Zoo w Oliwie to miejsce, które każde dziecko chętnie odwiedzi. Jego położenie w Dolinie Leśnego Młyna sprzyja spacerom pośród pięknych krajobrazów i pięknej leśno-parkowej scenerii. Spędzić tu można niemalże cały dzień cały czas dobrze się bawiąc. Kilkugodzinna wycieczka może jednak stanowić nie lada wyzwanie dla początkujących piechurów. Okazuje się, ze i na to jest sposób – zoo można obejrzeć korzystając z różnych środków lokomocji. Pierwsza z nich to kolejka Retro, druga grzbiet konia. W czasie naszego ostatniego spaceru w zoo skorzystaliśmy z kolejki retro – okazała się wspaniałym rozwiązaniem w przypadku 4 żywych sreberek i tylko 2 mam.
Za płotem
Do Ogrodu Zoologicznego w Oliwie dotrzeć można samochodem lub autobusem. Autobus podjeżdża pod samą bramę wejściową, samochód trzeba zaparkować na parkingu troszkę oddalonym od zoo, niestety płatnym i niestety w deszczowe dni błotnistym. Ponieważ wybraliśmy się samochodem, mieliśmy okazję zaglądać do zoo już w drodze z parkingu.
Kasy i lwy
Przed kasą ustawiliśmy sie w krótkim ogonku i zakupiliśmy bilety (normalny 9PLN, ulgowy 4,50 PLN). W tym czasie, Julia, Tymon i Adaś, nie mogąc doczekać sie zwierząt obsiadły kamienny posążek lwa, znajdujący sie przed brama wejściową. To chyba jedyne lew, z jakim będą miały okazję wejść w aż tak bliski związek... Chwilę później, każdy wręczył pani bileterce swój bilet, który do dzisiaj przetrzymywany jest w szufladzie ze skarbami, i weszliśmy do zoo.
Małe zoo
Pierwszym przystankiem na trasie jest Małe zoo, czyli miejsce, w którym można wejść w bardzo bliski kontakt z bardzo łagodnymi zwierzętami. Dzieci jednak, pomimo wcześniejszej tęsknoty do zwierząt wyrażonej wylewną miłością do zwierzątka z kamienia, nie pobiegły w stronę Małego zoo, lecz w stronę kolejki Retro. Przyszliśmy do zoo a dzieciaki chcą do pociągu... Cóż, skorzystałyśmy z ich podpowiedzi i zakupiłyśmy bilety (dostępne w kilku opcjach - pełna opcja zwiedzanie całości 45 min. 8 PLN, dzieci do lat 4 bezpłatnie). Kolejka odjeżdża, co godzinę. Teraz możemy spokojnie udać sie do Małego zoo. Przy wejściu dzieci dostały gałązki i otrzymały instrukcje jak karmić zwierzaki. Po przekroczeniu bramki dopadły nas nie tyle zgłodniałe, co łakome kozy, które koniecznie chciały zjeść cała gałązkę. Na szczęści udało nam się je powstrzymać i nakarmić sprawiedliwie wszystkie zwierzaki, chociaż nie było to łatwe. Oprócz kóz, mogliśmy także pogłaskać barana - jego wełna jest zaskakująco miękka, jak pluszaczek, przyjrzeć się różnym rasom kur, świnek i nie tylko.
Kolejka Retro i w drogę
Nadszedł upragniony czas przejażdżki kolejką. Mieliśmy dużo szczęścia, zajęliśmy miejsce koło pana kierowcy, na przednim siedzeniu. Tylko, dlatego, że wpadliśmy do kolejki, jako jedni z ostatnich i wszystkie miejsca w wagoniku były już zajęte. Dzieciaki były przeszczęśliwe. Jak się jednak później okazało, nie był to najlepszy pomysł, bo w ′lokomotywie′ zamiast świeżego otaczającego nas powietrza wdychaliśmy głównie spaliny? Tak, więc, ′lokomotywy′ nie polecamy.
Kolejka ruszyła, a pan kierowca i przewodnik w jednej osobie, rozpoczął swoja opowieść o tutejszych mieszkańcach. Okazało się, ze zwiedzanie z przewodnikiem jest dużo ciekawsze. Kolejka jedzie wolniutko, wiec jest czas popatrzeć na każde interesujące na stworzonko, przewodnik zaś w ciekawy sposób opowiada o zwyczajach i życiu poszczególnych zwierząt wplatając ciekawostki z życia i historii wielu z nich.
Czas na małą przekąskę
Czterdziestopięcio minutowa wycieczka minęła niespodziewanie szybko. Objechaliśmy cały ogród, wysiadamy z wypiekami na twarzach, przypominając sobie, co ciekawsze historyjki z opowieści o zwierzętach. Dzieci najwidoczniej czuja niedosyt, chcą jeszcze obejrzeć zwierzęta w pawilonach, których niestety z kolejki nie dało się zobaczyć. Chcą także zajrzeć jeszcze raz do kilku zwierząt, które z tych czy innych powodów zainteresowały je najbardziej.
Oczywiście pójdziemy Jeszce raz podpatrzeć zwierzaki, ale teraz czas na przekąskę. W zoo znajduje sie kilka punktów gastronomicznych, w których można zjeść nie tylko desery, lody i ciastka, ale również obiad. W pobliżu punktów gastronomicznych znajdują się małe piaskownice, huśtawki, które umila dzieciom oczekiwanie na posiłek.
My tym razem zadowoliliśmy sie przyniesionymi z domu jabłkami i goframi z cukrem pudrem. Najedzeni, możemy ruszać dalej.
Małpy i oklapłe garby
Okazało się, że równie dobrze moglibyśmy jeszcze raz przejść całe zoo. Maluchy chciały zobaczyć wszystko po raz drugi tylko teraz z bliska. Cofnęliśmy sie, więc do pawilonu małp, gdzie podziwialiśmy szympansiontka i ich opiekuńcze mamy, pięknie ubarwione i ruchliwe mandryle i wielkiego, powolnego gibbona. Całe szczęście, że był za szybą...
Ciekawostką wartą ponownego zobaczenia okazała sie też małpia wyspa, na której małpy, bojące się wody, mogą przebywać bez ogrodzenia z krat i klatek.
Poszliśmy tez do wielbłąda, szczególnie zaciekawił nas okaz z klapniętymi garbami. W naturze opadłe garby u wielbłąda mogą oznaczać, ze zwierzę jest chore. Na szczęście jednak, w przypadku wielbłąda z Oliwy nie jest to objaw chorobowy.
Co jeszcze zobaczyliśmy? Mieszkające po sąsiedzku lamy, pingwiny niejadki - okazuje się, że niektóre z pingwinów są tak wielkimi niejadkami, że mogłyby zagłodzić sie na śmieć. Aby do tego nie dopuścić, oznaczono je tak, aby móc dopilnować ich właściwego odżywiania.
Lamy, słonie i różowe mleko
Lamy na szczęście nas nie opluły, a podobno potrafią pluć na odległość 4 metrów. Szczególnie zachwyciło to naszych chłopaków, strasznie zazdrościli lamom takich zdolności. Natychmiast zaczęli ćwiczyć..., na szczęście bezskutecznie.
Ostatnimi zwierzakami na naszej trasie były słonie i bawoły indyjskie domowe. Jeden ze słoni, staruszek całe życie przepracował w cyrku i do dzisiaj cały jego ciężkie ciało nieustannie porusza się jak gdyby tańczył. Jak określił to przewodnik, jest to jego choroba zawodowa. Patrząc na to biedne zwierze, dzieci w końcu zrozumiały, dlaczego odmówiliśmy, kiedy namawiały nas na wizytę w cyrku.
Jeszcze tylko bawół, który daje mleko w kolorze różowym i nasze małe nogi odmówiły posłuszeństwa. Ledwo udało nam się dotrzeć do samochodu, włączyć silnik i cała ekipa (za wyjątkiem kierowcy oczywiście) zapadła w głęboki sen. Co im się śniło? Myślę, że śniła im się wielka rzeka, pełna mleka - różowego oczywiście ;)