Droga pobiegła lekko w dół, a ściany po bokach obniżyły się. Widać już było wyjście z wąwozu i zalaną słońcem polanę. W pewnym momencie usłyszeli jakiś dźwięk. Przystanęli. Bartek zaczął węszyć.
– Hau, hau, tam ktoś jest – wskazał w bok. – Rozejrzę się.
Pobiegł po niskim tu zboczu i zniknął między drzewami. W chwilę potem dobiegło stamtąd poszczekiwanie:
– Chodźcie szybko.
Wszyscy troje wspięli się po zboczu i weszli między drzewa. Pod niewysoką brzozą zobaczyli Bartka. Obok na ziemi leżało jakieś zwierzątko. Jego noga tkwiła w żelaznej obręczy.
– Och! – zawołała Pyzia. Podbiegła do niego. – Nie ruszaj się. Zaraz cię uwolnimy.
Nie było to łatwe. Ale w końcu wspólnym wysiłkiem odgięli stalowe szczęki. Zajączek, ranny i trzęsący się jeszcze ze strachu, opowiadał im, jak oddalił się od rodziców, chcąc pomyszkować po zagajniku, nagle poczuł straszliwy ból. Początkowo szamotał się rozpaczliwie, potem już tylko leżał i płakał.
– To robota kłusownika – rzekł Tomek. – Musimy powiedzieć o tym w osiedlu.
Pyzia tuliła zajączka, gładząc go ryjkiem po główce.
– Nie martw się, malutki. Już jesteś bezpieczny. Zaraz pomożemy ci znaleźć rodziców.
Pierwszy z wąwozu wybiegł Bartek. Pyzia widziała, jak krótko szczeknął, a potem zatrzymał się, patrząc przed siebie. Za chwilę wraz z Tomkiem już była obok niego. Wkrótce dołączyła do nich Linka z zajączkiem na grzbiecie, przytulonym do wełnistych splotów. Na wprost na środku polany rósł ogromny dąb, przybrany świeżą zielenią. U jego stóp stała gromada leśnych zwierząt.
– Chodźmy do nich – powiedział Tomek. – Trzeba odprowadzić małego.
W jednej chwili jak na komendę wszystkie oczy i pyski zwróciły się w kierunku przybyszów.
Od gromady spod drzewa oderwały się dwie sylwetki, sadząc wielkimi susami. Niedługo potem młody zajączek tulił się do rodziców, a zwierzęta obwąchiwały z ciekawością Pyzię i jej kompanów. Sędziwy dąb patrzył na nich z wysokości swoich konarów.
Autor bajki: Habibi. Więcej bajek autora w zbiorze Opowieści z różnych światów.