Fisher Price
rysuj
Zielona Sowa
Zielona Sowa
Nikt jeszcze chyba nigdy nie widział na świecie takiej dziewczynki, jak Emilka. Jeszcze dobrze rano nie zdążyła otworzyć oczu, jak już zaczynała się kłócić. I kłóciła się tak, i kłóciła – przez cały Boży dzień. Kłóciła się ze wszystkim i ze wszystkimi: z butami, ze sznurówkami, z lalką, z piłką, ze śniadaniem, z obiadem (z tym najwięcej) i z kolacją.

Kłóciła się też: z mamą, z tatusiem, z listonoszem, ze śmieciarzami, z dentystą, z babcią, z dziadkiem, z ciocią Jadwigą i z wujkiem Stefanem. Nawet kłóciła się ze swoim własnym cieniem. A wieczorem – z łóżkiem i kołdrą.

Kłóciła się i kłóciła. Awanturowała się jak najęta. Usta się jej po prostu nie zamykały:

– Przykryj mnie porządnie! – Krzyczała wieczorem na kołdrę. – Nie widzisz, że mi całe stopy wystają?

A kiedy słońce świeciło, to najbardziej krzyczała na swój cień:

– No nie chodź stale przede mną! Nie chcę cię! Wynoś się! Dlaczego mi się ciągle plączesz pod nogami?!

A ponieważ Emilka tak się ciągle kłóciła i kłóciła, to nic dziwnego, że nauczyły się też kłócić jej własne nogi. No i wtedy się dopiero zaczęło! Idzie sobie Emilka ulicą, kroczy niby jakaś miss podwórka, i właśnie rozmyśla z kim by się tu troszeczkę pokłócić – a tu nagle słyszy jak lewa noga mówi do prawej:

– Uważam, że teraz powinnyśmy skręcić w lewo!

– Ależ skąd! – Odpowiada noga prawa. – Moim zdaniem trzeba skręcić w prawo.

– W lewo lepiej!

– W takim razie idę w prawo!

– Proszę bardzo, prawasku, niech pani sobie idzie, dokąd pani chce. Ja pani przecież wcale nie trzymam… – Mruczy ponuro lewa noga.

– Naturalnie, że mnie pani nie trzyma. Pójdę sobie tam, gdzie mi się podoba, lewasku…

I rzeczywiście: prawa noga ruszyła w prawo, lewa w lewo – a Emilka: bęc!

Kiedy się w końcu podniosła, obydwa kolana miała rozbite, więc zaczęła przeraźliwie płakać. A razem z Emilką natychmiast zaczęła przeraźliwie płakać lewa noga oraz oczywiście nie mniej rzęsiste łzy zaczęła wylewać noga prawa. Z tego powodu kłótnie chwilowo ustały. Emilka otrzepała z kurzu sukieneczkę i ruszyła zapłakana przed siebie, bez protestów ze strony zapłakanych nóg.

Przez jakiś czas nie kłóciła się z niczym ani z nikim. Przez jakiś czas również nie kłóciły się z niczym ani z nikim jej obie nogi. Szła sobie więc Emilka prościuteńko, krok za krokiem i noga za nogą.

– Teraz poszłabym w prawo. – Odzywa się w pewnej chwili kłótliwa lewa noga.

– Ani mi się śni! – Oczywiście natychmiast wtrąca się prawa.

I rzeczywiście: lewa skręca w lewo, prawa zaś w prawo – a Emilka: znowu – bęc!

Ani się nie obejrzała a leży jak długa. Leży, płacze, i lamentuje biedna Emilka, bolą ją kolana, pupa i łokcie – ale: znowu wstaje, otrzepuje sukieneczkę z kurzu i rączki, bo właśnie myśli sobie w tej chwili, że najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości są lody.

Prędko więc biegnie po lody – ale cóż to: jej nogi dalej się kłócą i każda robi co chce. A to lewa idzie naprzód, a prawa do tyłu – a to znów odwrotnie. Lewa chce biec, a prawa stać; albo znów – lewa chce w prawo, a prawa prosto. Lewa chce szybciej, a prawa wolniej.

Z lodów więc w sumie nic nie wyszło i biedna Emilka ledwo-ledwo dotarła do domu. Ale jeszcze nawet na schodach jej nogi ciągle się kłóciły i w żaden sposób nie chciały się pogodzić – lewa przeskakiwała po dwa schody w górę, a prawa w dół.  Z Emilką było więc już bardzo źle. Nie mogła zrobić nawet kroku, żeby się nie potknąć.

Nie było rady i mama Emilki musiała zawezwać doktora. Pan doktor obejrzał Emilkę dokładnie od stóp do głów, potem ją całą dokładnie opukał, potem – jeszcze dokładniej niż poprzednio – przypatrzył  się jej niesfornym nogom, a potem już tylko kręcił głową, mruczał i drapał się za uchem. Emilka natomiast musiała przed nim chodzić, spacerować i maszerować tam i z powrotem.

Ale co to było niby za chodzenie! Wstyd powiedzieć: jedna noga w lewo, druga w prawo; potem jedna w prawo, a druga w lewo – druga w tył, a pierwsza w przód. Potem znowu obie do przodu, a potem – jedna w tę, a druga w tamtą stronę.

– Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem. Co też to może być! – Powiedział w końcu pan doktor, a potem zwrócił się do mamy. – Proszę pani, czy ta pani córka nie jest czasem aby kłótliwa?

A mamusia, która bardzo swoją niesforną Emilkę kochała, i nie pozwalała powiedzieć na nią złego słowa, odrzekła szybko:

– Ale skąd, panie doktorze! Emilka i kłótnie? Co też pan mówi!

Nie przekonało to widać jednak pana doktora, bo w dalszym ciągu kręcił z niedowierzaniem głową i drapał się za uchem.

– Pani córka jest, niestety, bardzo poważnie chora. Jest to bardzo rozpowszechniona choroba. Ale można ją wyleczyć. Emilka jest mianowicie chora na kłótliznę chroniczną… W połączeniu z awanturozą przewlekłą…

– Na chroniczną kłótlizną… Eeeee… W połączeniu z czym to?

– Przewlekłą awanturozą! – Podpowiedziały, tym razem nadzwyczaj zgodnie, obie nogi Emilki.

– Awanturniczą przewlekłozą? – Zakończyła swoje niezgrabne pytanie mamusia Emilki.

Ale spieszyła się z tą swoją wypowiedzią do tego stopnia, że zapomniała, że na Emilkę nie wolno powiedzieć złego słowa i przyznała się w końcu panu doktorowi, że:

– Ta moja córeczka rzeczywiście jest troszeczkę… Eeeee… Kłótliwa… Ma pan, obawiam się, całkowitą rację, panie doktorze. Ale czy to można aby wyleczyć?

– No! Teraz to wszystko jasne! – Ucieszył się pan doktor. – Pani córka zaraziła kłótliwością własne nogi! Jeżeli nie przestaną się kłócić i awanturować, to stale będą jej płatać przeróżne figle. Figle i psikusy. Znam tylko jeden sposób: do łóżka! Nie kłócić się i nie sprzeczać!

Leżała więc Emilka w łóżku dzień. Leżała dwa. A trzeciego dnia powiada do swoich nóżek tak:

–  Nóżki moje nóżki! No powiedzcie same, po co nam to było potrzebne? Czy aby nie lepiej wyskoczyć sobie na przykład na lody, co?

– No chyba prawda… Rzekła po dłuższej chwili lewa noga. – Wcale mi się nie chce leżeć, a tobie?

O dziwo – prawa noga powiedziała po dłuższej chwili to samo:

– A myślisz, że mi się to niby chce? To przecież nie jest żadna przyjemność…

I biedne nogi tego dnia nie powiedziały już nic więcej.

Następnego dnia, nie kłócąc się z nikim ani z niczym, wstała sobie Emilka cichuteńko z łóżka i poszła – jeszcze niepewnie – przed siebie. A nogi również szły sobie przed siebie zgodnie, jak nigdy dotąd.

– Lewa!

– Lewa!

– Lewa!

Tekst udostępniamy dzięki uprzejmości Autora – Pana Jerzego Jarka. Więcej bajek Autora TUTAJ.

203 ocen
4.98
dodaj ocenę
×
zapis na newsletter - prezent
Zapisz się na cotygodniowy newsletter z wydarzeniami w Twoim mieście i odbierz eBook za darmo! wybierz eBook dla siebie
zapis na newsletter - prezent