Wszystkie buty szykują się na spacer, ale przecież Zdziś może założyć tylko jedne. To rodzi wśród butów nie lada zamieszanie.
Stały buty w przedpokoju,
Szykowały się do boju.
Które są ważniejsze dziś,
Które dziś założy Zdziś?
Tuż przy progu dwa sandały,
Tak ze sobą rozmawiały:
– Czy choć trochę pochodzimy?
Przecież jeszcze nie ma zimy.
Paski im zwisają smętnie,
Sprzączki na nich nie zapięte
I pewności wciąż nie mają,
Czy po piasku pobiegają.
Stoi kalosz pod wieszakiem
– Chyba się obejdę smakiem.
Nie założy mnie już Zdziś,
No bo deszczu nie ma dziś.
Zresztą nie wiem, gdzie kolega,
On jest z prawa, a ja z lewa.
Ja niebieski, on niebieski,
Z deszczu ocieramy łezki.
Zza kalosza do lusterka,
Pantofelek sobie zerka.
Sznurowadło szybko wiąże.
– Rety! Rety! bo nie zdążę!
Choć mam nosek podrapany,
Boczek z lekka pościerany,
To kokardę zrobić muszę,
Bez niej z domu się nie ruszę.
Kapcie co pompony mają,
Spod kanapy wyglądają.
Całe w kolorową kratkę,
Czyż na spacer mają chrapkę?
Przecież ciągle w domu siedzą
I o świecie nic nie wiedzą.
Ależ skądże! Ich marzeniem
Jest dziś Zdzisia przebudzenie.
Kiedy Zdziś z kanapy wstanie,
Zacznie butów przymierzanie.
Buty o tym dyskutują
I na spacer się szykują.