Rozpoczynając lekturę tej książki, rozpoczynamy spacer – wspólnie z Asiunią, Tomkiem i ich ojcem. Bo spacery są ich rytuałem, a dzieci najbardziej lubią – podczas tego wspólnego przemierzania warszawskich ulic – gdy tata opowiada im o powstaniu, wspomina dawne czasy. Idąc z nimi, słuchamy m.in. o płycie zwanej włazem, która okazała się ważna, o kanałach, które były schronieniem, o barykadach, niemieckich strzałach oddawanych z armat i karabinów w stronę warszawiaków, o powietrznych atakach na miasto, żołnierzach Armii Krajowej, o „Kubusiu”, czyli opancerzonym samochodzie bojowym i wielu innych elementach składających się w obraz „tamtych” lat.
Mój tato szczęściarz to niezwykle ważna książka, poruszająca trudne, ale istotne zagadnienia, o których przecież warto mówić; książka sięgająca pamięcią wstecz, ożywiająca w umysłach wspomnienia i konfrontująca dziecięce wyobrażenia z rzeczywistością. Z pewnością jest to lektura „rodzinna”. Taka, do której trzeba zasiąść wspólnie, a nie w pojedynkę, taka, którą należy spokojnie, uważnie przeczytać razem z dzieckiem, a później, jeśli to oczywiście możliwe, wziąć pod pachę i wybrać się na spacer po Warszawie. W śledzeniu wzruszającej fabuły, pomagają nam ilustracje. Są ważną częścią książki – równolegle opowiadają o rozgrywających się wydarzeniach. Ilustracje Zamku Królewskiego, Katedry św. Jana czy Kolumny Zygmunta, opatrzone tekstem, pozwalają nam poznać losy poszczególnych zabytków. A przywołane mapy, kopie listów, dokumentów, znaczków jeszcze bardziej zbliżają nas do opisywanych realiów, nadając równocześnie historii osobistego charakteru. Na kartach książki dominują stonowane, ciemne kolory, bo też akcja często dzieje się nocą, pod ziemią, w kanałach. Powyżej wyrastają smutne kamienice i symbole wojny, takie, jak na przykład czołgi.
Mój tato szczęściarz to mądra opowieść, pokazująca, że warto szukać pozytywnych aspektów, doceniać to, co się ma i próbować dostrzec szczęście w nieszczęściu. Tak właśnie było z tytułowym tatą, który okazał się szczęściarzem. W pierwszym momencie można by powątpiewać. Na tle mieszkańców Warszawy, żyjących w czasach pokoju – wygląda bowiem na pechowca. Tyle smutnych rzeczy mu się przytrafiło. Ale gdyby na to spojrzeć z innej perspektywy, można zrozumieć, dlaczego ojciec Asiuni jest szczęściarzem. Miał szczęście – jak na tamtejsze realia i czasy wojenne. Przeżył i udało mu się odnaleźć najbliższych. To jest najważniejsze. Kula, lecąca z niemieckiego karabinu, trafiła go w rękę, dzięki czemu zdołał uciec. Boleśnie zraniła, ale nie zabiła. Później jeszcze nie raz miał szczęście. Na szpital, w którym przebywał, spadła bomba. Ale tatę uratował stół. Dwie nogi od stołu złamały się pod wpływem uderzenia gruzu, ale dwie, pod którymi tata był schowany i miał w tym miejscu głowę – wytrzymały napór. Przeżył więc, a sąsiedzi wygrzebali go z ruin. Postrzelona ręka znów była złamana. Ale nie tylko ona – również miednica. Najważniejsze jednak było to, że żył, mimo poniesionych obrażeń, mimo całej niezwykle niebezpiecznej sytuacji.
Warto sięgnąć po książkę Joanny Papuzińskiej i przenieść się myślami w inny, dawny świat. To doskonały pretekst do rodzinnych rozmów.
Katarzyna Klimek-Michno
Mój tato szczęściarz
Joanna Papuzińska
Maciej Szymanowicz – ilustrator
Wydawnictwo Literatura, Muzeum Powstania Warszawskiego
Trailer książki „Mój tato szczęściarz”