Zielona Sowa
Zielona Sowa bb

Ostatnia smoczyca na świecie to część II historii O tym, jak kura Pelagia wysiedziała smoka.

Poznajemy bohaterów

–        Dzień dobry, witam. Jak minęła noc – przywitała się smoczyca Henia.

Kina i Yuk

–        Jak zwykle, dobrze – odpowiedziała kura Melania.

–        Choć trochę wiało – dodała kura Genowefa.

Ostatnia smoczyca na świecie

–        A według mnie było w sam raz – dodała wyraźnie zdenerwowana kura Melania. – Ciągle tylko narzekasz i narzekasz.

–        Dziewczyny, pochwalcie się jajkami – odezwał się kogut Tom, chcąc uspokoić kury. – Taki ładny dzień się zapowiada.

–        Jaki tam ładny. W nocy wiało. Teraz też jakoś deszczowo. W kościach mi strzyka – ciągnęła kura Melania.

Smoczyca Henia oraz wszyscy mieszkańcy kurnika spojrzeli w okno.

–        Mogłoby popadać, sucho – powiedziała smoczyca, nie przestając patrzeć w okno i westchnęła dziwnie ciężko.

–        Moje drogie, tak czy inaczej mamy wiosnę. Cieszmy się – nie poddawał się kogut. – Zaraz pogrzebiemy w ziemi, poszukamy robaczków, pędraczków, mniam, mniam – oblizał się kogut Tom, poprawiając grzebień na głowie, który opadł mu na lewe oko.

–        Kości mnie bolą – narzekała kura Genowefa.

–        A mnie nie bolą – denerwowała się Melania.

I inne kury rozpoczęły rozmowę o tym, co im dolega i jak się czują.

–        Ko, ko, ja dobrze.

–        Ko, ko, ja tak sobie – dodawała inna.

–        Ko, ko, może być.

Tymczasem smoczyca Henia stała i patrzyła w okno. Wzdychała raz po raz głęboko.

–        Opowiedzieć wam dowcip, żarcik taki – próbował zabrać głos kogut, ale nikt go nie słuchał. Zaczął już nawet mówić: „Przychodzi kura do lekarza…”, ale przerwał, bo znowu nikt go nie słuchał.

–        Ciekawe, co słychać na farmie? Nie oglądałem jeszcze porannych wiadomości. Dziwne te kury. Czasami aż trudno z nimi wytrzymać. Tylko gdaczą i gdaczą – mówił sam do siebie kogut Tom.

Wyszedł z kurnika. Wskoczył na parapet domu właściciela i zaczął oglądać wiadomości.

Smoczyca Henia przestała patrzeć w okno i zaczęła zbierać jajka. Wiosną zawsze jest ich więcej. Tak już jest. Kury zeszły z grzędy i wyszły przed kurnik. Myśl o smakołykach – pędraczkach, robaczkach na chwilę sprowadziła je na ziemię, to znaczy przestały narzekać i gdakać. Ciepły wiaterek owiewał im piórka, które straciły nieco blasku po zimie. Czas na odnowę wiosenną.

Smoczyca Henia wyszła z kurnika z wiadrami pełnymi jaj. Czterdzieści kur pracowało na pełnych etatach, znosząc jedno jajko dziennie, oprócz dwóch dni wolnych w tygodniu. Dziwny nastrój jej jednak nie opuszczał.

„Czy to wiosna? Chyba przytyłam. Muszę schudnąć. Czas pomyśleć o diecie” – myślała smoczyca, poprawiając pióra w skrzydłach i łuski na ogonie.

Henia była ostatnią smoczycą na świecie. Słyszała to odkąd pamięta. Nie miała rodzeństwa ani rodziny. Prawie nie pamiętała swoich rodziców. Dorastała na farmie, gdyż należała do smoków gatunku farmerskiego. Od dziecka zajmowała się pilnowaniem kur. Jej największym przyjacielem był człowiek – pan Tomcio, właściciel farmy.

Henia była niedużym smokiem, nieco większym od indyka. Miała skrzydła i ogon pokryty zielonymi łuskami. Od głowy do ogona ciągnął się grzebień. Jak prawie każdy smok miała nogi zakończone pazurami. Umiała zionąć ogniem i fruwać, choć nie tak sprawnie jak ptak.

Czy ktoś jest chory?

            Pan Tomcio – właściciel farmy dbał o swoje zwierzęta. Kiedy smoczyca Henia opowiedziała o narzekaniach kur na stan zdrowia, sprowadził weterynarza.

Lekarz zwierząt – pan Alfred przyjechał z pobliskiego miasteczka. Od ponad 30 lat leczył zwierzęta. Wszyscy go szanowali, zwierzęta również. Choć był niski, kiedy się pojawiał, nie sposób było go nie zauważyć. Bardzo szybko wjeżdżał w podwórko, pozostawiając za sobą tuman kurzu. Wyskakiwał jak okrągła piłka ze swego samochodu i natychmiast odruchowo poprawiał włosy na głowie, które przypominały ptasie gniazdo, bo w środku świeciła się łysina. Pan Alfred przyjrzał się, obejrzał, posłuchał i zapisał coś na wzmocnienie.

–        Powinno pomóc. Wiosna, panie Tomciu. Wszyscy potrzebujemy witamin – powiedział weterynarz. – A jak pańska kochana smoczyca?

–        Poszła na spacer. Mówiła, że jest zmęczona i przytyła, jak to kobieta – wyjaśnił farmer.

–        Proszę ją pozdrowić ode mnie. To prawdziwy zaszczyt znać taką smoczycę, no i ostatnią z rodu.

To mówiąc weterynarz zgarnął pospiesznie swoją torbę i wsiadł, a właściwie wcisnął się do samochodu. Jego terenówka nie była mała, ale wypełniona po brzegi różnymi potrzebnymi rzeczami. Miał w niej dwa zapasowe koła, wędkę, łopatę do śniegu, worki z piaskiem i ziarnem, karimatę, podnośnik, wagę, żeby czasem ważyć zwierzęta. Nawet gdyby więc jeździł autobusem, też byłoby mu ciasno.

Tymczasem smoczyca Henia zachwycała się pięknem majowej łąki i próbowała uwić wianek z żółtych kwiatków. Kiedyś uczyła ją tego mama, ale że to było dawno, zapomniała. Połączyła niedbale kilka kwiatków i wcisnęła między smoczy grzebień sterczący na jej głowie.

„Może powinnam wziąć wolne i wyjechać gdzieś odpocząć” – myślała w duchu .

Wiedziała jednak, że dni wolne wiosną są wykluczone. Nigdy nie ma tyle roboty, co teraz. Zimą można by na przykład w góry, ale nie teraz. Trzeba korzystać więc z każdej chwili wolnej, by odpocząć.

Częste spacery smoczycy dziwiły mieszkańców kurnika i pana Tomcia. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywała. W wolnej chwili wolała porozmawiać z kurami a nie spacerować. Patrzyli więc w zdumieniu na jej melancholię, czyli zadumanie. Uśmiechali się do siebie, słysząc jak podśpiewywała wymyślane przez siebie piosenki.

Smoczyca pracowała jak dawniej i nic nie martwiło jej współmieszkańców. Z całą pewnością była też zdrowa, choć znacznie grubsza niż dotąd.

Nie tylko kury znoszą jajka

            Kury rzędem siedziały na grzędach. Przed nimi spacerował uśmiechnięty kogut. Co jakiś czas opowiadał im dowcip i próbował się śmiać, choć tak naprawdę nie było mu do śmiechu. Robił to z odpowiedzialności. Wiedział bowiem, że samopoczucie kur jest bardzo ważne. Panuje wtedy zgoda i lepiej się niosą.

–        Przychodzi kura do …- zaczął jak zwykle kogut.

–        Kura to może przychodzi, ale gdzie jest nasza smoczyca? – wykrzyknęła kura Antonia. – Jajka zniesione, a kurnik zamknięty i nie ma Heni.

–        Może odeszła – zasmuciła się kura Pola. Tak ciężko pracuje. Może miała dość. A może spotkała ją jakaś przykrość?

Kogut i kury chętnie by poszukali smoczycy, ale kurnik był zamknięty i nie mogli wyjść. Znali ją i wiedzieli, że można na niej polegać. Byli pewni, że stało się coś strasznego. W przeciwnym razie by ich nie zostawiła. Zaczęły więc głośno gdakać, nawołując smoczycę. Kogut natomiast piał z całych sił. Może ktoś ich usłyszy. Przybiegł burek i dwa koty zeszły z drzewa. Na widok znajomego psa cofnęły się nieco. Burek zawsze je ganiał po podwórku.

–        Nie bójcie się – odezwał się pies. – Nie czas teraz na zabawę.

Zaryczała krowa i zakwiczały trzy świnki. Smoczyca jednak nie przyszła.

–        Musimy jej poszukać – powiedział rudy kot Filemon i spojrzał na szaro-białego kota Anastazego, który właśnie otwierał kurnik.

–        Chętnie bym z wami poszedł – powiedział poważnie kogut, odrzucając grzebień znad oczu. – Ale muszę pilnować moich kur – dodał

–        Ja też – odezwał się burek. – Ale powinienem pilnować podwórka.

–        Nie ma sprawy, pójdziemy obaj – zapewniały koty prawie jednocześnie. – tak, tak, idziemy, znamy całą okolicę.

I wyskoczyli za ogrodzenie.

–        Ty pójdziesz w lewo, a ja w prawo. W ten sposób obejdziemy farmę dookoła i spotkamy się w miejscu, z którego wyruszyliśmy. Potem pójdziemy przed siebie, w stronę lasu – tłumaczył Filemon.

Nie znaleźli jednak niczego oprócz dziurawego wiadra. Spotkali trzy żaby, które na ich widok uciekły.

–        Ptaki też z nami nie porozmawiają. Pamiętasz, jak ostatnio jednego goniliśmy przy studni? – przypominał kot Anastazy.

–        Tak, musimy liczyć tylko na siebie. Idziemy prosto – dodał Filemon.

I skierowali się w stronę lasu. Przeszły zaledwie parę kroków, gdy spostrzegły przed sobą smoczycę Henię. Zaczęli do niej machać łapkami, wołać. Zdawała się jednak nie słyszeć.

–        Chyba śpi – zauważył Anastazy.

–        A może leży chora, ma gorączkę i nas nie słyszy? – dodał Filemon.

Koty podeszły do smoczycy. Rzeczywiście spała i przytulała do siebie jakieś nakrapiane jajo. Stanęły zdziwione.

–        Po co smoczycy jajo?

–        I dlaczego śpi tak daleko od kurnika?

–        Dlaczego jajo jest takie dziwne? Chyba nie kurze?

Kiedy tak stali i szeptali, smoczyca otworzyła oczy i spojrzała na nich trochę zdziwiona i ucieszona, że ich widzi.

–        Zniosłam jajo – wyszeptała. – Jestem mamą, naprawdę – dodała wzruszona.

Koty otworzyły buzię ze zdumienia, aż Filemonowi wleciała do pyszczka mucha, więc oblizał się tylko, przełknął i znowu otworzył. Anastazy mu pozazdrościł.

„Nawet w takiej chwili ma szczęście” – pomyślał.

–        Zniosłam jajo -powtórzyła smoczyca.

–        Tak, zniosłaś jajo – odezwał się jak echo Anastazy. Chyba jednak nie rozumiał, co mówi i mówił dalej – Wróć do nas. Wszyscy się o ciebie martwią. Pomożemy ci.

–        Nie mam czasu – odpowiedziała Henia. – W każdej chwili może wykluć się smoczek. Muszę go pilnować, a potem wychować. Potrzebuję czasu tylko dla siebie i dla niego.

–        A my? – zapytał Filemon.

–        Nie wiem – odpowiedziała smoczyca prawie obojętnie i spuściła głowę.

I co dalej?

            Koty wróciły same na farmę. Smoczyca Henia została pod lasem. Z dala od dawnego życia postanowiła rozpocząć nowe. Teraz najważniejsze jest jej dziecko. Jest ciepło, wiosna. Zostaną tutaj póki mały nie urośnie. Zamieszkają w lesie. Zawsze o tym marzyła. Potem coś się wyjaśni.

–        Dlaczego w lesie, przecież na farmie jest jej dom? – denerwowała się kura Genowefa.

–        Cóż to za pomysł? Pomoglibyśmy jej. Co smok może wiedzieć o wysiadywaniu jaj? – tłumaczyła Pola.

–        Ja miałam kiedyś kurczaczki. Wiem, jak się wychowuje dzieci – dodała dumnie kura Krystyna.

–        Wiecie, drogie panie, czasem dobrze jest pobyć samemu, coś o tym wiem – odezwał się w zamyśleniu kogut i wcale nie żartował.

Kury popatrzyły na niego niedowierzająco.

–        A jeżeli jej się coś stanie? – wtrąciła kura Genowefa.

Zdziwione tym kury pokiwały tylko głowami wątpiąco. Bo cóż może się stać smoczycy. Nawet wilk zszedłby jej z drogi.

–        Trzeba powiedzieć panu Tomciowi. Musi wiedzieć, co się stało – wtrącił kogut.

–        Co się z nami teraz stanie? – martwiła się kura Leokadia.

Tymczasem smoczyca Henia odpoczywała na łonie natury. Niemal bez przerwy wpatrywała się z zachwytem w swoje jajo. Otulała je pierzynką z traw i liści, śpiewała kołysanki zasłyszane w dzieciństwie i opowiadała bajki o dzielnych smokach.

Na farmie kury znosiły jaja, choć kogut już nawet nie próbował opowiadać dowcipów. Koty otwierały rano kurnik, pies budził pana Tomcia, który przychodził zbierać jaja i karmić swój drób. Jakoś żyli bez smoczycy. Wszyscy czekali w napięciu na wieści o małym smoczku. Mieli nadzieję, że życie wróci do normy, a smoczyca przypomni sobie, gdzie jest jej dom.

Nowe życie w lesie

         A jej dom był w małym szałasie na skraju lasu. Sama go wybudowała, nie spuszczając z oczu swego ukochanego jaja.

„Tu cię wychowam, maleńki. Potem sam zdecydujesz, czy chcesz wrócić ze mną na farmę” – myślała smoczyca.

–        Halo, halo, dzień dobry. Czy mogę wejść, przemiła sąsiadko?

Smoczyca wystawiła głowę z szałasu i już miała powiedzieć, że nie wraca na farmę póki co, gdy nagle zaniemówiła. Nie przywykła przyjmować gości, nigdy tego nie robiła. Nie umiała.

–        A ty kim jesteś?

–        Oj, przepraszam, powinienem się przedstawić. Nazywam się Bonifacy. Jak widać, jestem rysiem.

–        Aha – powiedziała smoczyca.

–        A pani jak ma na imię, jeżeli mogę wiedzieć? – zapytał.

–        Henia. Smoczyca, jak widać.

–        Miło mi, droga sąsiadko. Piękne imię. Henryka, Henia. No, no.

–        Tak, to do widzenia, bo jestem zajęta.

–        A tak, właśnie. Jeszcze raz przepraszam, przyszedłem tylko się przywitać.

I poszedł.

„Stary ryś” – pomyślała Henia, przyglądając się na jego trochę posiwiałe futerko. „Ale chyba miły”.

Smoczyca Henia wyobrażała sobie, że jeżeli wyprowadzi się do lasu, będzie zupełnie sama. Mrówki, motylki i komary mogą być, ale inne zwierzęta nie. Tymczasem przyszedł ryś. Może trzeba go bliżej poznać. Kto wie, po co naprawdę przyszedł.

Smoczyca wyszła na chwilę z szałasu i zobaczyła, ku swemu zdziwieniu, następnego gościa.

–        A pani do mnie? – tym razem pierwsza odezwała się smoczyca.

–        Nie, ale zawsze przychodziłam tutaj na obiadek. Zjadałam świeże gałązki.

–        A pani tak sama? – dopytywała Henia. – Sarny chodzą w grupach, po kilka.

–        Na chwilę oddaliłam się od stada. Zaraz wracam. Koleżanki czekają na mnie parę kroków stąd. A tak w ogóle, to dzień dobry – powiedziała.

–        Dzień dobry, dzień dobry – odpowiedziała nieufnie smoczyca.

–        A właściwie co smoczyca robi w naszym lesie. Nigdy wcześniej tu pani nie było? – zapytała sarna.

–        A tak jakoś… Przeprowadziłam się z farmy. Chcę trochę pobyć sama – wytłumaczyła smoczyca.

–        Jasne. W lesie jest wielu mieszkańców. Aż się pani zdziwi – to mówiąc wskoczyła w zarośla i zniknęła.

Smoczyca wróciła do szałasu i czule przytuliła jajo.

„Muszę cię tu pilnować. Pełno tu różnych obcych. Jeszcze mi cię zabiorą” – pomyślała z trwogą smoczyca.

Uspokajała ją myśl, że to nie potrwa zbyt długo. Za chwilę urodzi się smoczek. A małe smoki nie są tak bezbronne jak pisklęta. Zioną ogniem niedługo po urodzeniu. Tej nocy nie spała jednak tak spokojnie jak dotąd. Budziła się, nasłuchiwała. Kilka razy wychodziła z szałasu. Następnego dnia próbowała wzmocnić szałas, załatać gałęziami dziury.

I znowu odwiedził ją ryś Bonifacy.

–        Witam, przechodziłem obok. Co słychać, droga pani. Mam wrażenie, że nie była pani zadowolona z mojej ostatniej wizyty. Jeszcze raz przepraszam. Może mogę w czymś pomóc?

–        Witam – odpowiedziała nieufnie Henia.

–        Czyli nie potrzebuje pani pomocy? – sam sobie odpowiedział ryś Bonifacy, widząc niezadowoloną minę smoczycy.

I poszedł sobie. Za chwilę zza gąszczy wyłonił się dzik. Rył ściółkę bez opamiętania. Szukał pędraczków, robaczków jak kury na farmie, tylko nie wyjadał ich pojedynczo, ale w dużych ilościach. Zatrzymał się w ostatniej chwili przed szałasem smoczycy Heni. Stanął jak wryty na widok smoka.

–        Ojej, a pani to zdaje się smoczyca – chrząknął.

–        Dobrze się panu zdaje. Jestem najprawdziwszą smoczycą i ostatnią na świecie – odparła z dumą Henia.

–        No, no, jak się tak poryje, to można coś odkryć – odpowiedział szczerze dzik, strząsając energicznym ruchem głowy piach i liście z ryja.

–        Myślałam, że będę tu sama, to znaczy w lesie – tłumaczyła smoczyca. – A tu ciągle mnie ktoś odwiedza, na przykład sarna, ryś.

–        Jasne, wie pani, las jest jak wielkie miasto, tylko bez wyznaczonych ulic. Wszyscy chodzą swoimi drogami. To lubię najbardziej – dodał dzik.

–        Jestem tu nowa. Muszę się przyzwyczaić – tłumaczyła smoczyca.

–        Pewnie, a właściwie to skąd się pani tu wzięła? – zapytał dzik.

–        Z farmy. Wie pan, wyprowadziłam się – odpowiedziała Henia.

–        Pewnie, rozumiem, też nie lubię farm. Co innego moje kuzynki świnie. Im odpowiada pełne koryto w zamian za wolność – wyjaśniał dzik.

–        Właściwie, to nie tak – próbowała tłumaczyć smoczyca.

Jednak dzik pożegnał się, wbił ryj w ziemię i nie słuchając tłumaczeń Heni, odszedł.

„Jasne, wszyscy są zajęci swoimi sprawami. To ja jestem tu nowa i dlatego mi się przyglądają. I zatęskniła za farmą. To był przecież jej dom.

Do domu

            Smoczyca Henia zrozumiała, że zraniła swoich przyjaciół z farmy. Myślała tylko o sobie. Pierwszy raz w życiu myślała tylko o sobie. Chciała być sama, a ciągle ktoś ją odwiedzał. Nikogo nie znała. Nie czuła się bezpiecznie. Źle spała w nocy. Zaczęła obawiać się o swoje jajo. Była też zmęczona ciągłym pilnowaniem i czekaniem na smoczka. Na farmie na pewno ktoś by jej pomógł. Postanowiła, że wróci. Wróci i przeprosi. Tylko minie ta kolejna noc i wróci. Usnęła z tym postanowieniem, uśmiechając się do siebie.

Obudziła się trochę później niż zwykle, przytulając do siebie jajo. Otworzyła oczy i spojrzała, czy jej maleństwo nie wybiera się już na ten świat. I wtedy stało się coś strasznego! Zobaczyła, że zamiast jaja przytulała gładki kamień. W pierwszej chwili nie wierzyła własnym oczom. Pomyślała, że może wykluł się smoczek i przytoczył jej kamień dla żartu. Czy jednak maleństwa zaraz po urodzeniu zdolne są do takich rzeczy? Wyskoczyła z szałasu i krzyknęła na całe gardło, aż iskry posypały się z jej pyszczka.

–        Gdzie jest moje jajo?!

Las nie odpowiedział, tylko echo powtórzyło jej pytanie. Krzyk słychać było w całej okolicy, na farmie również. Kury właśnie wychodziły z kurnika, kogut oglądał wiadomości na parapecie, koty siedziały na drzewie i przekomarzały się z Burkiem. Rozpoznali głos swojej kochanej smoczycy i w jednej chwili zrozumieli, że coś złego jej się stało.

–        Idziemy do niej – powiedzieli wszyscy prawie jednocześnie.

–        Opamiętajcie się, ktoś musi zostać na farmie i przygotować się na przywitanie smoczycy – oprzytomniał kogut. – Niech idą koty i pies, dla bezpieczeństwa.

–        Jasne, idziemy – odpowiedziały jednocześnie.

Zwierzęta biegły co sił w nogach. Czuły, że cenna jest każda sekunda.

Na miejscu zamarły z przerażenia. Smoczyca płakała, nie mogąc znaleźć swego jaja. Niczego nie widziała i nie słyszała oprócz własnej rozpaczy. Koty i pies zostali razem z nią. Może ktoś przez pomyłkę zabrał jajo? Może zaraz przyniesie? Wieczorem, kiedy już było jasne, że jajo ktoś wykradł, wróciły na farmę.

Gdzie jest jajo?

                       Dla wszystkich mieszkańców farmy było oczywiste, że ktoś wykradł jajo. Nie wiedzieli, dlaczego i nie wiedzieli kto, ale rozumieli, że muszą je odnaleźć. W przeciwnym razie ich ukochana smoczyca tego nie przeżyje. Komu zależało na jaju smoczycy, ostatniej smoczycy na świecie? Na to pytanie należało odpowiedzieć na początek.

–        Trzeba wybrać się do lasu i sprawdzić, z kim rozmawiała Henia, kogo znała, czy ktoś ją odwiedzał – tłumaczył kogut Tom. Przypominał to sobie z oglądanych na parapecie okna wiadomości. – Łapka, skrzydełko do góry, kto idzie?

–        Chyba nie mamy wyboru. Tylko koty wałęsające się po okolicy nie wzbudzają podejrzenia. Nawet Burek za bardzo rzuca się w oczy – odezwał się Filemon.

–        Tak – potwierdził kot Anastazy.

–        My zajmiemy się Henią. Teraz nas potrzebuje. W razie czego, wracajcie – powiedział Burek.

–        Święte słowa – przytwierdziły kury, choć nie do końca wiedziały, co znaczy: „W razie czego”.

Wyjść należało natychmiast. Nie było ani chwili do stracenia. Dwa odważne koty skierowały się stronę lasu. Postanowiły wrócić do szałasu i tam szukać śladów złodzieja. W połowie drogi dogonił ich kogut Tom.

–        Nie wytrzymałbym na farmie. Kury takie zdenerwowane. Przestały się nieść. Pocieszają tylko Henię. Tutaj będę bardziej przydatny. Nikt i tak nie chce słuchać moich dowcipów – wyjaśniał kogut.

–        Jasne, w razie czego wskakuj z nami na drzewo – odpowiedział Filemon.

Przy szałasie nie było nikogo. Postanowili pokręcić się tu chwilę. Poszukać. Może ktoś nadejdzie. Usłyszeli jednak tylko szczekanie Burka. Biedak gonił ich całą drogę. Podobnie jak kogut postanowił szukać złodzieja.

–        Mam dobry węch. W razie czego obronię was – wyjaśnił pies.

–        Pewnie – odpowiedział Filemon.

–        Ktoś tu był, czuję wyraźnie – i kichnął głośno Burek. – Widać ślady jakiegoś rycia. Może to dzik.

Przyjaciele ruszyli.

–        Szybciej, szybciej – poganiał kogut i podfruwał, aby przyspieszyć pościg.

Nagle stanęli jak wryci, widząc wielkiego dzika przed sobą.

–        Jesteśmy przyjaciółmi smoczycy. Wiemy, że byłeś przed chwilą przy jej szałasie – zaszczekał burek.

–        I co z tego? Jestem tam prawie codziennie – -dopowiedział dzik.

–        Zginęło jej jajo. Ktoś je wykradł. Rozumiesz?

Dzik zaniemówił.

–        Nie wiedziałem, że pilnuje jakiegoś jaja – tłumaczył. – Myślałem, że opuściła farmę, bo chciała być wolna, w sumie tak jak ja. Rozmawialiśmy o tym – zasmucił się dzik.

–        Nasza ukochana Henia jest ostatnią smoczycą na świecie. Zniosła jajo i postanowiła zamieszkać w lesie. Mieliśmy nadzieję, że kiedy wykluje się smoczek, wróci na farmę, do swego domu – wyjaśnił kot Gerwazy.

Dzik przypomniał sobie, że smoczyca opowiadała o tym, że ciągle ktoś ją odwiedza.

–        A możesz przypomnieć, kto. Może wśród tych osób był złodziej jaja? – odezwał się kogut.

–        Nie wiem. Nie powiedziała, kto ją odwiedza, ale narzekała, że nie może być sama w lesie, tak jak chciała.

Zwierzęta podziękowały i postanowiły szukać dalej. Jakoś nie wydawało im się, żeby dzik winny był zniknięcia jaja. Burek biegał w kółko i wąchał każdą trawkę i kamień. Śladów było pełno. Jaki tu ruch. Wszędzie krzyżują się drogi różnych zwierząt, ptaków i owadów. Ci ostatni na pewno nie skrzywdzili Heni.

–        Biegnijmy w tę stronę – krzyknął pies, kierując się na zachód.

Wiatr nieco zakłócał delikatny i jakby słodkawy zapach unoszący się tuż nad ziemią. Na krzakach powiewały gdzieniegdzie brązowe włoski. Kogut Tom wskoczył na gałąź i krzyknął:

–        Widzę stado cieląt i wszystkie brązowe. Stop!

–        Cielęta w lesie? – zdziwił się kot Filemon – I to całe stado?

Dzielne zwierzęta zbliżyły się do rzekomych cieląt.

–        Hej, cielęta, zaczekajcie. Czy znacie smoczycę? – wykrzyknął kogut.

Zdziwione sarny spojrzały na przybyszy.

–        Ty do nas mówisz? – zapytała jedna z nich.

–        Tak, a są tu jeszcze jakieś cielęta – odpowiedział trochę nieuprzejmie kogut.

–        My jesteśmy sarny. Spieszymy się, żegnajcie – znowu odezwała się jedna z nich i odwróciły się, by schować się głęboko w leśnej gęstwinie.

I wtedy kot Gerwazy oprzytomniał i przypomniał sobie, czego szukają w lesie.

–        Szukamy naszej smoczycy. Zaczekajcie! Czy nie widzieliście jej przypadkiem?

Sarny przez chwilę stały w milczeniu, po czym jedna z nich powiedziała, że rozmawiała niedawno z pewną smoczycą. Zamieszkała w lesie. Tu niedaleko.

–        Parę kroków stąd jest jej szałas. Mogę was doprowadzić – zaproponowała sarna.

–        Wiemy, gdzie mieszkała. Czy opowiadała ci coś o sobie? – zapytał kot Filemon.

Sarna przypomniała sobie, że smoczyca narzekała na częste odwiedziny różnych zwierząt, na przykład rysia. Przyjaciele smoczycy podziękowali za wyjaśnienia i zdecydowali, że trzeba szukać rysia.

– Powodzenia – powiedziała sarna i zniknęła razem z koleżankami w zaroślach.

Ryś Bonifacy

–        Musimy znaleźć tego rysia – zgodnie stwierdziły zwierzęta.

Koty aż zapiszczały ze strachu na samą myśl. Burek też stracił nieco z dotychczasowej odwagi. Tylko kogut, który nie znał zwierząt leśnych, nie podejrzewał, że coś im może grozić ze strony rysia. Wyobrażał sobie, że ryś to jakiś mały ptak.

–        Boicie się jakiegoś ptaszka – powiedział zadowolony.

–        Ptaszka nie, ale rysia tak – odezwał się Burek.

–        Ryś to nie ptak, ale zwierzę. Może być niebezpieczne – wyjaśnił kot Gerwazy, zauważywszy, że kogut niczego nie wie o leśnych mieszkańcach.

Burek węszył i szukał śladów rysia. Tylko on mógł się z nim porozmawiać. Ani kogut, ani koty nie byłyby bezpieczne podczas spotkania.

–        Pójdę sam. Zostańcie tutaj albo wróćcie do smoczycy – powiedział Burek.

–        Nie ma mowy. Nie zostawimy cię samego – odezwały się wszystkie zwierzęta prawie jednocześnie.

Wyruszyli więc razem. Ostrożnie chowali się za drzewami i nasłuchiwali, czy ktoś idzie. Zapach jakiegoś zwierzęcia czuć było od szałasu. Czasem się gubił  albo unosił nieco w górę (ryś skacze na drzewa, może dlatego). Wchodzili coraz głębiej w las. W końcu zwątpili.

–        Nie znajdziemy go – powiedział kot Gerwazy, a kot Filemon przyznał mu rację.

–        Musimy – odezwał się kogut, choć nie był pewien, czy ma rację.

Nagle stanął obok nich ryś. Skoczył energicznie z drzewa i miał zamiar najwyraźniej gdzieś pobiec. W przednich łapach trzymał jakieś zawiniątko. Zwierzęta stanęły jak wryte. Kiedy ryś spostrzegł, że wyskoczył nie tu gdzie należało, na widok dziwnych przybyszy zaczął uciekać. Wtedy w Burku, kogucie i kotach jednocześnie obudził się instynkt myśliwego i zaczęli go gonić.

–        Stój, zatrzymaj się – krzyczał Burek.

Pościg rozpoczął się tak błyskawicznie, że żadnemu ze zwierząt nie przyszło do głowy, jak dziwnie musi wyglądać pogoń kotów, koguta i psa za rysiem. Wiedzieli na pewno, że skoro przed nimi ucieka, trzeba go gonić. To on może być złodziejem jaja smoczycy.

–        Nigdy mnie nie dogonicie. Nie oddam wam jaja. To już moje jajo. Do mnie należy jajo smoczycy – zaczął nagle krzyczeć ryś. – Zapamiętajcie sobie: z rysiem Bonifacym nie wygracie!

Ryś biegł bardzo szybko. Przyjaciele Heni zaczęli tracić go z oczu. W końcu zupełnie opadli z sił. Zginął gdzieś w gęstwinie. W nocy jajo wykradł mu pewien lis i schował w pobliżu kurnika w Leśnej Górce, przy ulicy pewnej. Jego właścicielka pani Tysia znalazła jajo i podłożyła pod śpiącą kurę Pelagię.

Xxx

            Przyjaciele Heni długo jeszcze błądzili w lesie. W końcu spadł deszcz i zatarł wszystkie ślady.

–        Co my teraz powiemy smoczycy? – zapłakał Filemon.

To pytanie pozostało jednak bez odpowiedzi. Zwierzęta wracały na farmę. Obawiały się najgorszego, że smoczyca tego nie przeżyje. Przeżyła, ale zamknęła się w sobie i była coraz bardziej milcząca i smutna. W końcu odeszła na zawsze. Farma podupadła. Kury przestały się nieść. Gospodarz wyprowadził się i przyjeżdżał tylko czasem, choć sam nie wiedział po co.

Smoczek się odnalazł

            Co było dalej, już wiecie. Pewnego razu zabłądził tam smok o imieniu Gdakuś. Odkrył prawdę o sobie, a na farmę powróciło dawne życie. Dowiedział się, że jest synem smoczycy Heni. Choć kochał kurę Pelagię – mamę, która go wychowała, pokochał też wspomnienie o mamie smoczycy.

O tym jednak czytaliście w historii o Gdakusiu.

Autorem bajki jest Celina Zubrycka. Udostępniamy ją za zgodą Autorki

893 ocen
4.99
dodaj ocenę
×
zapis na newsletter - prezent
Zapisz się na cotygodniowy newsletter z wydarzeniami w Twoim mieście i odbierz eBook za darmo! wybierz eBook dla siebie
zapis na newsletter - prezent