„Przekraczasz wszelkie granice!” – ręka w górę, kto choć raz wykrzyczał te słowa w czasie kłótni z dzieckiem. Dla nas ich znaczenie jest oczywiste – czujemy, że dziecko na zbyt wiele sobie pozwoliło, nie posłuchało naszych rad, a my przecież jesteśmy zmęczeni i już naprawdę nie mamy siły na negocjacje. Dla dziecka to zdanie nie oznacza nic. Bo czym są wspomniane przez rodzica granice? Może ma on na myśli zagraniczne wakacje, na których byliśmy dwa miesiące temu? A może chodzi o linie graniczne, którym była poświęcona ostatnia lekcja geografii? Granice osobiste są dla dzieci abstrakcyjnym terminem – dlatego możemy być pewni, że nasza nagana niewiele tu zdziała. Ale czy tylko najmłodsi nie wiedzą, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą własne granice? Nie. Okazuje się, że rodzice też mają z tym spory problem.
Jak stawiać granice? Rozwój autonomii dziecka
Gdy rodzi się dziecko, czujemy wszystkimi zmysłami, że powinniśmy się na nie otworzyć. Jest bezbronne, potrzebuje naszej opieki, by przetrwać. Karmimy je, przewijamy, usypiamy, czuwamy, gdy choruje. Wszystko to często dzieje się kosztem naszego snu czy jedzenia, ale nie czujemy, że niemowlę w ten sposób przekracza nasze granice. Jednak gdy staje się coraz większe i bardziej samodzielne, gdy walczy o swoją niezależność, czego konsekwencją jest często głośne: „Nie!”, my również mamy ochotę krzyczeć. Zastanawiamy się, dlaczego jeszcze kilka miesięcy temu mogliśmy nie spać całą noc, a dziś, jak powietrza, potrzebujemy czasu tylko dla siebie, którego nie będzie wypełniał huk upadającej na podłogę wieży z klocków. Zmieniliśmy się, to pewne. Ale zmieniły się też nasze dzieci. Kolejne miesiące życia przynoszą im nowe kompetencje, a te z kolei większą samodzielność i odpowiedzialność za swoje decyzje. Nim się obejrzymy, dorosną i osiągną pełną autonomię. Zanim jednak do tego dojdzie, nas, rodziców, czeka dużo pracy. Wszystko po to, by nasze dzieci mogły bronić własnych granic.
Rodzaje granic. Co granice pokazują innym osobom?
Jarek Żyliński, autor książki dla rodziców „Granice dzieci i dorosłych”, przybliża pojęcie granic osobistych, które – w przeciwieństwie do granic własności (materialnych) – są stałe. Nie da się ich przesunąć – możemy za to je otwierać (przed osobami, z którymi czujemy się bezpiecznie) lub zamykać (nie wpuszczać do nich ludzi, którym nie ufamy). Jednocześnie udowadnia, że w stawianiu granic nie chodzi tylko o zapewnienie sobie kilku minut na spokojne wypicie kawy. Problem ten jest dużo głębszy. Jego zdaniem granice osobiste obejmują cztery kluczowe obszary: ciało, emocje, myśli i wybory. Oznacza to, że ktoś może przekroczyć nasze granice fizyczne, gdy stanie zbyt blisko nas, lub granice psychologiczne, jeśli będzie próbował „zatrzymać” nasze emocje (granice emocjonalne), narzucać nam swoje zdanie czy wpływać na nasze decyzje. Należy przy tym pamiętać, że nasze dziecko nie ma jeszcze tylu doświadczeń życiowych, ile mamy my – również samoregulacja jest jeszcze poza jego zasięgiem.
Zdrowe granice dzieci i dorosłych. Dlaczego postawienie granicy jest takie ważne (i trudne)?
Choć poświęcanie wszystkich swoich potrzeb w imię dobra dziecka brzmi szlachetnie, nie jest dobrym pomysłem. Nasze zmęczenie i głód (czyli przekroczenie granic fizycznych) szybko przerodzi się w frustrację, która, prędzej czy później, uderzy we wszystkich domowników – także dziecko. Właśnie dlatego tak ważne jest, by nazywać swoje potrzeby i wyznaczać granice, które nie będą wpędzały żadnej z osób w poczucie winy. To nie jest łatwe – zresztą, jak pisze Jarek Żyliński, dzięki któremu w ostatnich tygodniach powiększyła się „Seria Rodzicielska”, na własne oczy możemy zobaczyć, jak miejsce wymuszania posłuszeństwa i szantażowania zajmuje szacunek, zrozumienie i budowanie wartościowych, bezpiecznych więzi. Wyznaczanie granic jest jednak ważne i potrzebne – i dla nas, kiedy chcemy w końcu wypić gorącą kawę, i dla naszych dzieci, które pragną bronić swoich terytoriów.