Park Edukacji Globalnej „Wioski Świata” zlokalizowany na obszarze około 3 hektarów to chyba jedyne takie miejsce, gdzie równocześnie można zobaczyć tradycyjną ghańską wioskę, papuaski dom na palach, mongolską jurtę, arktyczne igloo, indiańskie tipi oraz peruwiańską chatę.
Zatem zaczęliśmy wyprawę – najpierw dotarliśmy do Afryki, gdzie odkryliśmy ghańską wioskę (wiecie, że ich domki są okrągłe, ponieważ mieszkańcy wierzą, że w kątach czają się złe duchy…?), poznaliśmy afrykańskich wojowników i dotknęliśmy słonia. Ghańska wioska robi duże wrażenie i jest dowodem na to, jakie cuda można otrzymać z pozoru niepotrzebnych śmieci. Warto zobaczyć niesamowite zabawki zrobione przez dzieci w Afryce – ich wyobraźnia chyba nie ma krańców!
Kolejnym przystankiem była Australia. Papuaski dom przywitał nas cudownym chłodem (aż niewiarygodnym w ten upał), bowiem ze względu na swą budowę bambusowa chatka na palach idealnie nadaje się na odpoczynek w gorącym klimacie Australii. W środku domku huśtaliśmy się na hamaku, przymierzaliśmy spódniczki w wersji mini i maksi!, podziwialiśmy biżuterię ręcznie robioną przez Papuasów i próbowaliśmy grać na bębnie.
Wiszący most na wzgórzu poprowadził nas do Azji, a konkretniej do Mongolii. Przywitał nas tam jak, a co odważniejsi mogli go wydoić… Pani Przewodniczka wprowadziła nas do mongolskiego domu zwanego jurtą. Wchodząc do jurty trzeba przestrzegać podstawowej zasady – nie można nadepnąć na jej próg, gdyż to zniewaga dla właścicieli domu. Zaskoczeniem był dla nas fakt, że zwinięcie takiej jurty zajmuje całe …. 15 minut, zaś rozłożenie drugie 15! Szkoda, że naszych mieszkań nie da się przenosić, gdzie tylko byśmy tego chcieli!
Po Mongolii przyszedł czas na Arktykę i igloo! Specyficznym elementem eskimoskiego igloo jest długi korytarz, czyli tak zwany łapacz chłodu. Prowadzi on do jedynego, największego pomieszczenia. Tu przekonałam się też, że mój syn naprawdę wiele pamięta z lektury „Anaruka, chłopca z Grenlandii”!
Potem dotarliśmy do Ameryki Północnej, a tam czekała na nas indiańska wioska i owce. Już z daleka zobaczyliśmy trzy wysokie, szpiczaste namioty… a owieczki tylko podeszły się przywitać. Oczywiście nie obyło się bez przymiarek indiańskich pióropuszy. Dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę Indianie wcale nie mieli kolorowo zdobionych, przykuwających wzrok namiotów – w rzeczywistości robili tipi z brudnych i niepotrzebnych szmat. No, ale wtedy tak efektownie zapewne nie wyglądały …
Wiosną, latem i wczesną jesienią Czerwonoskórzy polowali na bizony i przygotowywali zapasy na zimę. Takie działania wymuszały konieczność częstego przenoszenia obozu w ślad za stadami zwierząt, dlatego tipi można było łatwo złożyć i przenieść w dowolne miejsce. Z kolei indiański Wojownik, który chciał się ożenić, musiał sam uszyć dla swojej wybranki suknię ślubną i przyszyć do niej co najmniej 300 zębów łosia! A jeden łoś ma dwa zęby… Mój mąż stwierdził, że dobrze, że dziś są wypożyczalnie … sama nie wiem, co o tym myśleć…
Na koniec czekała nas Ameryka Południowa i ostatnia już, niestety, wioska. Mijamy lamę i wspinamy po kamienistym zboczu – dochodzimy do peruwiańskiej chaty. Z zamkniętymi oczyma posłuchaliśmy szumu wodospadu, obejrzeliśmy instrumenty muzyczne, stroje do tańców i maski używane podczas słynnego karnawału. Zajrzeliśmy też do slumsów – jak określił mój syn: ładne nie są, ale za to bardzo ciekawe.
Chcę jeszcze napisać o jednym, bardzo ciekawym pomyśle. Drewniana konstrukcja na wzór domków budowanych na wodach południowoamerykańskich rzek zaprowadziła nas na wielkoformatową mapę świata (lecz wejść na nią jest po drodze wiele). Biegając po mapie możemy przenosić się z państwa do państwa, z kontynentu na kontynent. Świetnie całą ją też widać ze wzgórza – na pewno zlokalizujecie na niej Polskę.
Kończymy wycieczkę. Warto jednak wspomnieć, że wiedzę wzbogacają wystawy fotografii, opisy oraz różnego rodzaju eksponaty i wyroby rękodzielnicze zgromadzone w każdym miejscu. Zarówno młodsi, jak i starsi poznają ciekawostki dotyczące życia mieszkańców na innych kontynentach – każdy znajdzie coś dla siebie.
Tu oderwiemy się od rzeczywistości i poznamy życie, obyczaje, tradycje różnych – często najbiedniejszych – środowisk poszczególnych kontynentów. Pobyt w tym miejscu nie tylko przeniesie nas w przestrzeni, ale też skłoni nas to do refleksji, czy tyle do życia wystarczy? A może tak naprawdę my już nie dostrzegamy tego, co najważniejsze, najpiękniejsze? Dzięki możliwości spotkania ludzi, którzy pracowali w tych miejscach, poprzez rozmowę zbliżamy się do tamtejszej kultury – to rewelacyjna okazja, by poczuć odmienną rzeczywistość. Może włączyć się w projekt – bezpośrednio jako wolontariusz lub chociażby wspomóc ich działalność?
Informacje praktyczne
WIOSKI ŚWIATA – PARK EDUKACJI GLOBALNEJ
ul. Tyniecka 39
30-323 Kraków
Godziny otwarcia wiosek świata
http://wioskiswiata.org/informacje/godziny-otwarcia/