-Tato, tatooo! -10 letni Wojtuś niesamowicie szybko wbiegł na łąkę, gdzie jego ojciec kosił trawę -Stokrotka ma troje dzieci. Wczoraj ich nie było, a dziś są! – Krzyczał z całych sił. Wojtuś hodował króliki. Choć do wczoraj miał tylko jednego, a właściwie jedną.
-Cieszę się synku. Tylko musisz dobrze pilnować, żeby klatka była dobrze zamknięta. -Ojciec oparł się o kosę.
-Wiem, wiem ta nasza kotka -wysapał chłopiec -Idę nakarmić Stokrotkę, Teraz będzie musiała więcej jeść i chyba coś lepszego. Zapytam mamę- Wojtuś w zamyśleniu zmarszczył czoło.
-Uwiń się szybko i wracaj do domu na obiad -pan Anzelm uśmiechnął się pod wąsem.
Tego Wojtkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odkrzyknął „Jasne tato” i już go nie było. Po drodze minął go sąsiad, pan Władek.
-Mam króliki! – wrzasnął chłopiec, zamiast „dzień dobry” -chociaż zawsze grzecznie się kłaniał. Sąsiad uśmiechnął się -To dobrze -i zapytał jeszcze -ojciec na łące?
-Tak -dobiegło do niego w odpowiedzi, już ze znacznej odległości. Pan Władek pokiwał głową i po chwili zobaczył sąsiada. Przywitali się po czym przybyły zapytał:
-Słuchaj Anzelm, nie mógłbyś mi pożyczyć waszej kotki? Myszy mi wlazły do spiżarni, a wasza kotka to najlepsza łowczyni na wsi. Mój Buras sobie nie radzi. Dzieci go rozpieściły.
-Teraz, kiedy na dniach ma mieć kocięta, to łowi jeszcze lepiej. Żadnej myszy nie przepuści, a i ze szczurem sobie poradzi. Wieczorem ci ją przyniosę.
Włodzimierz podziękował. Pora była obiadowa więc obaj mężczyźni wrócili do domów.
***
-Tato, tato – Wojtuś ze łzami w oczach biegł do obory, gdzie ojciec karmił zwierzęta -Stokrotka się nie rusza. Wczoraj wieczorem słabo jadła, a dziś wcale się nie rusza.
-Choć synu
Podeszli razem do klatki w której mieszkały króliki. Obejrzał pan Anzelm królicę. Niestety syn się nie mylił. Jedyne żywe istoty w środku to trzy kilkudniowe, przytulone do siebie, białe króliki. Zdjął czapkę z głowy i delikatnie włożył do niej małe kłębuszki.
-Idź Wojtuś do domu -powiedział podając chłopcu pakunek – ja się tym zajmę.
Gdy wrócił do izby na śniadanie przy stole siedzieli trzej starsi synowie, a Wojtuś z czapką na kolanach siedząc przy piecu połykał łzy. Podeszła do niego mama i podała chłopcu kubeczek z mlekiem i strzykawkę.
-Możesz spróbować synku je karmić -powiedziała gładząc jasne włosy syna.
-Niech zostaną w mojej futrzanej czapce i ułóż je przy piecu – Ojciec wydawał dyspozycje – Ale od razu ci mówię: są za małe żeby udało ci się je wykarmić. Zostaw teraz króliczki i siadaj do śniadania, bo się spóźnisz do szkoły.
Wojtek posłusznie choć ze spuszczoną głową, by starsi bracia nie widzieli jego łez wykonał polecenia ojca. Kiedy skończyli jeść pan Anzelm powiedział:
-Wszyscy pamiętajcie, żeby zamykać starannie drzwi do sieni. Nasza kotka dopiero co się okociła i ma legowisko w sieni za skrzynką. Potrzebuje więcej pożywienia żeby wykarmić swoje młode. Nie może wejść do kuchni, bo zadusi króliczki. A teraz idźcie do szkoły.
Przez kolejne dni Wojtuś każdą wolną chwilę poświęcał na karmienie małych króliczków. Niestety rzadko udawało się im wypić choć troszkę mleczka. Były za małe, żeby przeżyć bez mamy…
***
Tego dnia wracając ze szkoły, zobaczył uchylone drzwi z sieni do kuchni. Z bijącym z niepokoju sercem wszedł na środek jadalnej izby, rzucając tornister. Zbliżając się do pieca, już widział, że czapka ojca leży inaczej niż ją zostawił. Do oczu napłynęły mu łzy, a dłonie same zacisnęły się w pięści. Bracia wrócili dziś wcześniej od niego! Czapka była pusta…
Jęk wydobył się ust chłopca. Obrócił się na pięcie i potykając o stołek, buty ojca i próg w drzwiach wszedł do sieni. Łzy zasłaniały mu widok, a serce tłukło się jak oszalałe.
-Ty…ty… tylko tyle zdołał powiedzieć przez zaciśnięte z wściekłości i żalu gardło. Dopadł do legowiska kotki, która spokojnie się mu przyglądała. Chwycił ją za skórę na karku nie bardzo wiedząc co zamierza uczynić.
-TY!!! -uniósł do góry zaskoczone zwierzę.
Pod brzuchem kotki leżały trzy szare kocięta i trzy białe króliki. Całe zdrowe i widocznie najedzone.
-Ty, ty, najlepsza, najlepsza – wyszeptał chłopiec opuszczając kotkę jak najcenniejszy skarb.
Tekst zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autorki.