Do przedpokoju, wczesnym rankiem,
weszła pani z małym Jankiem,
za nią, z czapką w dłoni,
wkroczył pan Antoni.
Stojące przy ścianie,
jeszcze trochę zaspane,
męskie buty sportowe,
półbuty zakurzone,
zabłocone gumiaki,
damskie czarne bosaki,
buciki dziecięce sznurowane,
i sandałki na rzepy zapinane,
gdy usłyszały szuranie
zaraz się poderwały,
i, choć nie wiedziały
dokąd poniosą je nogi,
już były gotowe do drogi.
Buciki się zastanawiały,
czy wyjdą one, czy sandały.
Buty sportowe się zakładały,
że nie będą dziś biegały.
Eleganckie i czyste bosaki
z odrazą spojrzały na gumiaki.
– Brr… jak wy wyglądacie!
Za grosz wstydu nie macie!
Gumiaki wzruszyły cholewami.
– Powiedzcie to naszej pani!
Gdybyście po błocie biegały,
też byście tak wyglądały!
Buty sportowe się roześmiały.
– E, tam! Dawno by się rozleciały!
i… – I nie dokończyły,
bo właśnie wychodziły
razem z sandałkami
i damskimi bosakami.
I tak przez dzień cały,
jedne wychodziły, inne wracały.
Dopiero późnym wieczorem
miały czas na rozmowę.
Buty sportowe znów narzekały,
że tylko drzewa i trawę widziały.
I, że w parku pan Antoni
za bardzo je pogonił.
Półbuty rzuciły mimochodem,
że, jadąc samochodem,
nic a nic nie widziały,
bo wciąż wciskały pedały.
– Powiedz mi drogi kolego!
– krzyknął prawy do lewego
– Dlaczego to ja, więcej pracuję?!
– Bo ja… ja sprzęgła pilnuję!
Buciki im przerwały,
i nieśmiało powiedziały:
– Ale… ale dorośli o was dbają,
i patrzą gdzie nogi stawiają.
A Jaś… Jaś kopał nami kamienie.
Właził na drzewo, skakał na ziemię.
Potem piaskiem nas przysypał,
i żadnej kałuży nie omijał.
I chociaż jesteśmy dziecięce i małe –
westchnęły – jesteśmy już stare…
Sandałki zachichotały.
– My na niego sposób mamy,
jak szaleje, rzepy odpinamy.
I co robi? Zaraz się przewraca,
potem się złości… i do domu wraca.
A bosaki, rzucone w kąt, milczały.
I tylko do siebie szeptały:
– Aleśmy wpadły w błoto po szyję,
– No… Ciekawe, czy ktoś nas umyje.
– Coś gumiaki nic nie opowiadają.
– Bo nie wychodziły, na deszcz czekają.
Wycieraczka, która podsłuchiwała,
nagle się zdenerwowała.
Zafalowała, sypnęła piaskiem,
i klapnęła z trzaskiem.
– Co dzień wszystkie narzekacie,
ale to o mnie podeszwy wycieracie!
Chętnie zamienię się z wami,
byle nie leżeć pod drzwiami!
I poszłabym z wielką ochotą,
nawet przez deszcz i błoto…
Ucichły szmery, zamilkły głosy…
Zawstydzone buty pospuszczały nosy.
Tekst zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autorki (Ewa Nawrot).