Kłóciła się też: z mamą, z tatusiem, z listonoszem, ze śmieciarzami, z dentystą, z babcią, z dziadkiem, z ciocią Jadwigą i z wujkiem Stefanem. Nawet kłóciła się ze swoim własnym cieniem. A wieczorem – z łóżkiem i kołdrą.
Kłóciła się i kłóciła. Awanturowała się jak najęta. Usta się jej po prostu nie zamykały:
– Przykryj mnie porządnie! – Krzyczała wieczorem na kołdrę. – Nie widzisz, że mi całe stopy wystają?
A kiedy słońce świeciło, to najbardziej krzyczała na swój cień:
– No nie chodź stale przede mną! Nie chcę cię! Wynoś się! Dlaczego mi się ciągle plączesz pod nogami?!
A ponieważ Emilka tak się ciągle kłóciła i kłóciła, to nic dziwnego, że nauczyły się też kłócić jej własne nogi. No i wtedy się dopiero zaczęło! Idzie sobie Emilka ulicą, kroczy niby jakaś miss podwórka, i właśnie rozmyśla z kim by się tu troszeczkę pokłócić – a tu nagle słyszy jak lewa noga mówi do prawej:
– Uważam, że teraz powinnyśmy skręcić w lewo!
– Ależ skąd! – Odpowiada noga prawa. – Moim zdaniem trzeba skręcić w prawo.
– W lewo lepiej!
– W takim razie idę w prawo!
– Proszę bardzo, prawasku, niech pani sobie idzie, dokąd pani chce. Ja pani przecież wcale nie trzymam… – Mruczy ponuro lewa noga.
– Naturalnie, że mnie pani nie trzyma. Pójdę sobie tam, gdzie mi się podoba, lewasku…
I rzeczywiście: prawa noga ruszyła w prawo, lewa w lewo – a Emilka: bęc!
Kiedy się w końcu podniosła, obydwa kolana miała rozbite, więc zaczęła przeraźliwie płakać. A razem z Emilką natychmiast zaczęła przeraźliwie płakać lewa noga oraz oczywiście nie mniej rzęsiste łzy zaczęła wylewać noga prawa. Z tego powodu kłótnie chwilowo ustały. Emilka otrzepała z kurzu sukieneczkę i ruszyła zapłakana przed siebie, bez protestów ze strony zapłakanych nóg.
Przez jakiś czas nie kłóciła się z niczym ani z nikim. Przez jakiś czas również nie kłóciły się z niczym ani z nikim jej obie nogi. Szła sobie więc Emilka prościuteńko, krok za krokiem i noga za nogą.
– Teraz poszłabym w prawo. – Odzywa się w pewnej chwili kłótliwa lewa noga.
– Ani mi się śni! – Oczywiście natychmiast wtrąca się prawa.
I rzeczywiście: lewa skręca w lewo, prawa zaś w prawo – a Emilka: znowu – bęc!
Ani się nie obejrzała a leży jak długa. Leży, płacze, i lamentuje biedna Emilka, bolą ją kolana, pupa i łokcie – ale: znowu wstaje, otrzepuje sukieneczkę z kurzu i rączki, bo właśnie myśli sobie w tej chwili, że najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości są lody.
Prędko więc biegnie po lody – ale cóż to: jej nogi dalej się kłócą i każda robi co chce. A to lewa idzie naprzód, a prawa do tyłu – a to znów odwrotnie. Lewa chce biec, a prawa stać; albo znów – lewa chce w prawo, a prawa prosto. Lewa chce szybciej, a prawa wolniej.
Z lodów więc w sumie nic nie wyszło i biedna Emilka ledwo-ledwo dotarła do domu. Ale jeszcze nawet na schodach jej nogi ciągle się kłóciły i w żaden sposób nie chciały się pogodzić – lewa przeskakiwała po dwa schody w górę, a prawa w dół. Z Emilką było więc już bardzo źle. Nie mogła zrobić nawet kroku, żeby się nie potknąć.
Nie było rady i mama Emilki musiała zawezwać doktora. Pan doktor obejrzał Emilkę dokładnie od stóp do głów, potem ją całą dokładnie opukał, potem – jeszcze dokładniej niż poprzednio – przypatrzył się jej niesfornym nogom, a potem już tylko kręcił głową, mruczał i drapał się za uchem. Emilka natomiast musiała przed nim chodzić, spacerować i maszerować tam i z powrotem.
Ale co to było niby za chodzenie! Wstyd powiedzieć: jedna noga w lewo, druga w prawo; potem jedna w prawo, a druga w lewo – druga w tył, a pierwsza w przód. Potem znowu obie do przodu, a potem – jedna w tę, a druga w tamtą stronę.
– Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem. Co też to może być! – Powiedział w końcu pan doktor, a potem zwrócił się do mamy. – Proszę pani, czy ta pani córka nie jest czasem aby kłótliwa?
A mamusia, która bardzo swoją niesforną Emilkę kochała, i nie pozwalała powiedzieć na nią złego słowa, odrzekła szybko:
– Ale skąd, panie doktorze! Emilka i kłótnie? Co też pan mówi!
Nie przekonało to widać jednak pana doktora, bo w dalszym ciągu kręcił z niedowierzaniem głową i drapał się za uchem.
– Pani córka jest, niestety, bardzo poważnie chora. Jest to bardzo rozpowszechniona choroba. Ale można ją wyleczyć. Emilka jest mianowicie chora na kłótliznę chroniczną… W połączeniu z awanturozą przewlekłą…
– Na chroniczną kłótlizną… Eeeee… W połączeniu z czym to?
– Przewlekłą awanturozą! – Podpowiedziały, tym razem nadzwyczaj zgodnie, obie nogi Emilki.
– Awanturniczą przewlekłozą? – Zakończyła swoje niezgrabne pytanie mamusia Emilki.
Ale spieszyła się z tą swoją wypowiedzią do tego stopnia, że zapomniała, że na Emilkę nie wolno powiedzieć złego słowa i przyznała się w końcu panu doktorowi, że:
– Ta moja córeczka rzeczywiście jest troszeczkę… Eeeee… Kłótliwa… Ma pan, obawiam się, całkowitą rację, panie doktorze. Ale czy to można aby wyleczyć?
– No! Teraz to wszystko jasne! – Ucieszył się pan doktor. – Pani córka zaraziła kłótliwością własne nogi! Jeżeli nie przestaną się kłócić i awanturować, to stale będą jej płatać przeróżne figle. Figle i psikusy. Znam tylko jeden sposób: do łóżka! Nie kłócić się i nie sprzeczać!
Leżała więc Emilka w łóżku dzień. Leżała dwa. A trzeciego dnia powiada do swoich nóżek tak:
– Nóżki moje nóżki! No powiedzcie same, po co nam to było potrzebne? Czy aby nie lepiej wyskoczyć sobie na przykład na lody, co?
– No chyba prawda… Rzekła po dłuższej chwili lewa noga. – Wcale mi się nie chce leżeć, a tobie?
O dziwo – prawa noga powiedziała po dłuższej chwili to samo:
– A myślisz, że mi się to niby chce? To przecież nie jest żadna przyjemność…
I biedne nogi tego dnia nie powiedziały już nic więcej.
Następnego dnia, nie kłócąc się z nikim ani z niczym, wstała sobie Emilka cichuteńko z łóżka i poszła – jeszcze niepewnie – przed siebie. A nogi również szły sobie przed siebie zgodnie, jak nigdy dotąd.
– Lewa!
– Lewa!
– Lewa!
Tekst udostępniamy dzięki uprzejmości Autora – Pana Jerzego Jarka. Więcej bajek Autora TUTAJ.