Wilk Briggan, lamparcica Uraza, panda Jhi i sokolica Essix to Czwórka Poległych, które w imię obrony świata Erdas poświęciły wszystko, co mogły. Na długo, zanim stały się zwierzoduchami, były najpotężniejszymi z Wielkich Bestii. Oto ich historia. Historia najbardziej bezinteresownych aktów odwagi, do jakich doszło na Erdas. Ale też historia najhaniebniejszej zdrady, jakiej można się dopuścić… To historia o bezgranicznym poświęceniu.
Czytelnicy poznają fantastyczne opowieści o sile przyjaźni i odwagi oraz dowiedzą się dlaczego warto zachować wierność swoim wartościom i ideałom. Lektura obowiązkowa każdego fana „Spirit Animals” oraz wyobraźni Brandona Mulla.
Tytuł: Spirit Animals. Opowieści zwierzoduchów. Wydanie specjalne
Autorzy: Brandon Mull, Nick Eliopulos, Billy Merrell, Gavin Brown, Emily Seife
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Oprawa: twarda
Wydanie: 1
ISBN: 978-83-280-6720-2
Liczba stron: 216
Data premiery: 13 listopada 2019 r.
Wydawnictwo: Wilga
W skład serii SPIRIT ANIMALS wchodzą:
Spirit Animals. Zwierzoduchy. Tom 1 – Brandon Mull
Spirit Animals. Polowanie. Tom 2 – Maggie Stiefvater
Spirit Animals. Więzy krwi. Tom 3 – Garth Nix, Sean Williams
Spirit Animals. Ogień i lód. Tom 4 – Shannon Hale
Spirit Animals. Naprzeciw falom. Tom 5 – Tiu T. Sutherland
Spirit Animals. Wzlot i upadek. Tom 6 – Eliot Schrefer
Spirit Animals. Wszechdrzewo. Tom 7 – Marie Lu
W skład serii SPIRIT ANIMALS. UPADEK BESTII wchodzą:
Spirit Animals. Upadek Bestii. Powrót. Tom 1 – Varian Johnson
Spirit Animals. Upadek Bestii. Spalona ziemia. Tom 2 – Victoria Shwab
Spirit Animals. Upadek Bestii. Nieśmiertelni strażnicy. Tom 3 – Eliot Schrefer
Spirit Animals. Upadek Bestii. Ognista fala. Tom 4 – Jonathan Auxier
Spirit Animals. Upadek Bestii. Serce Ziemi. Tom 5 – Sara Prineas
Spirit Animals. Upadek Bestii. Pazur Żbika. Tom 6 – Varian Johnson
Spirit Animals. Upadek Bestii. Szeptacz Burz. Tom 7 – Christina Diaz Gonzales
O autorze:
Brandon Mull (ur. 1974) przyznaje w wywiadach, że od zawsze chciał zostać pisarzem. Swoją wyobraźnię wykorzystywał w trakcie zabaw z rodzeństwem i przyjaciółmi. Niektóre pomysły dojrzewały w jego głowie przez lata, zanim ostatecznie zdecydował się przenieść je na papier.
Ukończył Uniwersytet Brighama Younga, spędził dwa lata w Chile. Imał się różnych zajęć, był m.in. aktorem komediowym, archiwistą, copywriterem. Jego debiut powieściowy „Baśniobór” (2006) okazał się natychmiastowym sukcesem, został przetłumaczony na ponad 30 języków i sprzedał się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Rozpoczął on również pięciotomową serię, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B: „Baśniobór”, „Gwiazda Wieczorna wschodzi”, „Plaga cieni”, „Tajemnice smoczego azylu”, „Klucze do więzienia demonów”.
Fani Brandona mogą kontynuować podróż przez świat Baśnioboru dzięki serii „Smocza straż”, jak również zapoznać się z innymi powieściami autora: z seriami „Wojna cukierkowa”, „Pozaświatowcy”, „Pięć królestw” oraz z książką „Zwierzoduchy”. Jesienią 2019 r. nakładem wydawnictwa Wilga ukaże się specjalne wydanie „Opowieści Zwierzoduchów”.
Wszystkie tomy „Baśnioboru” znalazły się na liście bestsellerów „New York Timesa”, aczkolwiek za najbardziej prestiżową nagrodę Brandon Mull uważa Young Readers Choice Awards. W wywiadach skromnie wyraża nadzieję, że opowiadane przez niego historie nadal będą podobać się czytelnikom. Cieszy go również fakt, że po jego książki chętnie sięgają zarówno dzieci, młodzież, jak i dorośli czytelnicy, a za cel stawia sobie tworzenie kolejnych, równie uniwersalnych, historii.
Autor przyznaje, że ogromny wpływ na jego dzieciństwo i późniejszą twórczość miały powieści C.S.Lewisa i J.R.R.Tolkiena. Inspiracją były również dla niego książki J.K.K. Rowling. Aktualnie mieszka w malowniczej dolinie w amerykańskim stanie Utah z żoną, czwórką dzieci oraz psem o imieniu Buffy.
Fragment:
UPADEK CZWORGA
Brandon Mull
Przecinając przejrzyste błękitne niebo, Essix korzystała z prądów powietrznych. Wiatr ślizgał się po jej ogromnych piórach, kiedy sunęła z prądem wstępującym i nabierała wysokości, szukając silniejszego wiatru wiejącego z tyłu. Przed nią rozciągał się las, morze zieleni. Za nią toczyła się jedna z najzacieklejszych bitew, jakie splamiły pola Erdasu.
Zwłok ludzi i zwierząt cały czas przybywało. Jeszcze przed końcem dnia naliczono setki tysięcy poległych. Essix powracała myślami do ciał rozszarpanych zębami i pazurami, przeszytych strzałami i klingami. Ona, Briggan, Uraza i Jhi służyli na froncie. Prowadzone przez Zielone Płaszcze wojska czterech zjednoczonych narodów Erdasu przypuściły rozpaczliwą ofensywę na Zdobywców. Jeśli ten ruch zadziała, Pożeracz upadnie, a razem z nim Kovo i Gerathon. W przeciwnym razie ciągle rosnąca w siłę armia Króla Jaszczurów przemaszeruje przez wszystkie kontynenty Erdasu i cały świat padnie ofiarą apodyktycznego monarchy.
Trzy pozostałe Wielkie Bestie, przywiązane do ziemi, potrzebowały nieco więcej czasu na dotarcie do wyznaczonego miejsca spotkania. Dlatego po tym, jak się rozdzielili, Essix została na polu bitwy tak długo, jak mogła, raniąc Zdobywców pazurami i pomagając oddziałom Zielonych Płaszczy przy przegrupowaniach, jako że wrodzy dowódcy przerzucali swoje siły w różne miejsca. Wojownicy, którzy towarzyszyli jej w podróży do Stetriolu, człowiek i zwierzę, potrzebowali sokolicy, aby przewodziła im, dodawała odwagi i chroniła. Bez niej, Briggana, Urazy i Jhi Zielonym Płaszczom nigdy nie udałoby się zebrać sił koniecznych do przeprowadzenia takiego ataku.
A jednak teraz, gdy wybiła godzina próby, opuściła swoich. Generałowie Zielonych Płaszczy znali i rozumieli powody tej decyzji, dlatego przekazali żołnierzom, że patronka nie zostawia ich na pastwę losu. Ale i tak Essix wyczuwała rozpacz żołnierzy, kiedy odlatywała z pola bitwy. Mało brakowało, a by została. Pozostali mogli przecież ją reprezentować. Nie przepadała za podobnymi spotkaniami.
Lecz wtedy jej zdanie nie liczyłoby się tak, jakby słowa wychodziły bezpośrednio od niej. Czy jej się to podobało, czy nie, Essix potrafiła rozgryźć pozostałych strażników lepiej niż ktokolwiek inny, co dawało jej znaczną przewagę, gdy trzeba było kogoś do czegoś przekonać albo komuś coś wyperswadować.
Kryzys się pogłębiał i Tellun zwołał Wielką Radę. Jeśli wszystkie Wielkie Bestie stanęłyby ramię w ramię przeciwko Kovo i Gerathon, wynik tej bitwy byłby pewniejszy. Dlatego też nie wypadało przegapić tego spotkania; mogło odegrać zbyt ważną rolę.
Daleko w dole Essix dojrzała polanę. Znaczne połacie Stetriolu zajmowały odludne pustynie albo rozłożyste czerwone góry. Tylko Tellun mógł stworzyć tak prędko idylliczny zagajnik na jałowej ziemi. Płaską łąkę otaczały dostojne drzewa, wysokie trawy kołysały się na wietrze. Przez polankę przepływał leniwie niewielki strumyczek, na którego dnie drobne kamyczki połyskiwały niczym klejnoty w skrzyni ze skarbami. Charakteru dodawało mu parę większych głazów ciśniętych w spokojny nurt.
Były tam już pozostałe bestie, wszystkie z wyjątkiem Kovo i Gerathon, którzy, jak się zresztą spodziewano, zignorowali wezwanie, oraz Mulopa – ten miał uczestniczyć w radzie na odległość. Jako że ośmiornica nie lubiła podróżować, inni nie musieli dzięki temu zbierać się wyłącznie na nabrzeżach.
Składając skrzydła, Essix zanurkowała ku polanie, a upajająca prędkość pozwoliła jej oczyścić umysł. Aż do tej pory Wielkie Bestie obstawały przy neutralności, choć wojna objęła swoim zasięgiem niemal cały świat. Nie zwoływano Wielkiej Rady od dawna. Po raz ostatni spotkali się na samym początku konfliktu, kiedy Kovo i Gerathon nie wydawali się bezpośrednio zaangażowani w działania wojenne, a Pożeracz dopiero co ujawniał swój nieposkromiony apetyt na dominację nad światem. Była to ich ostatnia okazja, żeby zwerbować znaczące siły i przeciwstawić się Zdobywcom. A nie będzie łatwo namówić tę upartą grupkę do udziału w wojnie.
Essix przysiadła na powalonym drzewie tuż przed tym, jak słońce osiągnęło zenit, co było wyznaczonym czasem spotkania. Ściskała pazurami rozkładający się pień tak, jak mniejszy sokół obejmuje łapami zwyczajną gałąź.
– Ledwie zdążyłaś, co? – rzucił Cabaro, przeciągając się i wystawiając pazury.
Żadna z Wielkich Bestii nie mogła równać się z nim posturą. Gdyby nie był tak arogancki i zobojętniały, mógłby być ich przywódcą. Nie miał sobie równych w bitwie. Lecz rzadko angażował się w cokolwiek, zadowolony z życia wypełnionego pańskimi przyjemnościami. Bo po co miał polować, skoro mógł żerować na tym, co przyniosą mu lwice? Czemu walczyć, gdy wystarczyło zastraszyć?
– Nie chciałam porzucać wojsk – powiedziała Essix. – Wolne narody są poddane ciężkim atakom. Losy całego Erdasu może rozstrzygną się jeszcze przed zachodem słońca.
– Czy to znaczy, że musimy się śpieszyć? – zapytał ogromny Dinesh, który bardziej przypominał pomarszczone szare wzgórze niż słonia. – Nie pędziłem przez Głębiny dla pośpiesznej pogawędki.
– Dzień, w którym ty popędzisz, będzie tym, gdy ja polecę – zaśmiała się Suka. Niedźwiedzica siedziała wygodnie z łapami na kolanach. Ewidentnie humor jej dopisywał. I dobrze, bo gdy ponurzała, cały Erdas musiał mieć się na baczności. Essix opanowała śmiech, ale Briggan, Rumfuss i Uraza się nie hamowali. Udrapowany jedwabiami i osłonięty ozdobnym baldachimem słoń wyglądał na uosobienie spokoju.
– Miałam tu dalej niż wszyscy – dodała Suka – ale nie mam nic przeciwko szybkiej pogawędce.
– Głupcy, bez żartów – odezwał się Dinesh głosem brzmiącym jak zapowiedź rychłego trzęsienia ziemi. – Bo Wielka Rada to nie byle co. Musimy zachowywać się stosownie.
Essix kątem oka wyłapała jakiś ruch. Obróciła się i zobaczyła kangura, który przyplątał się na polanę. Wszystkie Wielkie Bestie obróciły się ku niemu, żeby przyjrzeć się przypadkowemu gościowi. Zdenerwowany pechowiec patrzył na nich, stojąc na skraju polany jak sparaliżowany. Biedak uświadomił sobie, że popełnił błąd. Essix czuła przyśpieszone bicie jego serca.
Postura zwierzęcia pozwalała zdać sobie sprawę z og-romnych rozmiarów Wielkich Bestii. Choć kangur był dorosłym osobnikiem, i to jednym z większych reprezentantów swojego gatunku, zmieściłby się zapewne między zębami Cabaro. Musiałby wybić się z ziemi z całych sił, żeby doskoczyć do brzucha Telluna. Stojąc obok kolosalnego cielska Dinesha, torbacz nie wydawał się większy od zwyczajnego gryzonia.
Tellun uniósł wysoko łeb, jego piękne poroże górowało nawet nad słoniem.
– Zacznijmy – zarządził.