Co się stało?
Mój pradziad, który był wówczas gajowym w Duszatynie, wspominał, że ludzie nie wiedząc co się stało, szybko pakowali podręczne rzeczy i w panice opuszczali wieś – opowiada Andrzej Pengryn leśniczy z Duszatyna (Nadleśnictwo Komańcza).
– Uciekali w kierunku Prełuk, gdzie w cerkwi uderzono w dzwony na trwogę. A tymczasem nie był to, jak przypuszczano, początek końca świata, ale efekt potężnego osuwiska, w wyniku którego "zwiezło się" zbocze góry Chryszczatej (997 m n.p.m.). W tzw. Steciw Lesie na zachodnim stoku Chryszczatej oderwał się płat zbocza i lejem długości pół kilometra i szerokości 140 m ruszył w dół, zabierając ze sobą wiekowy las i tarasując dolinę Olchowatego Potoku.
Najdalej przesunięte warstwy przebyły ponad kilometrową drogę. Masa przemieszczonego materiału oszacowana została na 12 mln m3, a średnią miąższość osuniętego gruntu oceniono na 35 m. Powstały wówczas trzy jeziorka nazwane później Duszatyńskimi. Z ich głębi długo wystawały pnie, a potem kikuty drzew. Dziś jeszcze można w dolnym jeziorku zobaczyć kilka kępek zieleni, pokrywającej resztki zatopionych pni. Teren, gdzie "zwiezło" las, długo pozostawał niedostępny.
Siła zjawiska
Zjawisko to było tak niepojęte, że przypisywano je działaniu sił nieczystych. Według legendy czart, rozsierdzony budową leśnej kolejki wąskotorowej wzdłuż diabelskiego królestwa, postanowił zniszczyć ludzkie dzieło. Rzucił w kierunku torów ognistą kulę, ta jednak nie trafiła w tory w dolinie Osławy, lecz w Steciw Las, powodując ogromne spustoszenie.
Nawet wiele lat po tym wydarzeniu na krawędzi niszy osuwiskowej widoczna jest ogromna wyrwa, zwana „diabelskim młynem”. Kiedyś były tu trzy jeziorka, jednak z położonego najniżej w 1925 r. spuszczono wodę dla wyłapania licznych tutaj pstrągów. Właściciel tych lasów, hrabia Potocki, widząc, że zbiornik został bezpowrotnie zniszczony, zakazał jakichkolwiek działań na dwóch wyższych stawkach. Dzięki temu już przed wojną były one chronione jako pomnik natury. Figurowały nawet w spisie obiektów chronionych Generalnej Guberni z 1942 roku.
Jeziorka Duszatyńskie
Dziś dwa ocalałe Jeziorka Duszatyńskie stanowią dużą atrakcję turystyczną i są chronione w formie rezerwatu o nazwie ,Zwiezło". Utworzono go w 1957 r. na powierzchni 2,2 ha. Górne jeziorko miało jeszcze w 1925 r. ponad 2,5 ha. Jednak na skutek zamulania jego obszar skurczył się do 1,44 ha, a głębokość z 10 m zmalała do 6 m. Lustro wody leży na wysokości 708 m n.p.m. Dużo mniejsze – zaledwie 0,45 ha – jest dolne jeziorko (687 m n.p.m.) Jego powierzchnia zmniejszyła się w ciągu prawie 70 lat o 10%. W 1925 r. jego maksymalna głębokość wynosiła 14 m, obecnie zaledwie 6 m.
Od strony zamulanej obserwować można na jeziorkach naturalną sukcesję lasu. Brzegi opanowuje wpierw skrzyp bagienny, trzcina i pałka wodna, tworząc osady organiczne. Szerokim pasem rośnie rdestnica, a nad dolnym jeziorkiem odkryto rzadki gatunek skrzypu Equisetum ramosissimum, który osiąga tu maksymalną wysokość występowania.
Osuwisko duszatyńskie i jego skutki
Osuwisko duszatyńskie obejmowało prawie 30 ha. Wiele lat po kataklizmie jego krajobraz można było nazwać księżycowym: zwalone drzewa, bloki skalne wymieszane z pniami, grzęzawisko uniemożliwiające poruszanie się, odór stęchlizny…
To na pewno diabelska robota – mawiali ludzie. Do dziś czuć tu moce nieziemskie. Ciemna toń jeziorek nie zachęca do kąpieli, a kilku śmiałków przypłaciło ją życiem. O tym, że w 1990 r. życie stracił tu młody leśnik, przypomina tablica nad brzegiem górnego zbiornika. Jeziorka Duszatyńskie prawdopodobnie wejdą w skład projektowanego rezerwatu przyrody o powierzchni 470 ha, obejmującego dużą połać zachodniego stoku Chryszczatej. Rezerwat otrzyma dodatkowo imię prof. Wiktora Schramma, znawcy i miłośnika Bieszczadów, który pierwszy opisał wielkie osuwisko. Podane przezeń wyniki pomiarów obu jeziorek są do dziś znakomitym materiałem porównawczym do badań nad zjawiskiem osuwania się górskich zboczy.
Wspomnienia Karola Wojtyły
W pobliżu jeziorek wiedzie główny szlak beskidzki. Aż czterokrotnie przechodził tędy Karol Wojtyła. Grupa studentów, z którą trafił tu po raz pierwszy 18 września 1952 r. postanowiła zanocować w pobliżu. Wspomnienie tego wieczoru znajdziemy w tomie "Przed sklepem jubilera" (fragment monologu Teresy):
Nie zapomnę nigdy tych jeziorek, co zaskoczyły nas po drodze jak gdyby dwie cysterny niezgłębionego snu. Spał metal zmieszany z odblaskiem jasnej sierpniowej nocy.
Księżyca nie było widać. Nagle, gdy tak staliśmy wpatrzeni – tego nie zapomnę do końca życia – gdzieś sponad naszych głów doszło wyraźne wołanie. Było ono podobne do zawodzenia raczej lub jęku, czy też może nawet do kwilenia. Wszyscy wstrzymali oddech. Nie wiadomo było, czy woła człowiek, czy też zawodzi spóźniony ptak. Ten sam głos powtórzył się raz jeszcze wówczas chłopcy zdecydowali się odkrzyknąć.
Przez cichy uśpiony las przez noc bieszczadzką szedł sygnał. Jeśli to człowiek – mógł go usłyszeć. Jednakże tamten głos już nie odezwał się więcej. Karol Wojtyła bywał tu jeszcze jako ksiądz w 1953 r., jako doktor i wykładowca seminarium w 1957 r. i ostatni raz już jako biskup w 1960 roku. Na pewno chciał tu wrócić, ale mimo, że jeździł w Bieszczady jeszcze wielokrotnie, nad ,Zwiezło" nie zajrzał. Dziś przychodzi tu wielu turystów, którzy wybierają dość łatwe podejście od Duszatyna, albo dłuższe i bardziej męczące z Cisnej, czy Baligrodu. To niesamowite miejsce warto odwiedzić.
Artykuł publikujemy dzięki uprzejmości Dwutygodnika leśników i przyjaciół lasu "LAS POLSKI" www.laspolski.net.pl