Dziewczynka obudziła się i uniosła jasną głowę znad poduszki. Jej zaspane oczy napotkały czułe spojrzenie siedzącej na skraju łóżka kobiety, a rączka wybiegła na spotkanie troskliwej dłoni.
– Mamusiu, miałam piękny sen. Wyobraź sobie, że byłam biedronką. Miałam błyszczącą czerwoną sukienkę. Leciałam i z góry widziałam dzieci – śmiejące się buzie, zadowolone i ufne twarzyczki przytulanych maleństw, dziewczynki i chłopców przy zabawie, nauce, domowych porządkach. Ale niektóre były smutne, bały się… Gdy leciałam, osypywały się ze mnie kropeczki i spadały w dół. Takie były śliczne, różnokolorowe. Widziałam, jak opadają na dzieci, starsze i młodsze, i te zupełnie maluśkie. Kropeczki miały kształt serduszek. Gdy jakaś kropka upadła na dziecko, rozwijała się w listek i coś na nim było napisane. Jak myślisz, co to mogło być?
– Może to były pozdrowienia albo życzenia od biedroneczki. A może prezenty? Czy dobrze myślę, Justynko?
– Wiesz, to mogły być prezenty. Kiedy listki się rozwijały, na twarzach dzieci pojawiał się uśmiech. Za każdym razem wyglądało to różnie, ale pamiętam właśnie uśmiechy. Och, mamuś, to było takie dobre!
Uniosła głowę znad poduszki. Zastanawiała się chwilę.
– Mamusiu, czy biedronki po śmierci idą do nieba?
Kobieta pogłaskała dziewczynkę po główce.
– Nie wiem, córeczko, ale myślę, że mają tam swoje miejsce. Przecież są Bożymi stworzeniami.
– To dobrze… Oj! Zabolało mnie bardzo w środku. Czy musi tak boleć?
Jej spojrzenie pobiegło w stronę uchylonego okna. Po łodyżce stojącego na parapecie kwiatka spacerowała biedronka. Dziewczynka powiedziała jeszcze cichutko:
– Biedroneczko, leć do nieba, przynieś nam kawałek chleba. – Przymknęła oczy.
Z zewnątrz wpadł lekki powiew nagrzanego powietrza. Biedronka zamigotała w słońcu, wzlatując w górę.
Nadszedł wieczór. Powietrze było przesycone różowym blaskiem. Z zewnątrz dolatywał śpiew ptaków. Na twarzy śpiącej dziewczynki pojawił się uśmiech.
– Nie potrafię znaleźć wytłumaczenia – mówił lekarz kilka dni później, przeglądając wyniki badań. – Wszystkie objawy cofnęły się. Ma pani zdrowe dziecko!
Nad parapetem zatrzepotały małe skrzydełka. Biedronka pofrunęła w światło dnia.
http://robert-karwat.blog.onet.pl/