☰ menu

Wycieczka na skwerek

magiczny rowerek
Zostawił Staś rowerek pod górką
i pobiegł za jaskółką.
Tu pogonił pszczółkę, tam motylka…
Trwało to chwil kilka.

Znudzony rowerek zjechał zygzakiem,
między jednym a drugim krzakiem,
i schował się w gęstwinie.
– Ciekawe, ile chwil minie
– myślał rozbawiony
– zanim Staś dojrzy moje opony.
Lecz tylko usłyszał głos przerażony:
– Ktoś mi ukradł rowerek nowy!

Na rowerek o trzech kółkach
skoczyła z drzewa wiewiórka.
– Chcesz się przejechać? – zapytał rowerek.
– Pewnie! Najlepiej do miasta, na skwerek!
Dość mam orzechów i wszelkiego ziarna,
chętnie bym okruszków zjadła.

I pojechali. A, że drogi nie znali
trochę kołowali.
Przy stawie zatrzymała ich żaba.
– Ale fajna zabawa!
Mogę jechać z wami?
– Weź koleżankę i kręćcie pedałami!
– krzyknęła z siodełka wiewiórka.
I pojechali… robiąc kółka.

Nagle żaby krzyknęły: – W prawo! W lewo!
I… rowerek wpadł na drzewo.
Z niego spadła śpiąca sowa,
wprost na tylne koła.
Żabki szybko podskoczyły
i sowę na bagażniku ułożyły.

I pojechali. Wjechali w gęste sitowie.
– Niech mi ktoś wreszcie powie,
gdzie jest ten skwerek!
– wrzasnął zmęczony rowerek.
Usłyszał go bocian przy stawie.
– Nie wiesz?! Poczekaj, ja ci powiem!
Skręcisz na ścieżkę,
potem w prawo troszeczkę…

Na przednie koło zając skoczył
– żabki, uciekajcie! – i rowerek wytoczył.
Lecz jakoś tak niezdarnie,
że zepchnął go na kamień.
Zająca odrzuciło,
wiewiórkę z siodełka wyrzuciło,
żaby, które pedałowały,
pospadały…
Sowa poleciała do góry,
prawie że pod chmury…
i spadła na drzewo.
Podniosła powiekę lewą,
i mruknęła: – Ale głupi sen miałam,
hm… że na rowerku jechałam…
Tylko dziwne, bo nikt nim nie kierował
– ziewnęła… i zasnęła od nowa.

Bociana, który podszedł blisko,
tak ubawiło to widowisko,
że ze śmiechu zrywał boki.
Wtem, zawadził skrzydłem o nogi
i jak długi na ziemię runął…
Lecz szybko się pozbierał… i odfrunął.

Rowerek został sam w wysokiej trawie,
leżąc kołami do góry. I w obawie,
by Staś go nie przeoczył,
kręcił kółkami i dzwonił…

Staś wracał do domu zmartwiony,
gdy nagle, gdzieś z lewej strony,
usłyszał dzwonienie…
Zawrócił… i w okamgnienie
wpadł w gęste źdźbła trawy.
Gdy ujrzał opony, krzyknął uradowany:
– Hura! Znalazłem rowerek!
Tak się skończyła wycieczka na skwerek.

Tekst zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autorki (Ewa Nawrot).

Exit mobile version