Wigilia
Już choinka jest w salonie
skromnie czeka nim zapłonie.
A tu zapach jeden, drugi,
który większe ma zasługi?
Karp smażony i śledziki,
z łazankami borowiki,
pachną w zupie znakomicie,
pożegnały leśne życie.
I makiełki napuszone,
w nich bakalie rozmiękczone.
A pierogi, jak księżyce,
wyglądają należycie.
Każdy zapach o prym walczy,
lecz choinka ochłonąwszy,
już gałązki swe rozkłada,
do igiełek coś tam gada.
Zapachniało wnet choinką,
taką, lasu odrobinką.
Obsypując ozdób deszczem,
stroić ją zaczęto wreszcie,
lampki, bombki i lameta,
wirowała, jak kometa.
Wreszcie Gwiazdka zawitała,
sygnał do wieczerzy dała.
Czas podzielić się opłatkiem,
z rodzicami, babcią, dziadkiem,
skosztować potraw dwanaście,
i zaśpiewać kolęd z naście!
W końcu czekać niecierpliwie,
i na drzwi spoglądać tkliwie,
czy Mikołaj będzie szczodry,
i uwzględni wasze modły?
Wreszcie przybył z prezentami,
każde dziecko z nadziejami,
że dostanie coś miłego,
– wie Mikołaj, kto chce czego!
Urszula Kowalska