– Bardzo się cieszę z twego życzenia. Zakręć tylko wodę, żeby mnie nie spłukała od razu. No to do roboty!
Miękka pianka szybko pokryła ją całą, łącznie z głową. Miała wrażenie, że jest cała otoczona jedwabistym kokonem, szczelnie otulającym jej ciało. O dziwo, mydło nie szczypało w oczy, jak to często było dotychczas podczas kąpieli.
– Ale super! – Klasnęła w dłonie, a wokół uniosła się chmura małych baloników. Początkowo białe, szybko zaczęły się mienić różnymi barwami.
– Ojej – wyszeptała z przejęciem. – Ciekawe, co się jeszcze stanie. – Baloniki fruwały wokół jej rąk, a ich kolory płynnie się zmieniały, przechodząc w inne i przenikając się, jakby tańczyły. Raptem dziewczynka posmutniała. Gdy odkręcę wodę, zostaną spłukane i znikną. Szkoda będzie – myślała. – Ale kiedyś muszę, bo zaraz przyjdzie mama i sama to zrobi. – Trudno – powiedziała Zosia na głos i odkręciła kran z wodą.
To, co się potem stało, zdumiało ją ogromnie. Z sitka prysznica nie poleciała woda, ale podmuch ciepłego powietrza, które momentalnie owionęło ją całą, sprawiając, że mydliny zaczęły się odrywać od skóry, wypełniając całą przestrzeń wokół. Ich krawędzie były trochę rozmyte, jakby płynnie przechodziły w jasność białej mgły, w której płynęły. Czyste kolory – niebieski, czerwony, żółty. Przemieszczały się w niepojętnym rytmie, jednocześnie pulsując – tak jak to robią meduzy, które Zosia kiedyś oglądała na filmie. A potem zaczęły się przenikać, łączyć, tworząc nowe kule, już o rozmaitych barwach. To wyglądało, jakby rozpościerała się tęcza – ale nie taka, jaką się widzi w chmurach, a przestrzenna, przenikająca wszystko i nieustannie się zmieniająca, połyskliwa. I gdy dziewczynka obserwowała to, co się dzieje, poczuła, że sama jest kulą barwnego światła, biorąc udział w oszałamiającym tańcu, którego istotą jest nie tyle muzyka, co falowanie przestrzeni, rozciągającej się nie tylko w zasięgu wzroku, ale gdzieś w głąb, poza obszar zmysłów, nieskończenie…
– Czy to jest naprawdę? – wyszeptała?
Oczywiście – powiedziało mydło głosem, który raczej czuła niż słyszała, tak jakby wydobywał się z wnętrza jej głowy. – I ty to stworzyłaś.
– Naprawdę?
Cokolwiek robimy, stwarzamy coś nowego. To może być piękne i dobre. Chcesz zajrzeć do jednej z tych kul?
– Tak.
Przestrzeń wewnątrz była wypełniona tysiącami jaskrawych punkcików, pomiędzy którymi snuły się różnokolorowe mgły i obłoki. Ujrzała, jak jeden z punkcików szybko się powiększa, ogromnieje w coraz jaśniejszym blasku.
– Słońce?
Twoje własne – poczuła odpowiedź.
– Dlaczego moje?
Stwarzasz je razem ze wszystkimi istotami, które przemierzają Wszechświat.
– I to się teraz właśnie dzieje?
Teraz i kiedyś, i w przyszłości. Bo w Kosmosie nie ma czasu. Wszystko się tworzy jednocześnie, nieustannie się zmieniając.
– A ja…
Jesteś cząstką tego wszystkiego, co nazywamy Życiem. A istniejesz dzięki największej sile, która to tworzy – czy wiesz, jak się ona nazywa?
Wiedziała natychmiast, jeszcze zanim rozbrzmiały słowa, jakie poczuła.
– Miłość.
Teraz mogę ci coś jeszcze pokazać. Przez chwilę.
Płynęła w stronę błękitnej planety, z białą pianką chmur i wyłaniającymi się spomiędzy nich konturami brązowych lądów. Spadała szybko, ale w głowie wcale się nie kręciło. Wkrótce, po nieskończenie małej chwili, ujrzała otoczoną falą jasnobrązowych włosów twarz śpiącej dziewczynki.
To przecież…
Dziewczynka rozchyliła powieki. Uśmiechnęła się prosto w niebieskie oczy siedzącej na skraju łóżka kobiety, która delikatnie odsunęła z policzka pukiel włosów.
– Mamusiu, miałam taki piękny sen.
Joanna gładziła córeczkę po głowie.
– A ja mam dla ciebie piękną nowinę. Lekarz powiedział, że będziesz zdrowa. Wkrótce wyjdziemy ze szpitala.
– Mamusiu…
– Słucham, kochanie.
– Czy wiesz, że żyjemy w kuli? Takiej wielkiej, kolorowej. I w niej się mieści wszystko.
– Hmm… O tym najlepiej porozmawiamy z tatą. Zaraz po pracy tutaj przyjedzie. Oboje bardzo cię kochamy, Zosieńko. A teraz odpocznij troszkę.
Dziewczynka przymknęła oczy. Czuła się szczęśliwa.
Autor bajki: Habibi. Więcej bajek autora w zbiorze Opowieści z różnych światów.