MIASTO DZIECI
ŁUKASZ DĘBSKI: Pierwszą bajkę napisałem na polu namiotowym w Figueras w Hiszpani, mieście w którym znajduję się fantastyczne muzeum Salwadora Dali.
Dojechaliśmy tam 10 lat temu naszym niebieskim maluchem, Ania była w 5 miesiącu ciąży i zastanawialiśmy się wspólnie jaki, by tu ciekawy prezent zrobić dla naszego przyszłego dziecka. Napisałem pierwsze 4 zwrotki, a resztę w wannie w Krakowie.
MIASTO DZIECI: Czy obecność Pana dzieci wpływa w jakiś sposób na Pana twórczość?
ŁUKASZ DĘBSKI: Bez dzieci nie byłoby pisania. One nie tylko recenzują nasze książki ale też często w nich występują, Ania wykorzystuje ich zdjęcia w ilustracjach. Są szalenie inspirujące i zaskakujące. Np. żaden z moich dorosłych kolegów nie jest w stanie rozśmieszyć mnie tak, jak mój 5-cio letni Kacper. Jednak pisanie bez dzieci jest możliwe. Dowodem są piszący księża np. Mieczyslaw Maliński czy biskup Ignacy Krasicki.
MIASTO DZIECI: Nie od dziś wiadomo, że maluchy są najbardziej szczerymi i bezpośrednimi recenzentami, ale też najbardziej wymagającymi czytelnikami. Czy ma Pan jakąś receptę na zainteresowanie małych czytelników swoimi wierszami?
ŁUKASZ DĘBSKI: Recepta jest banalna choć nieprosta: książka powinna być dowcipna i mądra z tym, że pierwsze bez drugiego jeszcze przejdzie, odwrotnie – nigdy. Pisząc staram się też pamiętać o rodzicach. Chrapiący rodzic niewątpliwie utrudnia kontakt dziecka z książką.
MIASTO DZIECI: Częstym motywem Pana wierszy są zwierzątka. Czy bohaterowie ci mają swoje pierwowzory w rzeczywistości czy powstają w Pana wyobraźni?
ŁUKASZ DĘBSKI: Jako osoba pochodząca z rodziny wędkarskiej często zamieszczam ryby słodkowodne w swoich bajkach. Wiem czym różni się okoń od płoci, jakie mają rozmiary ochronne i co jedzą, ten świat jest mi bliski. Dzieci zresztą uwielbiają dwa tematy: zwierzęta i inne dzieci.
MIASTO DZIECI: Żona pięknie ilustruje Pana książeczki. Jak się to odbywa? Ilustracje powstają po przeczytaniu wiersza czy może przedstawia Pan Żonie pomysł i obrazki powstają już na tym etapie?
ŁUKASZ DĘBSKI: Ania ilustruje gotowe teksty. Są jednak pewne ograniczenia: mam embargo na niektóre zwierzęta, które Ani (tu sporo ryzykuję) za bardzo nie wychodzą i staram się nie zamieszczać ich w tekstach. Naturalnie nie mogę powiedzieć o które zwierzęta chodzi.
MIASTO DZIECI: Sugeruje Pan Żonie jak "powinny" wyglądać ilustracje czy pozostawia to Pan wyobraźni Ilustratorki?
ŁUKASZ DĘBSKI: Sam lubię dobrze zilustrowane książki więc często się wtrącam. Na ogół bezskutecznie. Znamy się z Anią od zerówki, w szkole siedzieliśmy razem w ławce, ona często robiła za mnie prace plastyczne, które potem ja oddawałem jako swoje. Czy ktoś taki może się wtrącać ilustratorowi w jego pracę?
MIASTO DZIECI: Czy uważa Pan, że wspólne małżeńskie pisarstwo i ilustratorstwo wpływa pozytywnie na książkę i jej formę?
ŁUKASZ DĘBSKI: Naturalnie, wzajemnie świetnie czujemy swoje stylistyki. Posiadanie ilustratora w pokoju obok to dla autora bardzo komfortowa sytuacja, dzięki temu nasze książki powstają bardzo szybko.
MIASTO DZIECI: W Krakowie kojarzony jest Pan nie tylko z bajkami, ale też z szeroko pojętą kulturą dla dzieci. Prowadzona wspólnie z Żoną kawiarnia Cafe Szafe to miejsce gdzie kilka razy w tygodniu na najmłodszych czekają liczne atrakcje. Skąd pomysł, aby w kawiarni, która kojarzy się raczej z "dorosłym" miejscem organizować imprezy dla dzieci?
ŁUKASZ DĘBSKI: Cafe Szafe nie jest ani pierwszym ani jedynym klubem, który organizuje imprezy dla dzieci. Niestety takich miejsc, w których dzieci mogą obejrzeć film, posłuchać bajek czy wpaść na warsztaty teatralne, a rodzice wypić wówczas kawę i przejrzeć prasę jest ciągle bardzo mało.
Przyczyna jest za pewne prozaiczna: na imprezach tego typu nie za bardzo da się zarobić, jedyne co można zyskać to satysfakcja, i to nam na razie wystarcza.
MIASTO DZIECI: Spotkania czytelnicze pod patronatem Fundacji Cała Polska czyta dzieciom, spotkania i warsztaty teatralne, niedawny festiwal filmowy Astrid Lindgren pod patronatem Ambasady Szwecji – to tylko niektóre z imprez odbywających się w kawiarni. Jak Państwo to robią, że w Cafe Szafe tyle się dzieje?
ŁUKASZ DĘBSKI: Najtrudniejsze zawsze są początki. Trzeba było pokazać ludziom, że jest takie fajne, klimatycznie urządzone miejsce w którym dużo się dzieje. Z czasem organizatorzy imprez dla dzieci zaczynają zgłaszać się sami. W ludziach jest masa pasji i energii, dobrych pomysłów, trzeba im to tylko umożliwić, dać trochę miejsca i wspomóc marketingowo. W tej chwili bardzo wiele dzieje się poza nami, sami nie dalibyśmy rady.
MIASTO DZIECI: Miasto Dzieci niejednokrotnie odwiedzało Cafe Szafe podczas imprez dla dzieci. Zawsze byliście tam Państwo z dziećmi (to chyba najlepsza reklama!) – rozluźnieni i uśmiechnięci. Uczestniczą też Państwo często w spotkaniach autorskich i konkursach. Jak znajdują Państwo na to wszystko czas?
ŁUKASZ DĘBSKI: Nie pani pierwsza o to pyta i ja nie pierwszy raz się temu dziwię. Dziwię się dlatego, że leniwe nicnierobienie uważam za jedną z najbardziej twórczych i ulubionych form spędzania wolnego czasu.
MIASTO DZIECI: Życzymy zatem czasu spędzanego jak najczęściej twórczo i w sposób ulubiony;)
Rozmawiała Anna Perlińska.
Polecamy również Zakamarkowe rozmowy oraz Dialog między ilustracją, a treścią książki