4 listopada wieczorem, kiedy światła już zgasły i kurtyna ruszyła w górę, wypełnioną do ostatniego miejsca widownię rozbawił i rozśpiewał Dionizy, łapacz bajek. On też był naszym przewodnikiem w wyprawie do XIX-wiecznej Kalifornii, gdzie mieszkańcy pewnej prowincji cierpieli pod okrutnymi rządami komendanta Monastario (w tej roli znakomity Paweł Erdman).
Historia zaczyna się, gdy ze studiów w dalekiej Europie powraca młody Diego de la Vega (Wojciech Medyński) – skoro tylko orientuje się w sytuacji, postanawia pomóc uciskanym i wyzyskiwanym mieszkańcom. Mniej więcej w tym samym czasie powraca Zorro – dawno niewidziany w tych stronach, zamaskowany tajemniczy nieznajomy, obrońca słabszych.
Nie zdradzając szczegółów fabuły, wystarczy powiedzieć, że mamy tutaj wszystko, czego potrzeba w dobrej przygodowej opowieści. Złowrogi czarny charakter i jego przekomicznych podwładnych, pojedynki na szpady, prawdziwą miłość i podstępną intrygę, a wszystko zaprawione dużą dozą humoru, pięknej muzyki i barwnych kostiumów.
Rewelacyjne pomysły scenografa (Grzegorza Policińskiego) i kostiumolog (Anny Sekuły) sprawiły, że mogliśmy poczuć się jak w innej epoce. Mieliśmy okazję zobaczyć zarówno elitę ówczesnego społeczeństwa na balu u gubernatora, jak i chłopów w pasiastych panczach i ogromnych sombrerach, a także zasmakować życia wojskowego – obserwując oddział niewydarzonych żołnierzy w garnizonie. Powszechny zachwyt wzbudziły stylizacje rumaków – Tornada, wierzchowca Don Diega oraz jego sympatii – blondgrzywej Wichurki. Ten pierwszy zdobył serca zarówno młodszej, jak i starszej młodzieży. Każde jego wystąpienie, pełne ekstrawaganckich gestów i lekko absurdalnych rymów, wzbudzało salwy śmiechu.
Niewątpliwy atut spektaklu, który nadaje mu iście hiszpański charakter, to muzyka autorstwa Zbigniewa Krzywańskiego. Kompozytor wykorzystał w pełni możliwości, jakie daje akustyczna gitara – wydobył z niej liryczne brzmienia i zadziorne rytmy flamenco (co mogło być wyzwaniem dla wykonawców piosenek). Konwencja została jednak przełamana – nie zabrakło bliższych artyście elementów ostrzejszego, rockowego brzmienia. Tutaj pole do popisu miał przede wszystkim komendant Monastario – i trzeba przyznać, że ze swojej roli wywiązał się znakomicie.
O wartości przedstawienia decyduje nie tylko przemyślana choreografia i efektowne dekoracje. Całej historii przewodzi myśl – że należy szanować innych, chociażby wydawali się dziwaczni czy niezrozumiali (taką nauczkę dostaje Bernardo, sługa Diega, od leśnego mistrza szpady – Don Cactussara). Przekonujemy się, że na zło nie można pozostawać obojętnym. W finale bohaterowie śpiewają,
że każdy z nas może być Zorro. Wystarczy tylko odwaga, sprawiedliwość i dobre intencje.
Widzowie nagrodzili występ kilkuminutową owacją, nie pozwalali aktorom zejść ze sceny – finałowa piosenka doczekała się bisów. Co ważne, zgodnie z zapowiedziami twórców, przedstawienie może się podobać zarówno dzieciom, jak i ich rodzicom. Po wyjściu z teatru miałam wrażenie, że ubawiłam się nie gorzej od moich małych towarzyszy.
ZORRO
musical dla dzieci od lat 5 do 105
Premiera 4 listopada 2012
Reżyseria: Jacek Bończyk
Kierownictwo muzyczne: Zbigniew Krzywański
Choreografia: Inga Pilchowska
Dekoracje: Grzegorz Policiński
Kostiumy: Anna Sekuła
Fotografie: canabio.pl