Jednak Didi wcale się nie uśmiechał. Siedział zapięty w swoim foteliku samochodowym, tuż przy oknie, mocno tuląc swojego Pieska Piotrusia i mając mocno skwaszoną minę. Tata kierował samochodem, mama siedziała obok taty, za oknem świeciło słońce. W samochodzie jednak nie było gorąco, ponieważ działała cudownie chłodząca klimatyzacja. W bagażniku leżały spakowane torby i bagaże, a w torebce na kolanach mamy znajdowały się przekąski. Samochód poruszał się w miarowym tempie, krajobraz za oknem przewijał się sennie.
– Dlaczego musimy jechać nad to głupie morze? – mamrotał pod nosem sam do siebie Didi. Mógłbym teraz pluskać się w baseniku w kształcie żółwia przed domem, chłodząc sobie nóżki. Albo mógłbym zasypywać chłodnym piaskiem ze spodu piaskownicy zgrzane stópki. Albo pojeździłbym na moim rowerku, który teraz jest schowany w bagażniku… Na pewno jest mu tam smutno beze mnie. Ze mną miałby fajnie – zjeżdżalibyśmy z górki na pazurki tak szybko, że nawet mama by nas nie dogoniła ! O ! O ! Albo poszlibyśmy z tatą na spacer nad najbliższy zalew poobserwować pływające ryby. A nie jakieś wyjazdy ! Trzeba siedzieć w foteliku spokojnie i wpatrywać się okno. I to niby ma być fajne? – ostatnie zdanie wypowiedział już głośniej kierując je do rodziców.
– Wszystko w porządku, kochanie? – zapytała mama odwracając się w jego stronę i uśmiechając ciepło.
-Nie. – odpowiedział naburmuszony.
– Nie martw się, kochanie. Zaraz będziemy na miejscu – powiedziała jeszcze mama i odwróciła się w stronę taty dyskutując już nim cicho. Didi dalej wpatrywał się w okno. Te przesuwające się drzewa i droga sprawiła, że zaczęły mu się kleić oczka. Przecierał je raz za razem. W końcu jednak się poddał i zapadł w sen. Nie wie, jak długo spał, ale obudził się w łóżku.
– Łóżko? – zapytał sam siebie zdezorientowany. – Dojechaliśmy? – zapytał, ale zauważył że nikt mu nie odpowie, bo jest sam w jakimś nieznanym pokoju. Zszedł z łóżka i stanął na podłodze. Rozejrzał się wokół. Obok łóżka znajdowała się mała szafka, a na niej telefon mamy. Nad szafką wisiał telewizor. Ściany miały kolor różowy, na podłodze był szary dywan. Przeszedł wzdłuż pokoju- znalazł małą łazienkę oraz szafę przy drzwiach a w niej bagaże z bagażnika. Chciał się jeszcze rozejrzeć, ale w tym momencie do pokoju weszli uśmiechnięci rodzice.
-Już wyspany? – zapytał uśmiechnięty tata. Didi skinął głową na znak, że tak.
– To super. – odpowiedziała mama i go przytuliła. – Chodź, idziemy na plażę – dodała otwierając szafę i pakując coś do torby. U Didusia powrócił zły humor. Nie chciał iść na plażę. Ale przypomniał sobie o czymś.
– Czy mogę zabrać mój rower? Proszę ! – zapytał głośno mamę szarpiąc ją równocześnie za spodnie.
– Wiesz, po plaży ciężko jest jechać na rowerku, ale po drodze można. Więc jeśli chcesz, to tak. – odpowiedziała nie patrząc na niego, tylko dalej pakując torbę. Didi aż podskoczył do góry z radości, a uśmiech zagościł na jego twarzy. – Ale fajnie, ale fajnie będzie rower, ale fajnie – zanucił chodząc po pokoju. Mama jeszcze kazała mu się przebrać w krótkie spodenki, podkoszulkę, sandały. Wysmarowała go jakimś białym kremem i ubrała na głowę kapelusz słomkowy z misiem ( jego ulubiony). Sama też ubrała się podobnie, wraz z tatą i wszyscy wyszli z pokoju.
Okazało się że mają pokój na samej górze, więc teraz musieli zejść na dół, a ilość schodów była ogromna. Jednak mama pozwoliła pojechać windą. Didi uwielbiał jeździć windą- mama pozwalała wtedy wciskać świecące przyciski z cyframi oznaczającymi piętra a w brzuszku czuło się taki śmieszny ścisk po którym Didi się śmiał. Dowiedział się od mamy, że aby zjechać na sam dół należy kliknąć „0”,a żeby wrócić na piętro, gdzie jest nasz pokój, należy wcisnąć „2”. A pokój w którym śpią ma na drzwiach naklejone cyfry „22”. Gdy zjechali wszyscy na sam dół, a winda się zatrzymała, otwarły się drzwi i chłopiec wybiegł nie mogąc się już doczekać, co zobaczy. Myślał, że gdy znajdą się na dole, będzie już na zewnątrz. Zdziwił się jednak, ponieważ jego oczom ukazał się widok kuchni wyłożonej kafelkami w kolorze niebieskim, a wszędzie wokół było pełno szafek. Czuł się trochę jak w domu, ale jednak inaczej. Była wielka lodówka, mikrofala, stół z krzesłami. Prawie jak w domu, tylko kolory inne. No i jakaś babcia.
– Babcia? – powiedział zdziwionym głosem , właściwie sam do siebie, ale wyszło trochę głośno i „babcia” go usłyszała. Odwróciła się w jego stronę. – Nie, to nie babcia – pomyślał, trochę rozczarowany. – Jakaś Pani – powiedział sam do siebie. Ta „Pani” miała białe włosy spięte w „kitkę”, zupełnie jak Babcia Helka. Miała też biały fartuszek a pod nim niebieską sukienkę w kwiaty, na nosie wielkie okulary, a na nogach kapcie. Zupełnie jak babcia Helka. Nie miała jednak zarzuconej na plecy góralskiej chusty, usta miała jakieś dziwnie różowe i zdecydowanie nie była babcią Helką.
– Witam, witam – powiedziała wprost do Didi, uśmiechając się szeroko tymi różowymi ustami, ściągając i odkładając na blat kuchenny rękawicę taką od piekarnika i idąc w jego stronę. Gdy już podeszła blisko zapytała : – Jak masz na imię?
– Damian, ale wolę jak mi się mówi Didi- powiedział odważnie, podnosząc głowę wysoko. – Wie, Pani, ja naprawdę się złoszczę jak ktoś mi nie mówi Didi- powiedział już ciszej i robiąc groźną minę. – Tylko w przedszkolu jak Pani mi mówi Damian to jakoś to może być – wyjaśnił. Pani babcia roześmiała się głośno, ale serdecznie. Następnie schyliła się do Didi i podając mu rękę powiedziała, że nazywa się Perłowa Babcia.
– Perłowa Babcia? – powtórzył Didi, nie rozumiejąc za bardzo, co to znaczy. Ale nie chciał pytać. W końcu ma pięć lat ! Jest duży! Wszystko wie ! Albo spyta mamy później… – Mamo, idziemy już ? – zapytał niecierpliwie mamy, nie mogąc się już doczekać, kiedy znów wsiądzie na swój ukochany rowerek. – Tak, tak, już idziemy- odpowiedziała. Zaczęła coś mówić do Perłowej Babci, ale Didi już nie słyszał, bo pobiegł w kierunku drzwi, ciągnąc za sobą tatę za rękę.
Na zewnątrz znajdował się wielki ogród. Był taras z dachem, dwa leżaki, wielki bujany fotel. Było też pełno różnokolorowych kwiatów a wokół nich latały motyle i pszczoły. Jedne znał. Były fioletowe i rosły w ogrodzie mamy. Zbierali je razem. Jak się je ścięło to ładnie pachniały. Pomagał mamie pakować je do małych woreczków i wkładać do szaf z ubraniami.
– Jak one się nazywały? Jak one się nazywały ?- pytał sam siebie, ale w tym momencie przyszła mama i odpowiedziała : – Lawenda, kochanie.
– Przecież wiedziałem – odpowiedział robiąc obrażoną minę, a mama się roześmiała i zmierzwiła mu włosy. Na środku ogrodu stała jeszcze ogromna trampolina. Idąc przez ogród Didi wypatrzył auto rodziców i podbiegł do niego szybko. Tata otworzył bagażnik i wyjął z niego ukochany rower. Niebieski, z czarnym siedziskiem i czerwoną trąbką. Usiał na nim i zaczął pedałować, jadąc pośrodku rodziców.
Podążali asfaltową drogą mijając mnóstwo ludzi. Didi przyglądał im się dokładnie ale niestety, nikogo nie znał. Didi, niestety, bywał złośliwy. Dlatego też nie starał się omijać przeszkód, tylko celowo przejeżdżał kołem roweru po nogach siedzących obok drogi, na ławce, ludzi. Nawet nie przepraszał. Mama zwracała mu uwagę, ale na nic się to zdało. Gdy w końcu specjalnie przejechał po ogonie małego psa, mama zabrała mu rower, który od teraz miał nieść tata. Didi się z tego trochę ucieszył – zaczynały go już boleć nogi od pedałowania. Jeszcze miał zaproponować mamie, aby wzięła go na barana, ale nie zdążył, bo jego oczom ukazał się piękny widok. Zobaczył drewniane schody, mnóstwo schodów. Prowadziły ona na takie miejsce gdzie było mnóstwo piasku. A za nim całe miejsce zajmowała woda.
– Mamo, czy możemy iść na tą wielką piaskownicę? Proszę ! Proszę!- zachwycony wołał do mamy, ciągnąc ją za rękę i podskakując.
– Kochanie, to nie wielka piaskownica, tylko plaża. I właśnie tam zmierzamy. A ta woda wokół, którą widzisz, to morze. – opowiadała trzymając go za rękę i schodząc po schodach.
Gdy zeszli po schodach i jego nóżki weszły na , jak to mama powiedziała, plażę poczuł znajome uczucie piasku w butach. Zdjął sandały siadając na piasku. Piasek był ciepły. Mama wzięła go za rękę i szli plażą. Tata szukał miejsca, gdzie nie będzie wielu ludzi. Gdy mu się to udało, rozłożył na piasku kolorowy koc z namalowanym delfinem a wokół rozłożył coś dziwnego… – To parawan. – wyjaśnił. – Rozłożymy go aby uchronić nas przed wiatrem i abyś lepiej mógł widzieć, gdzie się z mamą znajdujemy w razie, gdybyś odszedł gdzieś daleko – powiedział. Mama poprosiła aby Didi usiadł na kocu, a sama zaczęła wyjmować coś z torby. Na kocu znalazły się : zabawki do kąpieli, czepek, ręczniki, samochodziki, piłka, Piesek Piotruś, picie i przekąski. Didi już zaczął się powoli nudzić.
– Mamo, co będziemy robić? – zapytał poruszając nogami zasypanymi piaskiem.
– A co byś chciał? Możemy porzucać piłką, pochodzić po morzu, przejść się po plaży, poczytać, coś zjeść lub pobawić się w piasku- proponowała. – Gramy w piłkę? Nie chcę bawić się w piasku, moje samochody będą po nim brudne. – powiedział, tracąc powoli humor. – Dobrze. – uśmiechając się odpowiedziała mama. Zabrała piłkę, wstała i pokazała Didiemu, aby szedł za nią. Tacie kazali pilnować rzeczy. Odeszli troszkę, znajdując puste miejsce, gdzie mogliby porzucać piłkę. Grali w kolory. Jednak Didi dalej był niezadowolony. – „Ale nuda” – myślał robiąc nachmurzoną minę.
Wtem zobaczył niedaleko chłopca, który bardzo skupiony budował coś z piasku. Nie widział dokładnie, bo skupiał się na rzucaniu piłki do mamy no i chłopiec zasłaniał budowlę swoim ciałem. Nagle przeciągnął się i zmienił pozycję. Didi mógł zobaczyć, co zbudował. Był to zamek z dwoma ogromnymi wieżami, na szczycie każdej znajdowała się flaga zrobiona z wykałaczki i papierka po cukierku. Wokół był rów z nalaną wodą i droga- most ze słomek do napoju. Chłopiec chyba się zmęczył bo odsunął się od swojego działa in położył obok na kocu, zamykając oczy, jakby chciał zasnąć. Didi nie zastanawiając się dłużej złapaną właśnie piłką rzucił wprost w budowę chłopca. Ten aż podskoczył z zaskoczenia. Piłka wylądowała idealnie na środku, niszcząc cały zamek i rozchlapując wodę wokół. Chłopiec zaczął rozglądać się wokół, szukając sprawcy. Didi się uśmiechnął. – Dobrze mu tak. – pomyślał. – Dlaczego on miałby mieć taki ładny zamek?- myślał dalej. Chłopiec zauważył Didiego, z ust zrobił podkowę i zaczął płakać. Mama zorientowała się co się stało. Zaczęła wypytywać Didiego, dlaczego tak zrobił. Ten udawał, że zrobił to nie specjalnie. Mama kazała mu przeprosić chłopca. Nie chciał tego robić i bardzo go to zezłościło, ale wiedział, ze dopóki nie przeprosi, mama nie da mu spokoju. Po tym wszystkim mama zaczęła prawić mu kazania, ale on nie słuchał.
Zaczęli wracać w kierunku taty. Gdy już znaleźli się na swoim miejscu, mama opowiedziała wszystko tacie. Tata był zły, ale Didi nie zwracał na to uwagi. Sprawiało mu radość dokuczanie innym. Gdy mama rozmawiała z tatą, on wyjął z torby przekąski i zaczął je jeść. Gdy skończył, zostały papierki. Szybko spojrzał, czy rodzice nie patrzą i zakopał je pod piaskiem. Zaczęło robić się późno i mama z tatą zaczęli zbierać rzeczy. Mama prosiła, aby pomógł, ale powiedział że jest zmęczony. Bawił się teraz w piasku zasypując swoją żółtą koparkę i nie chciał tego przerywać. Gdy zobaczył, że rodzice już kończą, szybko wrzucił koparkę do torby mamy nie obsypując jej z piasku, ubrał sandały na nogi i czekał gotowy. Mama wzięła go za rękę i zaczęli iść w kierunku hotelu. Tata niósł rower na plecach, ponieważ Didi stwierdził, że za bardzo bolą go nogi, aby na nim jechał. Zamiast tego jednak podskakiwał całą drogą i przeskakiwał dziury w drodze.
Pod hotelem tata schował rower do bagażnika, a mama poszła odnieść torby. Didi chciał zostać tatą w ogrodzie- miał ochotę poskakać na trampolinie.
– To już nie jesteś zmęczony? – zapytał tata, zdyszany i zmęczony po niesieniu jego roweru całą drogą.
– Moje baterie się troszkę podładowały- odpowiedział szybko w międzyczasie ściągając buty i wdrapując się na trampolinę. Zaczął skakać, a tata usiadł na leżaku, przymykając oczy. – Chyba jest zmęczony- pomyślał Didi, ale nie przejął się tym zbytnio. Gdy znudziło mu się skakanie na trampolinie, podbiegł do taty, ale okazało się, że zasnął. Ubrał więc buty i postanowił poszukać mamy. Wszedł do kuchni, ale wycofał się szybko i schował za ścianą, wystraszony odgłosami. A mianowicie tym, że mama płakała. I to bardzo płakała ! Didi słyszał, jak głośno pociąga nosem i raz za razem siąka nim w chusteczkę. Usłyszał też część rozmowy.
– Ja już nie mam sił – płakała. – On jest taki niegrzeczny ! Dokucza innym, niszczy zabawki innym dzieciom, nie słucha ani mnie ani męża, nie potrafi być spokojny nawet przez minutę ! To co mówię, do niego nie dociera! Mogę zwracać uwagę, krzyczeć, zabraniać a on i tak nadal tak postępuje! Nie mam już sił…- tutaj rozszlochała się już na dobre a Perłowa Babcia podała jej kolejną chusteczkę i ją przytuliła. Didiemu zrobiło się niesamowicie przykro. -No, może był trochę niegrzeczny- pomyślał. Przypomniał sobie jak marudził całą drogą nad morze, jak specjalnie przejeżdżał rowerkiem po nogach innych ludzi oraz po ogonie małego pieska, jak mówił że jest zmęczony tylko po to by tata niósł jego rower bo jemu się już nie chciało, lub żeby rodzice po nim sprzątali. Przypomniał sobie, jak zniszczył budowlę chłopca i jak ten wtedy płakał. Przypomniał sobie jak zakopał papierki zamiast wyrzucić je do kosza i jak wrzucił brudną koparkę do torby mamy mimo że wiedział, że jest w niej jedzenie. To nie było zbyt miłe, faktycznie – mówił sam do siebie. Zrobiło się mu przykro i żal mamy ale mimo to wrócił do ogrodu i zaczął wąchać swoją ulubioną lawendę. Lubił ten zapach, poprawiał mu humor. Po jakimś czasie do ogrodu weszła mama. Już nie płakała. Uśmiechała się troszkę, a w rękach trzymała kanapki z masłem, szynką i małe pomidorki. Położyła wszystko na stole w ogrodzie, a Didi od razu zasiadł do kolacji. Mama wróciła niosąc jeszcze ciepłą herbatę. Podeszła do taty i obudziła go buziakiem, zaprosiła na kolację. Tata ją przytulił i razem zasiedli do stołu. Didi przypomniał sobie że nie umył rąk, ale nie chciało mu się iść teraz to robić. Gdy mama o to zapytała, powiedział że umył przed chwilą, tylko tata nie widział, bo spał. Po kolacji wszyscy poszli na górę, wzięli kąpiel, przebrali się w piżamy. Mama przeczytała Didiemu jeszcze ulubioną bajkę i później wszyscy razem poszli spać, tuląc się mocno.
Tata zaczął cicho chrapać, mama spała wtulona w Didiego, jednak ten nie mógł zasnąć. Ciągle myślał tylko o tym, jak mama płakała. Zrobiło mu się znów smutno. Jednak zaraz zrobił się na nowo śpiący, więc wtulił się mocniej w ramię mamy, nakrył kołdrą aż po uszy, zamknął oczy i zasnął. Rano obudził się jako pierwszy. Tata i mama dalej spali. Leżał chwilę i już mu się zaczynało nudzić, ale nie chciał jakoś budzić rodziców. Postanowił sam zwiedzić trochę „dom” i może poszukać czegoś do jedzenia. Wyszedł z łóżka, ubrał kapcie które mama naszykowała obok łóżka i w piżamie wyszedł z pokoju. Wszedł do windy, nacisnął „1”. Chciał zobaczyć, co znajduje się na innym piętrze, niż ich „2”. Wyszedł, przeszedł się po korytarzu, ale wszystko wyglądało identycznie. Wrócił do windy i nacisnął „0”. Wszedł do kuchni i skierował się wprost do lodówki. – Masło, szynka, parówki, pomidory, ser, dżem…- wymieniał patrząc na zawartość. – Parówki. Zdecydowanie parówki.- mówił sam do siebie. Chciał je wyjąć, ale nie mógł ich dosięgnąć, były za wysoko. Rozejrzał się i zobaczył krzesło nieopodal. Złapał za nie i przesunął w stronę lodówki. Krzesło nie było ciężkie, ale robiło wielki hałas. Udało się. Wdrapał się na krzesło, wyjął dwie parówki, położył na blacie i zszedł z krzesła. Odłożył krzesło na miejsce znów robiąc niesamowity hałas, ale już nie zwracał na to uwagi. Spojrzał na parówki i zorientował się, że ich nie podgrzeje- dzieciom nie wolno przecież obsługiwać się kuchenką. A mikrofali włączyć nie umiał.
– Trudno, zimne też zjem.- powiedział na głos, wzruszając ramionami. Wziął i położył parówki na stole. Zaczął otwierać po kolei wszystkie szafki szukając widelca i talerza. Jakiś talerz leżał na blacie więc go wziął. W jednej z szuflad pod kuchenką znalazł widelec. Zasiadł w końcu do swojego śniadania. Zmarszczył brwi, ponieważ parówka nie byłą pokrojona, tak jak lubił. – No ale przecież mama śpi! – przypomniał sobie, uderzając się lekko ręką w czoło. Nabił więc całą parówkę na widelec i zaczął jeść.
Wtedy usłyszał kroki. – Czyżby mama?- pomyślał, ale jadł dalej. To jednak nie była mama. W jego stronę zmierzała Perłowa Babcia. Uśmiechając się zajęła krzesło obok niego.
– Smacznego- powiedziała. Didi nie odpowiedział. Jadł dalej. Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Minął jakiś czas. Zjadł już prawie wszystko, a Babcia dalej siedziała obok i nic nie mówiła.
– Czemu nic nie mówisz?- zapytał, nie wytrzymując.
– A co mam mówić?- odpowiedziała z uśmiechem.
– Nie wiem. Cokolwiek. Moja Babcia Helka ciągle coś mówi- powiedział szybko przypominając sobie swoją Babcię. Lubił Babcię Helkę – ciągle coś opowiadała.
– A czemu nazywasz się Perłowa Babcia? To twoje imię?- zapytał.
– Tak na mnie mówią tutaj.- odpowiedziała.
– A dlaczego? – Zaraz ci opowiem, ale może usiądziemy gdzieś wygodnie? – to mówiąc podała m u rękę i pokazała ręką by usiadł na ławie pod oknem w kuchni. Ława była wyłożona miękkimi poduszkami, a nad nią znajdowało się okno z widokiem na morze. Didi i Perłowa Babcia ułożyli się wygodnie i zaczęła się opowieść.
– Dawno, dawno temu, ja też byłam małą dziewczynką, wiesz? Nie zawsze byłam babcią. Byłam mała, niewiele większa od Ciebie teraz. Włosy miałam zaplecione w dwa warkocze i związane różową wstążką na końcach. Nie lubiłam tych wstążek, ciągle je gubiłam, a mama na mnie za to krzyczała. A one same się gubiły! Eh, nieważne. Nie chciałam słuchać rodziców. Myślałam, że skoro nie jestem już dzidziusiem, to jestem na tyle duża by wszystko wiedzieć. A oni mi wszystkiego zabraniali, co fajne. „Nie skacz po kałużach w nowej sukience” na przykład mówili. A kałuże przecież tak fajnie chlapią ! „ Nie dokuczaj małym kotkom!”- a przecież nie dokuczałam ! Ja je ściskałam za ogon a one piszczały. „Dlaczego zniszczyłaś lalkę innej dziewczynce?”- pytali. A ja ją zniszczyłam bo mi się nudziło i chciałam na siebie zwrócić uwagę. Mieszkaliśmy z rodzicami tu, nad morzem. Codziennie tata zabierał mnie na plażę- był rybakiem. Łowił ryby wczesnym rankiem a potem prosił, abym pomagała mu nosić wiadra z tymi rybami. Wiadra nie były ciężkie, ale nie chciało mi się tego robić więc wyrzucałam ryby do morza aby popłynęły z powrotem albo chowałam przed tatą, a ten się złościł. – Mam nadzieję że znajdziesz kiedyś „Zmienną Perłę” i staniesz się dobra i miła – mawiał. Opowiadał mi wtedy że jego prapradziadek też był taki jak ja. Pewnego dnia, zbierając muszelki po plaży, jedna z nich przykuła jego uwagę. Muszla była wyjątkowo duża, z różowymi szlaczkami. Gdy ją dotknął, otwarła się delikatnie. Potrząsnął nią, a ona wydała dźwięk, jakby w niej coś było. Szybko zrzucił resztę trzymanych w ręku muszelek na piasek i zabrał się za otwieranie tej jednej. W środku znajdowała się najprawdziwsza perła- biała, błyszcząca, gładka, mieniąca się w słońcu. Zachwycił się nią. Chciał ją trochę potrzeć o ubranie bo była jakby ubrudzona z jednej strony i gdy to zrobił, stało się coś niesamowitego- perła rozbłysła niezwykłym, trochę różowym blaskiem, a on poczuł jak od jego ręki, przez ciało, aż do serca dociera dziwne uczucie ciepła. Zrobiło mu się bardzo przyjemnie i ciepło. Uśmiechnął się. Szczęśliwy chciał włożyć perłę do kieszeni spodni ale ta wyślizgnęła się nagle i poturlała wprost do morza. Biedny, szukał jej cały dzień, aż do zmroku, ale nie znalazł. Codziennie przychodził i szukał, ale nadaremnie. Perła zniknęła. Po kilku dniach przestał szukać. Jednak zauważył w sobie zmianę. Gdy ktoś go prosił o pomoc to już nie odmawiał tylko chętnie szedł pomóc. Zamiast dokuczać innym kolegom, zaczął się z nimi wspólnie bawić. Cały czas się teraz uśmiechał i był szczęśliwy. Tata opowiadał mi tę historię, ale dla mnie to była zwykła bajka. Dopóki ta historia nie spotkała i mnie.
Nawet nie szukałam muszelek. Po prostu Perła sama mnie znalazła. Mogę nawet powiedzieć, że uderzyła we mnie swoją mocą. I to dosłownie. Chodziłam raz po plaży wieczorem. Zerwał się ogromny wiatr, zanosiło się na burzę. Ja jednak nie zamierzałam słuchać rodziców i wracać do domu. Wtedy to właśnie jedna ze wzburzonych fal była tak silna, że uderzyła we mnie i coś uderzyło mnie w głowę. Stałam na plaży i byłam cała mokra. I zła. Już mogłam sobie wyobrazić co mama na to powie. W dodatku coś uderzyło mnie w głowę, jakby kamień. Guz rósł mi na czole i bolał niesamowicie. Gdy tak masowałam tego guza i pochylałam głowę by jednocześnie potrząsać nogami w celu wylania wody z butów, zobaczyłam że przede mną leży coś błyszczącego. Rozejrzałam się by zobaczyć czy nie grozi mi kolejna fala, porwałam szybko z ziemi błyszczący przedmiot i zaczęłam biec w stronę domu. Burza była już naprawdę blisko i groziła mi ulewa. Kulkę włożyłam do kieszeni. Weszłam do domu i pobiegłam prosto do łazienki. Zrzuciłam z siebie mokre ubrania i przebrałam się w piżamę. Tylko ona była pod ręką. Kulkę wyjęłam z kieszeni spodni i pobiegłam prosto do swojego pokoju. Zajęłam miejsce przy biurku i włączyłam lampkę, żeby lepiej widzieć. Na mojej ręce spoczywała najprawdziwsza perła. Piękna. Biała jak mleko, błyszcząca, pod światło miała nawet takie złote jakby smugi w środku. Z jednej strony tylko była brudna. Chciałam ją wytrzeć. Plama szpeciła ją okropnie.
Wyjęłam z szuflady ściereczkę, taką do okularów i zaczęłam pocierać. Stało się wtedy coś niezwykłego. Nie umiem tego nawet opisać! Perła zaczęła świecić, jakbym właśnie uruchomiła jakiś przycisk i była teraz jaśniejsza niż moja lampka na biurku. Mnie obiegło po ciele dziwne ciepło. Tak jakbym właśnie wypiła ciepłe kakao zaraz po tym jak byłam zmarznięta. Takie to było uczucie. W moich oczach pojawiły się łzy a na twarzy uśmiech. Zrobiłam się bardzo senna. Schowałam już nie świecącą perłę do pudełka po zapałkach i włożyłam do szuflady przy łóżku. Położyłam się i zasnęłam od razu. Gdy rano się obudziłam sprawdziłam dziesiątki razy to pudełko- perły nie było. Godzinami szukałam jej po pokoju- na próżno. Perła zniknęła. Ale nie wiedzieć czemu- nie smuciło mnie to. Zamiast tego zauważyłam, ze podczas szukania, zamiast bałaganu, zrobiłam porządek. Nawet mnie to zaskoczyło. Sama od siebie miałam ochotę pójść z tata pomagać przy rybach. I faktycznie pomagałam- wiadra nie były dla mnie, o dziwo, ciężkie i sprawnie mi to szło. Tata był szczęśliwy że nam tak szybko idzie i po pracy zabrał mnie na lody. Ja, skacząc po kałużach, podnosiłam sukienkę nad kolano, dzięki czemu nie brudziłam ubrania i mama nie musiała ich czyścić. Stałam się miła dla wszystkich i już nie dokuczałam. Opowiadałam też wszystkim o tym, co mnie i mojego prapradziadka spotkało. Ale nikt mi nie uwierzył… Zamiast tego zaczęto mnie nazywać „Perłową Babcią”. To już cała opowieść- zakończyła Babcia i zaczęła wstawać z ławy. Didi był tak zaskoczony tą opowieścią, że nawet się nie poruszył. Babcia zaczęła jakby nigdy nic krzątać się w kuchni. Didi poderwał się z miejsca i pobiegł wprost do windy. Chciał wrócić do pokoju.
Wszedł i zobaczył, że rodzice już nie śpią. Powiedział im, że już jadł śniadanie ale może zjeść jeszcze coś. Przebrał się i razem z rodzicami zszedł jeszcze raz do kuchni. Tym razem Babci nie było. Didi nie powiedział nic rodzicom o historii, którą nie dawno usłyszał. Zjadł z rodzicami jeszcze płatki z mlekiem. Gdy jadł, myślał cały czas o opowieści. Po śniadaniu postanowili pójść na plażę. Minęło już trochę czasu i Didi stwierdził, że opowieść Babci to po prostu bujda. Postanowił o niej zapomnieć. Tym razem nie wziął ze sobą roweru. Chciał iść za rękę z mamą. Całą drogę jednak skakał i wyrywał się mamie, a ta denerwowała się, bo obawiała się, ze wpadnie pod samochód. Ostatecznie tata wziął go na barana. Z góry mógł wszystko dobrze widzieć i na początku się mu to podobało ale w połowie drogi już zaczęło nudzić. Dlatego też do osób, które mijali, wystawiał język. Rodzice tego nie zauważyli. Gdy wystawił język jednej z babć mijanych po drodze, ta aż złapała się za głowę. Było to dla niego bardzo śmieszne. Gdy doszli na plażę i rozłożyli koce, rozebrał się i chciał wejść do wody.
– Idziesz sam?- zapytał tata.
– Przecież dzieci nie mogą wchodzić same do wody, zapomniałeś?- dodał. Didi westchnął głęboko, ale poczekał na tatę. W wodzie było już sporo innych ludzi. Tuż obok nich pływała w rękawkach mała dziewczynka. Gdy ktoś wokół niej zaczynał chlapać, lub gdy woda wpadła jej do oczu, zaczynała szybko machać rękami i łapać powietrze, jakby się miała utopić. Najwidoczniej bała się wody. Didiego to bardzo śmieszyło. Sam potrafił pływać – uczęszczał z mamą na basen. Gdy położył się na wodzie, obrócił się tak, aby nogi były skierowane w kierunku dziewczynki i wtedy zaczął z całej siły uderzać nogami o wodę. Dziewczynka chcąc osłonić się przed chlapiącą wodą zaczęła uderzać energicznie rękoma, przez co o mało nie wpadła do wody. Jej mama wyciągnęła ją z wody i wtedy to zaczęła płakać. Poszły w stronę swojego koca. Didi zaczął się śmiać ciesząc się z tego, że teraz będzie miał więcej miejsca na swoje pływackie popisy.
Jednak pływanie szybko mu się znudziło. Wyszedł z wody, wziął tatę za rękę i wrócili na koc, gdzie opalała się mama. Nie chciał wycierać się ręcznikiem. Mama nadaremnie tłumaczyła mu że należy wytrzeć się do sucha i posmarować kremem z filtrem. Chłopiec zaczął bawić się w piasku. Czas mijał, jego koparki toczyły właśnie wielką bitwę w piasku, a jego zaczęła swędzieć skóra. Podrapał się raz – nie pomogło. Podrapał się drugi raz- zaczęło boleć . Spojrzał na swoje ręce- były czerwone jak trąbka w jego rowerku albo pomidor. Mama zauważyła co się dzieje. – Musimy szybko zejść ze słońca. Poparzyło cię- powiedziała.- To wszystko przez to ze mnie nie słuchałeś – dodała zła. Didi wzruszył tylko ramionami. Miał w nosie jakieś oparzenie. Był głodny. Chętnie by coś zjadł. Zaczął zbierać swoje koparki gdy nagle- co to? Przez przypadek odkopał swoje wczorajsze papierki . Jednak jeden papierek miał dziwne wybrzuszenie. Jakby w środku znajdował się cukierek. Jednak nie miał czasu obejrzeć go dokładniej, ponieważ rodzice wołali go, gotowi do drogi powrotnej. Schował więc szybko papier z zawartością do kieszonki i poszedł za nimi. W hotelu mama umyła go w chłodniejszej wodzie i wysmarowała jakąś maścią. Gdy wyszła, aby przynieść mu coś do picia, podszedł szybko do szafy, wyjął jej torbę i wziął z niej parę ciastek. Były całe z piasku, który się obsypał z wczorajszych koparek, które tam wrzucił.
– To nic, przecież co może mi zrobić taki piasek?- pomyślał, a potem zjadł wszystkie. Zdążył w samą porę, zanim wróciła mama. Wypił wodę i położył się w łóżku. Sparzona skóra go paliła, ale dzięki maści, która nałożyła mama – trochę mniej. Jednak zaczął go bardzo boleć brzuch. Bolał coraz mocniej i mocniej. Mama się zaniepokoiła. Didi przyznał się że zjadł brudne ciastka. Mama wysłała więc tatę do apteki, a sama znów poszła na dół po coś do picia i jakiś syrop.
Gdy Didi był sam, przypomniał sobie o papierku w kieszonce. Wyjął go teraz. Gdy rozwinął złotko, aż przetarł oczy ze zdziwienia.
– Nie wierzę !- wykrzyknął. W samym środku papierka leżała perłą z opowieści Babci. – To mi się tylko tak wydaje, to mi się tylko tak wydaje – powtarzał, nie wierząc. Zaczął się zastanawiać. Przypomniał sobie swoje złe zachowanie z wczoraj i to, jak mama płakała. Przypomniał sobie też opowieść Babci. Zdecydował. – Zrobię to !- powiedział. Nasłuchiwał czy mama już wraca, ale nic nie usłyszał. Wziął więc głęboki wdech i potarł perłę rękawem. Nic. Obejrzał ją- byłą biała jak mleko, gładka, błyszczała się gdy podstawiał ją w stronę światła. Potarł z drugiej strony, ale i teraz się nic nie wydarzyło. Słysząc kroki nadchodzącej mamy zaczął pocierać o kołdrę, o bluzkę, o chusteczkę ale nadaremnie. Perła nie zaświeciła blaskiem ani nie poczuł ciepełka w serduszku. Zrezygnowany i zmartwiony włożył perłę do kieszeni. Wypił syropy od mamy i zasnął.
Obudził się rano już bez bólu brzucha. Rodzice spali. Didi zaczął zastanawiać się nad perłą. Postanowił ją wyjąć. Sprawdził jedną kieszeń- nie ma. Sprawdził drugą- nie ma. Po omacku szukał ją ręką pod kołdrą, ale nie znalazł. Długo myślał. W końcu postanowił . – Po co mi jakaś głupia perła? Przecież nie potrzebuję jakiejś błyszczącej kulki żeby sprawić mamie uśmiech na twarzy. M gę to zrobić sam ! Zszedł po cichu na dół i poszedł wprost do pokoju Babci. Obudził ją i poprosił o pomoc. Chciał przygotować śniadanie. Tym razem to Babcia ugotowała parówki. Didi pomógł rozłożyć talerze i sztućce, wrzucił plasterki cytryny do herbaty i wyjął z najniższej półki w lodówce (tam dosięgał) małe pomidorki i ułożył na talerzu tak, aby miały kształt uśmiechniętej buzi. Babcia położyła na talerze ugotowane parówki, dodała chleb i ketchup. Gdy już wszystko było gotowe, w samą porę, weszli rodzice. Zdziwili się na ten niecodzienny widok, ale uśmiechnęli się szeroko. Uściskali Didiego i dali mu po soczystym buziaku. Wszyscy razem, wraz z Perłową Babcią, zasiedli do śniadania. Po wszystkim Didi poprosił Babcię, aby pokazała mu, jak załadować naczynia do zmywarki. Nawet pozwoliła mu ją włączyć ! W drodze na plażę tym razem Didi szedł grzecznie i spokojnie a na miejscu zaczął bawić się z innymi dziećmi, a nawet podał piłkę dziewczynce, która ją zgubiła. Po powrocie do hotelu zaproponował zanieść torbę mamy do pokoju, aby ta mogła odpocząć. Gdy wracał usłyszał, że mama znów rozmawia z Babcią. – Nie mogę uwierzyć w taką zmianę ! Jest taki grzeczny! Nie uwierzy Pani, jak on się ładnie bawił z innymi! Ani razu nie musiałam mu zwracać uwagi! – mówiła przejęta. – I to śniadanie ! Aż miałam łzy w oczach ze wzruszenia!- dodała. – Może znalazł moją perłę?- wtrąciła Babcia mrugając jednym okiem. Tego Didi już nie mógł słuchać. Wpadł na środek kuchni, podparł się rękami pod boki i zaczął mówić:
– Jaka perła? To zwykła bajka! Znalazłem wczoraj jedną Myślałem że jest magiczna ! Wyglądała tak, jak Babcia mówiła, ale potarłem i nic się nie stało! Nic! Wrzuciłem ją więc do kieszeni. Uznałem że jest mi nie potrzebna. Po co mi jakaś głupia kulka? Sam mogę być grzeczny. Nawet to fajne. Zamiast płakać inni się chcą ze mną bawić. I jak tak się wszyscy ze mną bawią, a ja im nie dokuczam to moja buzia się uśmiecha. I jest mi przyjemnie i w moim serduszku czuję ciepełko. Ale perłą tego nie zrobiła! To ja sam!- ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał i wyszedł do ogrodu. Usiadł na schodach. Za nim wyszli rodzice. Tata objął go z jednej strony, a mama z drugiej. – Wiesz, my Cię zawsze kochamy. Nieważne jak się zachowujesz. Jednak cieszymy się, że chcesz być dla innych miłych. Dzięki temu inni są mili dla Ciebie, a Ty jesteś szczęśliwy.- powiedziała mama i ucałowała go w czółko.- Wiesz co, mamo? – zapytał Didi. – Tak? – Ja od dzisiaj będę miły. To dużo fajniejsze. I uśmiech na twarzy jest fajny. I to że Wy się więcej do mnie śmiejecie jest fajne. Od dzisiaj będę taki uśmiechnięty. I żadna perłą nie będzie mi w tym potrzebna.- zakończył z uśmiechem na twarzy. Całą trójka mocno się przytuliła a następnie poszła skakać wspólnie na trampolinie. Nie mieli już ochoty wracać na plażę. Nie potrzebowali już żadnej perły.
Tekst opublikowaliśmy dzięki uprzejmości Autorki, Pani Edyty Zając (©).