Po co rodzicowi kara?
Mama dwójki dzieci pakuje zabawki do wózka, zabezpiecza szelkami młodszego syna, co chwilę ponawiając prośbę w kierunku starszej córki: Kasiu, chodź tutaj, idziemy do domu, Ja już czekam. Idziemy. Kasia jednak dalej w najlepsze gotuje zupę z piasku i trawy w drewnianym domku i odkrzykuje tylko: Jeszcze chwilę!, Nie chcę iść do domu, Mamo, poczekaj. Młodszy brat zaczyna się niecierpliwić w wózku. W końcu mama podchodzi do dziewczynki i mówi: Kasia! Wychodzimy, jeśli nie przyjdziesz tu natychmiast, w domu nie oglądasz bajek.
Mama Kasi prawdopodobnie potrzebowała skuteczności, a więc szybkich efektów, chciała być usłyszana i chciała zatroszczyć się o młodszego syna. Powodem, dla którego rodzice decydują się na karę jest często chęć poradzenia sobie w trudnej sytuacji, poczucie bezsilności, chęć uczynienia dziecka posłusznym
Dorośli zapytani o to, dlaczego karzą dzieci odpowiadają, że chcą, by były grzeczne, by były im posłuszne, nie chcą się za nie wstydzić.
Stosują karę, jako sposób, który ma wspomóc ich w tym, by dzieci zachowywały się zgodnie z ich oczekiwaniami.
Innym powodem wymierzania kar jest chęć wymierzenia sprawiedliwości i poczucie, że dziecko powinno ponieść konsekwencje swojego zachowania.
Odnoszę wrażenie, że rodzice czują się dobrymi rodzicami, jeśli dziecko robi to, co oni chcą, by robiło. Silne jest takie przekonanie, że matka czy ojciec dobrze radzi sobie w swojej roli, jeśli dziecko jest mu posłuszne. Brak posłuszeństwa dowodzi z kolei, że rodzice sobie nie radzą – uważa Joanna Ogrodowska, psycholog, certyfikowana trenerka Familylab Polska. Jest takie niesłuszne społeczne oczekiwanie, żeby rodzic poradził sobie z dzieckiem, które jest głośne, hałaśliwe, albo odmawia spełnienia prośby dorosłych, a więc żeby zrobił z dzieckiem porządek. Nie oczekuje się, że opiekun będzie to dziecko wspierał w wyrażaniu swoich emocji, starał się je usłyszeć i zrozumieć, ale że podejmie jakąś rodzicielską internwencję, która spowoduje, że dziecko zmieni swoje zachowanie tu i teraz – dodaje Anna Olczyk-Grabowska, koordynator projektu „Pracownia Rodziny”.
Posługiwanie się w wychowaniu dzieci karami i nagrodami, na krótką metę może rzeczywiście pomóc dorosłym w podporządkowaniu dzieci swojej woli.
Jednocześnie pomijamy jednak dziecięce uczucia i traktując dzieci z perspektywy władzy, utrudniamy budowanie bliskiej i bezpiecznej relacji.
Miłość bezwarunkowa
Ważne jest jednak uświadomienie sobie tego, że trening uległości zaowocuje tym, że w przyszłości dzieciom będzie trudno chronić swoje granice, a ktoś inny (np. koledzy, szef) może zająć miejsce rodzica, jako tego, który mówi, co należy robić, a co nie, co jest dobre, a co złe. Kary nie wychowują, a zamiast tego uczą tylko spełniania oczekiwań innych, żeby uniknąć doświadczenia przykrości ze strony rodzica – wyjaśnia Anna Olczyk-Grabowska – Niszcząco wpływają też na więź i zaufanie do rodzica, który występuje z pozycji władzy. Relacja buduje się w oparciu o szacunek, zaufanie, miłość i współpracę. Trudno to pogodzić z wymierzaniem kar, które odmawiają dziecku prawa do decydowania o sobie, zrywają kontakt i uniemożliwiają prowadzenie autentycznego dialogu, w którym ważne są potrzeby rodzica i dziecka.
Alfie Kohn stara się w swoich książkach przekonać rodziców i profesjonalistów, którzy pracują z rodzicami i dziećmi, że tym, czego dzieci potrzebują najmocniej jest bezwarunkowa miłość rodziców. Tylko w oparciu o taką miłość dzieci mogą budować zdrowe poczucie własnej wartości. Miłość bezwarunkowa polega na tym, by kochać dzieci za to, że są, niezależnie od tego jak dziecko postępuje, czy odnosi sukcesy, czy dobrze się sprawuje. Miłość warunkowa wiąże się z kolei z tym, że dzieci muszą na akceptację i uwagę rodziców zasłużyć – innymi słowy polega więc na tym, że rodzic kocha dzieci za to, co robią.
Narzędzia wychowawcze, takie jak kary, czy nagrody są właśnie wyrazem miłości warunkowej, która sprawia, że dziecko wciąż musi zabiegać o akceptację rodziców.
Orędownikiem bezwarunkowej miłości jest również Jesper Juul, duński pedagog i terapeuta rodzinny. Proponuje on, by autorytet oparty na strachu i władzy, zastąpić autorytetem osobistym, zasadzającym się na relacji i zaufaniu. W kontakcie z dzieckiem najważniejszy jest język osobisty, czyli mówienie o tym, czego chcę, czego nie chcę, co lubię a czego nie lubię. Umożliwienie dziecku poznania siebie – mówi Anna Olczyk-Grabowska. Dla rodziców, którym jako dzieciom odmówiono prawa mówienia o swoich potrzebach i uczuciach, taka komunikacja może być wyzwaniem. Jeśli w dzieciństwie mówiono nam, że „dzieci i ryby głosu nie mają” i że dorośli, ze względu na swoje większe doświadczenie zawsze mają rację, odnalezienie w sobie swojego wewnętrznego głosu, tego, co chcę i co lubię nie przychodzi naturalnie. Autentycznej i osobistej komunikacji wielu dorosłych uczy się dopiero wtedy, gdy czują, że brakuje im narzędzi do budowania relacji i rozwiązywania trudnych sytuacji ze swoimi dziećmi, kiedy poczują, że to, czego próbowali dotychczas nie działa albo rani dziecko.
Rodzice na warsztaty
Małgorzata Stańczyk