Nie lubię ich też dlatego, że w przekładach z innych języków zbyt mocno odstają od naszej polskiej teraźniejszości, odwołując się do przykładów zbyt nam dalekich i do autorytetów, których często nie znamy.
Zła matka mimo, że przełożona z języka angielskiego i mimo, że osadzona w dość odległej rzeczywistości, przemówiła do mnie jasno i klarownie. Bo oto wreszcie autorka-matka odważyła się głośno powiedzieć to, co – jak podejrzewam – czuje wiele mam. Odważyła się dopuścić do głosu nie tylko wszechogarniającą radość macierzyństwa, ale emocje takie jak frustracja, zniecierpliwienie, poczucie winy wobec dzieci czy zniechęcenie wobec całej „instytucji” macierzyństwa.
Takiej książki brakowało. Ja czytałam w niej o… sobie. Ciągłe rozdarcie między pracą, którą kocham, a dzieckiem, które uwielbiam. Ciągłe dylematy czy wybrać kolejne studia podyplomowe czy poświęcić ten czas na fascynujące rozmowy z dwulatkiem. Zdumione spojrzenia teściowej kiedy „wybierałam” pracę zamiast spaceru z dzieckiem. Brak zrozumienia ze strony innych matek, których sensem życia jest spędzanie z dzieckiem dwudziestu czterech godzin na dobę. Rozczarowanie w oczach męża kiedy zamiast spędzać z nim romantyczny wieczór, biegłam gotować dla synka zupę na kolejny dzień, odpisując „w przerwie” na kilkadziesiąt emaili. Brak czasu dla siebie. A jeśli nawet udało się taką chwilę znaleźć psuła ją ciągła, bolesna, przygniatająca świadomość, że „powinnam”, że „muszę”, że „nie zdążę”. Ciągłe poczucie, że trzeba się bardziej starać, aby być lepszą matką niż jestem teraz.
Złe emocje. Bolesne uczucia. Brak wewnętrznego spokoju mimo starań całej rodziny, aby ten spokój się pojawił. To wszystko opisuje Ayelet Waldman – autorka Złej matki. Impulsem do powstania książki stała się jej wypowiedź w mediach na temat seksu z mężem zakończona wnioskiem, że kocha męża bardziej niż czworo swoich dzieci. Rozpętało to prawdziwą burzę, a sama autorka została okrzyknięta złą matką. Pojawiły się nawet głosy, żeby odebrać jej prawa rodziecielskie…
Trudne tematy, drażliwe zagadnienia, wywołujące żarliwą dyskusje poglądy. Tego nie boi się Ayelet Waldman. Odważnie pisze o swoich lękach, błędach i porażkach, co pozwala czytelniczce – MATCE obserwującej na co dzień swoje wychowawcze niedoskonałości, utożsamiać i solidaryzować się z autorką. Jednocześnie książka przesycona jest gorzką świadomością na temat roli oraz oczekiwań wobec kobiety we współczesnym świecie. Roli matki idealnej, którą często same sobie narzucamy lub którą narzucają nam inne kobiety określane w publikacji mianem „wydziału ścigania Złych Matek”. Potraktowanie ich przez autorkę z dużą dawką poczucia humoru, ale też nie bez gorzkich przykładów z życia wziętych sprawia, że z większym dystansem i asertywnością zaczynamy odnosić się do karcących spojrzeń czy złośliwych komentarzy matek na forach dla rodziców.
Wbrew pozorom Zła matka nie jest książką tylko dla kobiet. Wręcz przeciwnie. Polecajcie ją wszystkim mężom, ojcom, kochankom i sąsiadom! Bo autorka wychodzi naprzeciw opinii, że kobiety nie należy rozumieć, wystarczy ją kochać i otwiera męskie oczy na wiele istotnych spraw z zakresu partnerstwa w związku, podziału obowiązków, seksu, rodzicielstwa, relacji z teściową, a przede wszystkim – kobiecych odczuć i emocji.
Całą książkę czyta się bardziej jak intymny pamiętnik niż poradnik. Czytelniczka wstanie po tej lekturze z większą wiedzą o sobie, a przede wszystkim z przekonaniem, że nie jest na świecie sama – że setki, a może nawet tysiące kobiet boryka się z podobnymi problemami i skrajnymi uczuciami. A taka świadomość dodaje sił.
Zła matka. Kronika matczynych wykroczeń, drobnych katastrof i rzadkich momentów chwały
Ayelet Waldman
Tłumaczenie: Katarzyna Janusik
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 240
Wydawnictwo: Znak