Kilka słów wstępu do rodziców
Zanim obwinisz o całe zło telewizję, gry komputerowe i komiksy, zastanów się, czego twoje dziecko uczy się od ciebie! Psychologowie podkreślają, że u dzieci najczęściej występuje agresja naśladowcza. W pierwszej kolejności powtarzają one zachowania osób, które są dla nich najważniejsze: rodziców, starszego rodzeństwa, kolegów, opiekunów. Bohater ulubionej kreskówki jest dopiero na drugim miejscu! „Większość agresywnych dzieci pochodzi z rodzin, w których jedno lub oboje rodziców to osoby agresywne” pisze węgierski psychiatra Jeno Ranschburg w swej książce „Lęk, gniew, agresja” (WSiP 1993 r.).
Przekaz wychowawczy powinien być spójny. To, że wyrzucisz z domu z hukiem telewizor i komputer, nie będzie miało większego znaczenia, jeśli twoje dziecko zamiast oglądania kryminalnego serialu lub krwawych gier będzie świadkiem domowych kłótni. To ostanie będzie nawet dla niego gorsze, bo dotyczy jego rodziny, a nie fikcyjnych postaci z filmu. Twoje dziecko przede wszystkim naśladuje ciebie.
Gdy widzi, że czytasz, też sięgnie po książkę. Gdy jest świadkiem przemocy i agresji, będzie ją stosować wobec innych. Także wobec rodziców. To twoje zachowanie, a nie bajki o walczących potworach, może powodować, że jest niegrzeczne.
Przesłodzona rzeczywistość
Baśnie tak naprawdę nie zostały wymyślone dla dzieci. W XVII w. Charles Perrault spisywał je dla uciechy i zabawy dworów francuskich. Baśnie są kopalnią życiowej mądrości i wiedzy o człowieku, jego dwoistej naturze, w której walczą ze sobą dobro i zło. Słynni bracia Grimm zbierali baśnie dla celów naukowych. – W opowieści dla najmłodszych zaczęły się przekształcać dopiero w dobie oświecenia – mówi Anna Ziemska, etyk, filozof i pedagog, ucząca dzieci etyki z pomocą baśni. Początkowo były one wręcz okrutne: np. w pierwotnej wersji opowieści o Kopciuszku, spisanej przez braci Grimm, w ślubnym orszaku idą dwie złe siostry, a ptaki wydziobują im oczy! Tradycyjne bajki zawierały dużą dawkę dydaktyzmu, a złe postaci zawsze spotykała surowa kara. To były tzw. bajki inicjacyjne, które miały nauczyć dziecko, że wejście w dorosłość bywa bolesne, za co później spotyka człowieka nagroda.
Rugowanie z baśni krwawych scen i grozy to wynalazek bardzo świeży. Dopiero na początku XX w., za sprawą Ellen Key, szwedzkiej feministki i pedagoga, zaczęto zwracać uwagę na to, co znajduje się w książkach dla dzieci. Ogłosiła, ona nastanie „wieku dziecka”i zachęcała do tworzenia literatury pełnej optymizmu, beztroskii fantastyki. Tak zaczęły powstawać bajki, mające wzbogacać fantazję dziecka, kształtować jego właściwą postawę moralną i uczyć wiary w dobro człowieka (stąd obowiązkowe szczęśliwe zakończenia). W Polsce „lukrowanie” starych baśni rozpoczęła Maria Konopnicka. Na zachodzie prym wiódł w tym Walt Disney: w jego wersji bajek postaci stawały się coraz lepsze, np. w „Kopciuszku” nikt nikomu nie wydłubuje oczu, a złym siostrom udzielone zostaje wybaczenie. A tymczasem pierwotne wersje baśni mają dużą wartość dla rozwoju dziecka.
W 1975 r. ukazała się „Antypedagogika” austriackiego publicysty Ekkeharda von Braunmuhla. Zapoczątkowało to tzw. rewolucję antypedagogiczną, wedle której największym zagrożeniem dla prawidłowego rozwoju dzieci są… dorośli. Odtąd zaczęły pojawiać się bajki dostosowane do współczesnych problemów dzieci. Od nazwiska jednego z „dyżurnych” autorów tego nurtu, Roalda Dahla, nazwano je postdahlowskimi. Ich bohaterowie bywają niegrzeczni i złośliwi (choć tak naprawdę mają dobre serce!) i nierozumiani przez swych rodziców, czyli tacy, jak większość współczesnych dzieci. To dlatego chętniej słuchają one o przygodach Koszmarnego Karolka niż Sierotki Marysi. Współczesne bajki pełnią cenną terapeutyczną rolę, nie są takie nadęte i pompatyczne, jak tradycyjne baśnie, a dawka dydaktyzmu jest w nich przewrotnie ukryta. Nie dziw się jednak, że twoim rodzicom i starszym kuzynom trudno to dostrzec, oni wychowali się na Konopnickiej…
Budująca rola zła
Fundowanie dzieciom wyłącznie lukrowanej rzeczywistości to kiepski pomysł. – W przyszłości dziecko może się rozczarować, gdy w życiu spotka je nie tylko dobro – mówi Ewa Klepacka, kliniczny psycholog dziecka. Baśń jest bezpiecznym (bo bazuje na wyobraźni dziecka) sposobem pokazania, że zło istnieje, choć zwykle przegrywa. Zastanawiasz się, czy do tej nauki konieczne są takie brutalne sceny jak w tradycyjnych baśniach: ktoś kogoś pożera, więzi, piecze w piecu… Czy to potrzebne? Bruno Bettelheim, amerykański psycholog i słynny interpretator baśni, uważa, że obecne w nich zło nie tylko nie szkodzi, ale jest niezbędne i ma do spełnienia ważną rolę! To samo mówi Ewa Klepacka: – Zawarta w baśniach agresja pozwala w fantazjach na jawie oswoić „złe” strony własnej osobowości. Zwycięstwo nad złą postacią to symbol zwycięstwa dziecka nad lękiem. Np. wilk i czarownica to postacie, w które dziecko „ubiera” swój strach. Kryje się pod nimi mnóstwo okropnych rzeczy: ciemny pokój, fakt, że mama znika na pół dnia i nie wiadomo, czy wróci?Wszystko, czego boi się dziecko i z czym nie potrafi dać sobie rady, stanowi „tkankę”, z której jest np. zbudowana czarownica. Wrzucenie jej do pieca symbolizuje pozbycie się lęku. – Czytaj dziecku tylko te bajki, których chce słuchać – radzi Ewa Klepacka. – Każde dziecko intuicyjnie domaga się baśni, które mu pomagają w rozwiązaniu problemu, jaki go gnębi.
Możesz też sięgnąć po serię tzw. bajek terapeutycznych, poruszających konkretne problemy, np. „Opowiadanie dla twojego dziecka” Doris Brett, lub do książek Wojciecha Kołyszko, np. „Zaklęte miasto i sekrety smutku”. Wybierając w księgarni tradycyjne baśni, sprawdź, czy nie jest to aby „przeróbka” autorstwa kogoś innego lub kiepskie tłumaczenie okraszone kolorowymi ilustracjami.
Ta niedobra telewizja
– Obrazy pełne przemocy bardziej oddziałują na dziecko, gdy spotyka się z nimi drogą wizualną – mówi Anna Ziemska. – Dlatego oglądana w telewizji przemoc może być dla niego groźna. Brutalność docierająca z ekranu nie spełnia już roli terapeutycznej, jest zbyt dosłowna. Tymczasem polskie dzieci do lat pięciu spędzają przed telewizorem średnio godzinę dziennie, nieco starsze półtorej, a nastolatki gapią się w ekran ponad dwie godziny w ciągu dnia (badania Demoskopu z 2003 r.). Pozwalasz swemu dziecku oglądać tylko tzw. dziecięce kanały? To nie wystarczy. Amerykański psycholog George Gerbner i jego współpracownicy od ponad 20 lat analizują telewizyjne programy dla dzieci. Wyliczyli oni, że w ciągu godziny jest w nich średnio aż 18 scen zawierających agresję! Obliczyli też, że aby dziecko na żywo obejrzało tyle scen przemocy, ile widzi w telewizji tylko między siódmym a ósmym rokiem życia, musiałoby przebywać w środowisku przestępczym przez 580 lat!Większosć dzisiejszych kreskówek nie ma wiele wspólnego z psem Reksiem czy misiem Yogi. Ich bohaterowie bywają tak brzydcy, że „kaleczą” poczucie estetyki, a ich głównym zajęciem jest walka. Fakt: bohaterowie ci walczą ze złem, jednak głównie rozdając ciosy. Dzieci wstają od telewizorów pobudzone i… bardziej agresywne. Potwierdza to doświadczenie, przeprowadzone w latach sześćdziesiątych XX w. przez amerykańskiego psychologa Alberta Bandurę. Odkrył on, że oglądanie zachowującej się agresywnie osoby wzmaga agresję u małych dzieci. Pokazał dzieciom film, na którym dorosła osoba biła lakę „wańkę-wstańkę”. Następnie pozwolił dzieciom bawić się identyczną laką. Co robiły dzieci? To samo, co agresywna dorosła osoba. Nie ograniczały się jednak do naśladownictwa: wykazywały własną inicjatywę i wymyślały nowe formy znęcania się nad lalką.
Wychowam terrorystę?
Leonard Eron i Rowell Huesmann z Academy of Sciences z Nowego Jorku odkryli, że u ośmioletnich chłopców pod wpływem oglądanych w telewizji brutalnych scen rośnie nie tylko poziom agresji na co dzień. Po upływie 11 lat zbadali uczestników eksperymentu po raz drugi. Okazało się, że ci dziewiętnastolatkowie są bardziej agresywni od kolegów, którzy jako dzieci nie mieli kontaktu z przemocą w mediach. – To, że twoje dziecko zobaczy czasem w telewizji jakąś brutalną scenę, nie znaczy, że wyrośnie na terrorystę, ale lepiej ograniczaj kontakt malucha z agresją – radzi psycholog Ewa Klepacka. – Telewizję oglądajcie razem. Tłumacz dziecku, dlaczego ludzie zachowują się tak, a nie inaczej. Koniecznie dodaj, że nie powinni być wobec siebie brutalni. Potępiaj agresywne zachowania, bo dla dziecka ważniejsze jest to, co ty robisz i mówisz, niż to, co widzi w telewizji. Zniknięcie przemocy z telewizji nie pomoże, jeśli ty sama będziesz uczyć swoje dziecko agresji, np. krzycząc na nie, wyzywając je czy bijąc! W Szwecji tylko 7% rodziców stosuje kary fizyczne. W Polsce do klapsów przyznaje się 60% rodziców, a 30% nie stroni od używania paska. Trzeba stanowczo podkreślić, że przemoc okazywana przez rodziców ma większy wpływ na psychikę dziecka niż ta docierająca do nich ze szklanego ekranu!
Pociągnąć za spust
Gry komputerowe mogą zrobić dziecku znacznie większą krzywdę niż telewizja, bo użytkownik aktywnie w nich uczestniczy, decydując o formie stosowanej przemocy. – Częste granie na komputerze w tzw. strzelanki sprawia, że młodzi ludzie oswajają się z przemocą, obojętnieją na jej przejawy w prawdziwym życiu – tłumaczy socjolog Joanna Wojtkun. – Komputer uczy wtedy, że przyjaciele są niepotrzebni, bo w takich grach można polegać tylko na sobie. No, chyba że dziecko gra razem z rodzicem, np. na dwóch konsolach, i pomagają sobie wzajemnie. Niebezpieczne jest też to, gdy w grze otrzymuje się nagrody za agresywne zachowania. Dziecko identyfikuje się z agresorem, a okrucieństwo jest konieczne do osiągnięcia celu. Dostaje się za nie dodatkowe punkty. Agresywne zachowania są więc kojarzone z nagrodą. Dziecko to zapamiętuje. Nastolatek korzystający od dzieciństwa z gier komputerowych dokonał już kilkunastu tysięcy „udawanych” morderstw! Prof. Maria Braun-Gałkowska z Katedry Psychologii Wychowawczej i Rodziny KUL prowadzi badania nad wpływem agresywnych gier komputerowych na psychikę. Objęły one chłopców w wieku 12-15 lat, korzystających z agresywnych gier średnio 10 godzin w tygodniu. Okazali się oni bardziej impulsywni, drażliwi, bardziej skoncentrowani na sobie i swoich potrzebach. Cechuje ich też niższy poziom empatii niż chłopców, którzy nie bawili się grami komputerowymi. Inne badania wykazały, iż gracze mają trudności w kontaktach społecznych, są bardziej obojętni na drugiego człowieka, nastawieni nie na współdziałanie, a rywalizację.
Czytanie z obrazków
A komiksy? Wbrew temu, co sądzi wielu rodziców, nie jest to „gorsza literatura”, tylko odmienna jej forma, mająca długoletnią historię i wartościowy dorobek. Małe dzieci wolą oglądać obrazki niż czytać tekst (i nic w tym złego), ale lepiej, gdy ilustracje tworzą konkretną opowieść, a nie są ciągiem oderwanych od siebie rysunków z różnymi bohaterami. Gdy tekstu będzie za dużo, dziecko zniechęci się i w ogóle go nie przeczyta. Kolorowe obrazki sprawiają, że czytanie staje się atrakcyjne. Nie dawaj jednak dziecku komiksów, w których ilustracje przedstawiają brutalne sceny walki. Bez obaw: czytające komiksy dziecko nie „zatrzyma się” na tym etapie rozwoju. Z biegiem czasu staraj się jednak podsuwać mu więcej interesujących książek. Komiks to dobry „pobudzacz” apetytu na czytanie. Nie zastąpi on jednak lektury dobrych książek, które pomagają rozwijać wyobraźnię i intelekt dziecka.