Radzi sobie jak może – eksperymentuje na różne sposoby. Jak to dziecko – podchodzi do sprawy mniej racjonalnie, a bardziej empirycznie. Musi spróbować, doświadczyć, poczuć.
Odniosłem wrażenie, że zgromadzone na widowni maluchy dobrze rozumiały o co tutaj chodzi, wiedziały, ze ich sceniczna koleżanka właśnie robi coś ciekawego! Coś, czemu warto poświęcić uwagę. Oprócz kartonów to, co wydaje się w tym spektaklu ważne to dźwięki (minimum słów), muzyka, ruch, kolory i … wyobraźnia. Pojawiają się kolejne pudełka – tym razem mniejsze i kolorowe. Dzięki nim (tak, to naprawdę możliwe) przenosimy się wszyscy na plażę, kąpiemy w słońcu, moczymy nogi w wodzie, czujemy powiew wiatru… Chociaż to „tylko" kolory, dźwięki, ruch. Dalej – okazuje się, że pudła – klocki nie są jednorodne, monotonne – po odwróceniu ich, jak z puzzli powstaje pejzaż…
Dzieci wpatrywały się jak zaczarowane. Dorośli – śledzili losy pudeł i dziewczynki poznającej otaczający świat również z dużym zaciekawieniem, nawet nie przewidując, że zostaną po spektaklu zaproszeni do wspólnej zabawy… Z pudeł i kolorowych spinaczy do bielizny powstał pociąg – oczywiście pełen pasażerów: kartony zapełniły się małymi podróżnymi, w pierwszym z nich zasiadł również mały maszynista. Cała scena była dla dzieci i zamieniła się w kartonowy plac zabaw. A może dworzec kolejowy?!
Tak niewiele potrzeba, by świetnie się bawić. Dzieci o tym wiedzą – na szczęście wiedzieli też twórcy i aktorka grająca w „A kuku". Pamiętali kto jest odbiorcą ich działań i jak wyglądają możliwości przyswajania sztuki przez najmłodsze dzieci. W prostocie siła! W Teatrze Małego Widza … nadzieja na kolejne tak bardzo udane doświadczenia.





