Fisher Price
rysuj
Zielona Sowa
Zielona Sowa
Connor, Greg i Amaya poszli razem do zoo.
– Greg i ja chcemy zobaczyć motyle – powiedziała Amaya.
– Motyle? – zdziwił się Connor. – Nie ma mowy! One tylko sobie latają. Ja wolę duże koty, z ich zębiskami i pazurami! – Connor podskoczył i zaryczał jak lew.
– Connor! Nie kłóćmy się – poprosiła Amaya. – Nas interesują motyle. Potem możemy wszyscy obejrzeć lwy i tygrysy. Rozczarowany Connor poszedł za Gregiem i Amayą do motylarni. Ale… była pusta!
– Motyle zniknęły! – krzyknęła Amaya.
W tym momencie coś przeleciało obok. Ćma!
– To sprawka Luny! – zawołała cała trójka przyjaciół.
– Po Lunie można się tego spodziewać – powiedziała Amaya.
– Pidżamersi, w drogę! Nie śpimy, wychodzimy, walczymy!

Amaya to teraz Sowella!

Greg to teraz Gekson!

Connor to teraz Kotboy!

Bohaterowie natychmiast zaczęli szukać zaginionych motyli.
– Tam! – zawołała Sowella, gdy zbadała okolicę Sowim Wzrokiem.
– Motyl! Pewnie uciekł Lunie – stwierdził Gekson.
Gekson i Sowella zaczęli namawiać motyla, żeby im towarzyszył. Sowella spytała, czy chciałby z nią pofrunąć. A Gekson przybrał kolor motyla.
– To trwa za długo – poskarżył się Kotboy. – Potrzebujemy… Superkotoprędkości! Chwycił siatkę i pudełko z małymi otworami. Śmignął wokół Geksona i Sowelli i wepchnął samotnego motyla do pudełka.
– Byłeś naprawdę niedelikatny – upomniała przyjaciela Sowella. – Przez ciebie motyl czuje się nieszczęśliwy!
– Ale to najlepszy sposób, żeby wrócił do domu – odparł Kotboy. – I jest ich więcej do złapania. Uwaga, Superprędkość! Kotboy zbliżył się z siatką do następnego motyla…Pudełko zatrzasnęło się i zachybotało na ziemi.
– Nie mógłbyś być delikatniejszy? Naprawdę unieszczęśliwiasz te stworzenia – powiedziała Sowella.
– Nieprawda! Ja im pomagam – stwierdził Kotboy. –  No, a gdzie jest Luna z pozostałymi motylami?

Nagle Pidżamersi zobaczyli na niebie kłębiące się ćmy.
– Lećcie sobie! – krzyknął ktoś tuż obok. – Już was nie potrzebuję.
To była Luna! – Narobiłyście już dość zamieszania, marne ćmy. Czas wypróbować nowych, motylich pomocników – zdecydowała.

Pidżamersi i motyle
– Nie tak szybko, Luno! Pidżamersi przybyli tu po to, żeby zabrać motyle z powrotem – powiedział Kotboy.
Luna spojrzała na swoje ćmy. – No dobrze, macie ostatnią szansę na pozbycie się tych szkodników Pidżamersów – zarządziła.
Ćmy zaczęły krążyć wokół Sowelli i Geksona. Luna spojrzała na Kotboya.
– Złapcie go, motyle – rozkazała – albo moja magnetyczna pułapka uwięzi was na zawsze!

Motyla brygada zbliżyła się do Kotboya.
– Przybyłem was uratować! – krzyknął Kotboy.
Natychmiast sięgnął po siatkę, żeby schwytać motyle. Ale one się wystraszyły. Niektóre uciekły!
– Hej, a dokąd to się wybieracie? – spytał Kotboy.
Przypadkowo przewrócił pudełko z pozostałymi motylami… i umknęły wszystkie!
Kotboy znów spróbował złapać motyle siatką.
– Przestań być taki niedelikatny! – zawołała Sowella.
Lecz było za późno, motyle już się rozzłościły. Odetchnęły Kotboya, który spadł prosto na ziemię.
Pidżamersi i motyle
– Masz za swoje! – zawołała Luna triumfalnie. Odwróciła się do ciem. – Widzicie, nic nie warte ćmy, tak się to robi!
Kotboy był speszony. – Ale ja próbowałem uratować motyle – tłumaczył się.
– Może się pogniewały, że włożyłeś je do pudełka – wtrącił Gekson.
– Nikt nie lubi być źle traktowany – stwierdziła Sowella. – A ty?
Kotboy wiedział, że Gekson i Sowella mają rację.
– Nieładnie się zachowałem wobec motyli – przyznał. – Ale kiedy one stały się niemiłe, było mi przykro!
Luna wskazała palcem Pidżamersów.
– Naprzód, motyla brygado! Złap nich!
Lecz zamiast to zrobić, motyle otoczyły Lunę.
– Takie złe traktowanie wcale im się nie podoba! – zauważył Kotboy. – Czas zostać bohaterem!
Kotboy skoczył, używając superkotoprędkości! Promieniem niebieskiego światła zebrał bukiet kwiatów, aby nakarmić motyle.
– Naprawdę mi przykro, że byłem niemiły – powiedział Kotboy. – Przyniosłem wam tyle kwiatów, ile tylko mogłem znaleźć. Proszę, lećcie z nami…
Jeden z motyli siadł na kwiatku. A za nim następne!
– Czekajcie! Nie możecie odejść! – zawołała Luna.
Ale motyle wciąż frunęły z Pidżamersami. I jej ćmy także!
– O nie! Teraz nie mam już żadnych pomocników. – Luna pociągnęła nosem. – Przepraszam was, ćmy.
Luna źle traktowała swoje ćmy i dlatego te ją opuściły. Jednak teraz, kiedy zmieniła się na lepsze, wróciły do niej.
Kotboy zrozumiał, że jeśli chce się zdobyć przyjaciół, trzeba być miłym i delikatnym. Dzisiaj Pidżamersi zyskali ich wielu! Pidżamersi, możemy świętować! Świat znowu udało się uratować!

Więcej fantastycznych historii Pidżamersów znajdziesz w książeczkach dostępnych w sklepie ksiazeczkibajeczki.pl

263 ocen
4.96
dodaj ocenę
×
zapis na newsletter - prezent
Zapisz się na cotygodniowy newsletter z wydarzeniami w Twoim mieście i odbierz eBook za darmo! wybierz eBook dla siebie
zapis na newsletter - prezent