W skład Jury wchodzą także dr Grzegorz Leszczyński, krytyk literatury dziecięcej, przedstawiciele wymienionych wydawnictw oraz Fundacji.
Zapytaliśmy Panią Profesor Joannę Papuzińską o jej fascynacje twórczością Astrid Lindgren.
Joanna Papuzińska
Wydaje mi się, że tak jak wzorzec pomiaru w Sevres, tak Astrid Lindgren to taki swoisty metr literatury dla dzieci na przełomie XX i XXI stulecia. W zasadzie we wszystkich gatunkach literackich stworzyła pewne wzory współczesnego patrzenia na dziecko. Obecnie wielu autorów naśladuje opowiadania obyczajowe z życia dzieci, które jako pierwsza pisała Astrid Lindgren – „Dzieci z Bulerbyn”. To ona pisząc „Pippi” stworzyła wzorce antypedagogiki, o tych niegrzecznych dzieciach robiących psikusy. Na początku oburzano się mówiąc, że jest konetestatorką, z czasem się jednak okazało, że jej pisanie zrodziło wręcz nurt literacki. W jej twórczości odnajdziemy też metafizykę, życie po życiu np. „Bracia Lwie Serce”, a nawet historię Romea i Julii – „Ronia córka zbójnika”. „Ronia córka zbójnika” to opowieść o wielkiej miłości, która przełamuje odwieczną nienawiść rodową, opowieść z optymistycznym zakończeniem, bo przecież to książka dla dzieci. Bardzo ważne dla nas Polaków było również to, że Lindgren była swoistym otwarciem się Polski na europejską literaturę dla dzieci. W okresie, kiedy byliśmy za żelazną kurtyną – bocznym wejściem, którym wchodził do nas zachód były właśnie kraje skandynawskie. Z jakiegoś powodu łatwiej było zaakceptować tę twórczość, nie wiem na czym to polegało… W tamtym okresie w Polskich księgarniach nie było współczesnej niemieckiej literatury dla dzieci, nie było amerykańskiej, nie było nawet brytyjskiej. Przecież „Lew, czarownica i stara szafa” dopiero po pół wieku dotarły do czytelnika polskiego, a literatura szwedzka była przez cały czas. I to otwierało nam oczy na to, jak świat widzi dziecko.
Kamila Waleszkiewicz
Pani Joanno, co kształtowało Pani wrażliwość, emocje… w dzieciństwie? Jakie to były czasy?
Joanna Papuzińska
Mój punkt uzyskania świadomości to był moment skrajnej deprywacji, braku wszystkiego właściwie. Kończy się wojna ja nie mam matki ani domu, tworzy się jakaś taka posklejana rodzina z mnóstwem dzieci, ciotkami i babcią. Strasznie biednie się żyje, więc wszystko wokół jest cudowne. Cudowne jest, że już nie strzelają, że już jest dach nad głową, że wszyscy są razem. Pamiętam taką dobrą wróżkę mojego dzieciństwa, „ciocię Unrę”. Te dary, używane zabawki, które ktoś przesyłał z Ameryki, czy z Kanady, paczki ze słodyczami to wszystko było jakąś cudownością. A wobec tego wszechobecnego ubóstwa książki były światem niezwykle ważnym. Książkami można było się dzielić, można było pożyczać sobie nawzajem, nadal tak jest. Książki docierały przez znajomych, przez rodziców, ojca, ciotkę… Ja nie należałam do tych panienek, które chodziły na muzykę, lekcje języka czy inne zajęcia. Podstawą zdobywania wiedzy o świecie była książka. I jeszcze strasznie ważna rzecz to wpływ na moje życie starszego rodzeństwa. Miałam starszych braci, w których patrzyłam jak w tęczę i musiałam czytać to co oni. Oni oczywiście mówili „tego ci nie dam bo jesteś za głupia”, a ja właśnie coś tam wyciągałam i usiłowałam im udowodnić, że to rozumiem. Pamiętam, że czytałam taką powieść „Trzech panów w łódce nie licząc psa”, to jest książka bardzo humorystyczna, z wyrafinowanym brytyjskim humorem…
Kamila Waleszkiewicz
Ile miała Pani wtedy lat?
Joanna Papuzińska
Miałam wtedy może z osiem lat. Ale widziałam jak chłopcy się śmiali czytając to i zastanawiałam się dlaczego… Mózg mi aż trzeszczał żeby to pojąć… Ta stymulacja starszego rodzeństwa była bardzo ważna…
Kamila Waleszkiewicz
Pani profesor, czy podoba się Pani dzisiejsze zachłanne dążenie do sukcesu, sławy, bogactwa, które powoduje, że dzieci uczęszczają na przeróżne zajęcia dodatkowe, indywidualne lekcje, korepetycje nie mając w zasadzie chwili na leniuchowanie.
Joanna Papuzińska
Wydaje mi się, że pewna perspektywa, świadomość tego, że życie to jakieś wyzwanie, że człowiek ma coś do zrobienia między życiem a śmiercią, to jest z pewnością pozytywne. Podobnie jak marzenia o tym by dokonać czegoś wielkiego – wynalazku czy odkrycia, które zadziwi ludzkość. Pamiętam taki wiersz Ewy Szelburg-Zarembiny „… nie wiadomo, nie wiadomo wcale co cię w życiu jeszcze czeka, może właśnie ty wyrośniesz na wielkiego człowieka?” To był wiersz chyba z okazji odsłonięcia pomnika Marii Skłodowskiej-Curie. Ale dawał każdemu dziecku przekonanie, że ono może wiele w życiu zrobić… I to jest dobre, ale chyba nie dobre jest wtłaczanie dziecka w taki młynek dodatkowych zajęć. W te wymagania, że dziecko musi sprostać oczekiwaniom, że ono musi być prymusem, a jak dostało czwórkę to już jest hańba… Ale tak po trosze było zawsze. Natomiast jak patrzę na współczesne dzieci to wydaje mi się, że one mają strasznie mało swobody i strasznie mało ruchu! W szkole na przerwie mogą się tylko przechadzać, nie wolno biegać, żeby nie złamały ręki… Dawniej biegały po podwórkach, właziły na drzewa, istniały słynne zabawy na trzepaku, natomiast teraz tego nie ma. I one biedne siedzą sobie, wprawdzie bezpieczne, ale bez ruchu jednak. Powszechna jest obecnie nadpobudliwość ruchowa, a gdyby te dzieci się porządnie wybiegały, wyskakały, pewnie by nie istniała. Biegałyby, pływały, zjeżdżały na sankach, to potem byłyby spokojniejsze.
Kamila Waleszkiewicz
Tak i do tego sporo czasu siedzą przed komputerami.
Joanna Papuzińska
Komputery są bardzo dobre, ale… Zresztą tak jak każda rzecz. Nawet aspiryną, która jest bardzo dobrym lekiem, nie można się żywić cały czas. Dzieci potrzebują przestrzeni. Obserwuję jak moja wnuczka Emilka, gdy ze swojego małego, ciasnego, mieszkanka przychodzi do nas, do dziadków, gdzie jest duży pokój, gdzie może się rozpędzić, pobiegać, tryska energią. Nawet jak raczkowała po takiej długiej prostej to było to dla niej bardzo atrakcyjne.
Kamila Waleszkiewicz
Pani Profesor czy korzysta Pani z Internetu, czy raczej woli Pani tradycyjną pocztę, tradycyjne sklepy, zwykłe papierowe słowniki, książki…
Joanna Papuzińska
Ja sama bardzo lubię buszowanie po księgarniach, ich niezwykły nastrój, zapach papieru i farby. Lubię dotykać książek, zaglądać do nich, wybierać i odkładać. Ale nie wiem czy wszyscy podzielają ten gust. Podobno wznowienie jubileuszowe mojej pierwszej, debiutanckiej książeczki „Tygryski” rozchodzi się głównie przez sprzedaż internetową. W księgarniach jest taka wielość książek na półkach, że trudno się na coś zdecydować, a w Internecie można na spokojnie wybrać, czegoś się o książce dowiedzieć.
Zabieram dzieci z sieci
Kurs dla rodziców cyfrowych dzieci
Nauka zdalna spowodowała, że twoje dziecko nie odchodzi od komputera nawet w wolnym czasie? Czujesz się bezsilny jako rodzic? Nie wiesz, gdzie wytyczyć granice i jak je egzekwować? Chciałbyś nawiązać z dzieckiem konstruktywny dialog na temat używania mediów elektronicznych?
Ten kurs jest właśnie dla ciebie!
Kamila Waleszkiewicz
Czy poznamy w najbliższym czasie jakąś nową Pani książkę dla dzieci?
Joanna Papuzińska
Ostatnio do pisania bardzo pobudziła mnie Emilka. Ona ma w tej chwili dwa i pół roku, i o wiele starszych braci, mają ok. 20ego roku życia. Jak to się mówi – figiel Pana Boga. Wydawało się, że dzieci odchowane a tu nagle… Jej urodzenie to rodzinne wydarzenie, nowe dziecko w rodzinie. To dla mnie również nowe pole obserwacyjne. Z inspiracji dziecka powstały „Chwilki dla Emilki”, dwa tomiki kołysanek… Mam też taką fascynację z nią związaną, której jeszcze nie wykorzystałam literacko, jej pierwsze deformacje słowne. Np. zamiast słoń mówiła fłuń! To było tak piękne, gdy pokazywało się jej słonia na obrazku i pytało, co to jest – ona odpowiadała fłuń! A jeśli chodzi o moją nową książkę, jest już gotowa do druku. Ma tytuł „Była sobie wronka” i powinna za parę miesięcy pojawić się w księgarniach oraz w internecie.
Kamila Waleszkiewicz
Pani Profesor, jakich rad mogłaby Pani udzielić osobom piszącym bajki dla dzieci, które chciałyby wziąć udział w konkursie?
Joanna Papuzińska
Wiele dobrych rad jest zawartych w regulaminie konkursu, trzeba go przemyśleć uważnie. Na przykład znajduję tam taką podpowiedź, aby przy pisaniu myśleć o dzieciach – czytelnikach bardziej niż o dorosłych jurorach. Wydaje mi się także, że wobec zalewu różnych bajek i bajeczek, niekiedy bardzo słabych, może przyciągnąć uwagę dobrze napisana historia prawdziwa, realistyczna opowieść „z życia” dotykająca prawdziwych problemów dziecka. To byłaby jakaś miła odmiana. Warto też chyba pamiętać, że współczesne dzieci nie mają chyba zbyt wielkiej cierpliwości do szczegółowych opisów, ich uwagę może przyciągnąć raczej dynamiczna akcja, dobra konstrukcja opowieści, trochę tajemniczości… ale to wszystko jest względne, każdy konkurs, w którym jestem jurorem przynosi jakieś niespodzianki i to jest dla mnie ciekawe.
Kamila Waleszkiewicz
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Joanna Papuzińska
Dziękuję
Szczegółowe informacje o konkursie w naszym dziale Konkursy
Na zdjęciach: od góry profesor Joanna Papuzińska, poniżej Jej wnuczka Emilka.