowie zaś skarżą się, że to ich się nie docenia, nie rozumie, że są krytykowani. Jakie najczęściej błędy popełniają młodzi rodzice względem siebie? Co mogłoby pomóc w poprawie komunikacji?
– Wszystkie problemy biorą się stąd, że ze sobą nie rozmawiamy albo rozmawiamy za rzadko – bo nie mamy na to czasu. Kiedy mąż wracał późno z pracy, na ostatnich nogach pakowałam dzieci do łóżek i padałam jak nieżywa. On chciał porozmawiać rano, kiedy ja szykowałam starszego synka do przedszkola, robiłam śniadanie, a młodszy domagał się mojej uwagi (czyt. wyciem zagłuszał wszystko). Cała poranna konwersacja ograniczała się więc do wymiany komunikatów, a wieczorem żadne z nas nie miało siły na długie rozmowy. W ten sposób każde okopywało się we własnym świecie, we własnych niewyjawionych potrzebach i frustracjach, że to drugie nie czyta nam w myślach, do tego dochodziło zmęczenie, męża korporacją, moje domem i dziećmi i tak ponuro płynęły nam dni (a raczej wieczory i noce). Mając małe dzieci tak się im poświęcamy, że zapominamy, że przecież wszystko zaczęło się od nas dwojga, od naszej miłości i jeśli ją stracimy, to już nic nie będzie takie samo. Bardzo przydaje się wolny wieczór we dwoje, choćby raz na dwa miesiące – żeby spojrzeć na siebie bez dzieci uczepionych nóg, żeby pogadać bez akompaniamentu wrzasków, żeby dokończyć zdanie i nie stracić myśli. Czas, gdy dzieci są małe, jest dla związku ogromną próbą i niezależnie od tego, jak silne uczucie nas połączyło, może być różnie. Trzeba po prostu zacisnąć zęby i przetrwać.
– Czy da się określić profil współczesnego ojca? Co go wyróżnia?
– Szufladkowanie jest niebezpieczne i często krzywdzące, ale z grubsza ojcowie dzielą się na aktywnych i biernych. Są ojcowie bardzo zaangażowani – od początku kąpią, przewijają, karmią, chodzą do lekarza i na szczepienia, chodzą na spacery. Mój mąż taki był przy pierwszym dziecku. Twierdził, że jedyne co mu przeszkadza w całkowitym poświęceniu się dziecku to brak mlecznego biustu. Przy drugim dziecku to się nieco zmieniło, opieka nad dwójką małych dzieci naraz przerosła go. A ponieważ ja byłam z dziećmi w domu, to wpadliśmy w klasyczny scenariusz „mama na co dzień i od wszystkiego, tata od święta i do zabawy” i tak jest w zasadzie pod dziś dzień. Mąż przeszedł na drugą stronę barykady i dołączył do zapracowanych ojców, którzy widują dzieci rano i wieczorem oraz w weekendy (o ile akurat nie pracują). Co jakiś czas wzdycha, że chciałby mieć więcej czasu dla dzieci, jednak nic z tego nie wynika. Są też ojcowie, nazwijmy ich eufemistycznie: mocno zdystansowani do swojego ojcostwa, którzy idą do pracy, wracają i chcą mieć święty spokój, a jak go nie mają w domu, to przesiadują w pracy do późna. Tacy od początku niespecjalnie chcą zająć się noworodkiem, nie wiedzą, co robić ze starszym dzieckiem, nie są zainteresowani rozwijaniem wzajemnych relacji. Szkoda, bo nie wiedzą, co tracą.
– Jak Pani myśli, co kobiety-matki chciałyby przekazać swoim partnerom w Dniu Ojca? O czym powiedzieć, czego by sobie życzyły? I na odwrót – co ojcowie chcieliby powiedzieć swoim partnerkom, z którymi tworzą rodzinę?
– Czytałam kiedyś bardzo mądrą książkę dla ojców „Ja tata!” Colina Coopera. Najbardziej podobały mi się jego rady dla ojców, jak zostać mężczyzną idealnym: wstawać w nocy do płaczącego dziecka, zmieniać pieluchy, sprzątać łazienkę, gotować i sprzątać zaraz po posiłku. Właśnie tego chcemy od naszych partnerów. Myślę, że ojcowie naszych dzieci pragną widzieć w nas swoje piękne, ukochane kobiety, a nie umęczone niewolnice. To jest trudne i dobrze wiem, że często nie mamy na to siły, ale zapatrzone w dzieci nie zapominajmy o naszych partnerach, wszak urodziły się dzięki nim.
Dziękuję za rozmowę
Katarzyna Klimek-Michno
Dorota Smoleń jest dziennikarką, redaktorką, blogerką, prowadzi blogi od-rana-do-wieczora.blog.pl i czytam-dzieciom.blogspot.com, współtworzy www.dwiechochelki.pl, koordynuje akcję charytatywną „Macierzyństwo bez lukru” na rzecz ciężko chorego Mikołajka.