☰ menu

Supermama…? Mamy mają głos

Supermama
📖 Czyta się średnio w 7 min. 🕑

Współczesne matki chcą mówić o swojej nowej roli. Czują potrzebę dzielenia się przeżyciami, spostrzeżeniami. Uzewnętrzniają się, a kanałem komunikacyjnych i miejscem, w którym można dać upust emocjom, stają się blogi i strony internetowe. Na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej książek, w których odnajdziemy złożony obraz macierzyństwa, mieniący się różnymi kolorami.

Czasem są tutaj łzy, czasem śmiech, a czasem bezradność, bezsilność i frustracja. To swego rodzaju „nurt” – autentycznych, osobistych opisów emocji i relacji z bycia mamą. Wśród piszących mam widać tendencje do mówienia o rzeczywistości takiej, jaka jest. Bohaterki książek nie boją się mówić o zmęczeniu, zagubieniu, stresie, strachu. Bez koloryzowania, lukrowania. Przyznają, że czują presję, że nie ze wszystkim sobie radzą, że nie jest łatwo pogodzić ze sobą różne aspekty życia i że czasem potrzeba kompromisów. W tego typu literaturze znajdziemy też swego rodzaju dystans bohaterek do samych siebie. Mowa jest o ważnych kwestiach, a jednak z poczuciem humoru, a czasem autoironią. Dzięki temu historie książkowych postaci uświadamiają innym, przyszłym lub początkującym matkom, że macierzyństwo to duże wyzwanie, ciężka praca, która ma niewiele wspólnego z wizerunkiem uśmiechniętej, zadbananej celebrytki – matki, lansowanym na okładkach czasopism.

Pisaliśmy już o książkach Mama, smoczek!, Zła matka. Kronika matczynych wykroczeń… oraz Wyznaniach upiornej mamuśki. Wielu rodzicom znany jest też na pewno projekt Macierzyństwo bez lukru – akcja charytatywna matek-blogerek, które zebrały swoje teksty o macierzyństwie w antologii o takim właśnie tytule. Macierzyństwo bez lukru to nie jest wydumana literatura, tylko samo życie – barwne, bujne, piękne i chwilami brutalne, ale bardzo szczere i prawdziwe – czytamy na stronie http://macierzynstwo-bez-lukru.blogspot.com.

Dzisiaj piszemy o książce, noszącej prowokacyjny tytuł: Supermama. Jej autorka, Katarzyna Ostrowska-Biernacka, inspirację czerpała z otoczenia oraz z własnych doświadczeń. Główna bohaterka, Ola, to świeżo upieczona mama, która dość niepewnie stawia pierwsze kroki w macierzyństwie, czasem się potyka, popełnia błędy, ale przez to wydaje się bardzo autentyczna. Zagubiona, próbuje odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości. Nie jest to łatwe, bo dookoła jest wielu doradców – każdy ma jakąś złotą radę i krytycznym okiem potrafi spojrzeć na to, co robi młoda mama. Stopniowo, z miesiąca na miesiąc, nabiera ona jednak pewności siebie, zaczyna wsłuchiwać się w swój własny głos. Uczy się swojego dziecka i odkrywa, co tak naprawdę znaczy określenie: „supermama”.

Rozmawiamy z autorką „Supermamy” – Katarzyną Ostrowską-Biernacką.

Skąd pomysł na „Supermamę?”

– Pisać lubiłam od zawsze. I bardzo chciałam napisać książkę, ale ciągle brakowało mi czasu. Taki czas pojawił się, gdy siedziałam z dzieckiem w domu. Igor, mój syn, miał przewidywalny plan dnia, więc miałam czas dla siebie i na pisanie. Temat zaś był oczywisty.

Główna bohaterka książki nie przypomina uśmiechniętej mamy z kolorowych czasopism. Otwarcie i szczerze do bólu mówi o tym, co ją irytuje. W kołowrocie domowych obowiązków nie ma czasu, żeby o siebie zadbać, a bardzo by chciała. Narzeka, denerwuje się. Takie są rzeczywiście początki macierzyństwa polskich matek?

Wydawało mi się, że jestem przygotowana do macierzyństwa i że wszystko będzie właśnie jak w reklamie. Ja piękna i uśmiechnięta. Dziecko zadowolone i czyściutkie. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Ja zmęczona. Zaniedbana. I nie rozumiejąca tego małego człowieka, który nagle nie wiadomo dlaczego zaczynał płakać. Nie są to tylko moje odczucia. Obserwowałam je również u innych matek. A po ukazaniu się książki otrzymałam wiele maili, w których inne mamy dziękowały mi, że pokazałam im, iż nie są odosobnione w swoich przeżyciach. Że nie tylko one nie dają sobie rady z początkami macierzyństwa. „Bardzo często się uśmiecham, czytając tę książkę. – pisze jedna z moich Czytelniczek – Myślałam, że przez większość opisanych przez Panią traumatycznych wydarzeń przechodziłam tylko ja, w ramach jakiegoś indywidualnego toku doświadczania. Okazuję się, że to powszechne, a przecież macierzyństwo to łaska”

Co jest najtrudniejsze w macierzyństwie?

– Myślę, że zetknięcie się z rzeczywistością, która jest nieco inna niż wyobrażenia. Jeden mały człowieczek zmienia całe nasze dotychczasowe życie. Już nic nie jest takie jak przedtem. Patrząc z perspektywy doświadczeń mamy pięciolatka, zmieniają się nawet znajomi.

Domyślam się, że przedstawione postaci mają swoje realne pierwowzory. Czy rzeczywiście wśród kobiet – matek pojawia się taka rywalizacja o wygląd, o poglądy, o sposoby wychowywania, o męża?

– Aż się boję mówić o pierwowzorach, bo część znajomych do dziś jest na mnie obrażona. Co ciekawe, wszyscy odnajdowali siebie w niezbyt pozytywnych postaciach, a więc w Idze i Mai. Moje postaci mają swoje odbicia w rzeczywistości. Są one jednak zlepkiem różnych zachowań i osób. I są przerysowane.

Czy faktycznie istnieją takie kobiety, jak Maja, czyli koleżanka z pracy męża głównej bohaterki? Kobiety, które chcą wykorzystać sytuację i „odbić” świeżo upieczonego tatusia, podczas gdy uwaga matki skupiona jest na dziecku?

– Stanowczo tak. Gdy opisywałam tę postać, miałam sporo wzorów. I chyba nie patrzę tu z perspektywy czysto kobiecej. Kiedyś jeden z moich kolegów, pracownik dużej międzynarodowej korporacji, powiedział: „Kobiety dziś są jak harpie. Walczą o mężczyzn bez jakichkolwiek zahamowań”. Zapytałam również męża, czy „istnieją Maje”. „Oczywiście – odpowiedział bez zastanowienia – Twoja Maja i tak jest wyjątkowo mało agresywna”.

Co chciałaby Pani przekazać mamom, które sięgną po „Supermamę”?

– Chciałam pokazać innym matkom, że każda z nas ma podobne problemy. Chciałam również sprowokować poważną dyskusję dotyczącą macierzyństwa. Jeśli odrzucimy całą otoczkę literacką, pozostają ważne problemy, jak chociażby presja społeczeństwa czy popadanie w skrajność. Problemy te ma każda kobieta niezależnie od tego, czy jest z metropolii, małego miasteczka, czy ze wsi. Świat reklam i wymagań podsycanych przez media jest wszechobecny.
Nie chciałabym nikogo straszyć wizją macierzyństwa jako czegoś przerażającego i koszmarnego. Uważam jednak, że warto mieć świadomość, że początki mogą być bardzo trudne. I że jest to zupełnie normalne. I że nie jesteśmy osamotnione w swoich odczuciach.

Prowadzi Pani bloga o przewrotnej nazwie…

– Tytuł bloga „Mama Idealna” został przeze mnie wybrany całkowicie świadomie. Trochę miał prowokować, a trochę skłaniać do refleksji. Bo kimże jest mama idealna? Dla mnie to mama, która znajduje czas dla siebie, pamięta o sobie, której świat nie zawali się, gdy brudne rzeczy nie trafią natychmiast do zmywarki czy do pralki. To zaprzeczenie ideałowi „matki Polki”. Kobiety często tego nie rozumieją. Na swoim blogu zapytałam, kim jest mama idealna. Część wypowiedzi mówiła o całkowitym poświęceniu się dziecku i bezkrytycznej miłości. Nie wierzę, że kobieta, która zapomina o sobie, jest szczęśliwa. A przecież dziecko będzie naprawdę szczęśliwe, gdy będzie miało szczęśliwą mamę.

Czemu ma służyć to miejsce w sieci?

– W pewnym momencie pomyślałam, że szkoda zmarnować tyle doświadczeń, tyle pomysłów. Że warto się nimi dzielić, może ktoś z tego skorzysta. Dlatego blog jest bardzo uniwersalny. Piszę o wszystkim. I o zabawach z dzieckiem, i o podróżach, i o kulinariach. Chcę pokazać mamom, że czasem wystarczy kartka papieru i możemy mieć fajną zabawę. Innym razem, że większym szczęściem dla dziecka będzie występ rodziców w przedszkolu niż najwspanialsza zabawka.

– Dziękujemy za rozmowę.

Katarzyna Klimek-Michno 

Exit mobile version