☰ menu

Pies Alfred i historia jego skarpet

Bajka do czytania lub słuchania przed snem o psie Alfredzie
Umaszczenie naszego psa Alfreda często wzbudza sensację.

— Jakie śliczne skarpetki w kropeczki! — wołają za nim na ulicy. — Co za figlarne umaszczenie! — Zaraz próbują dopytać co to za rasa i dziwią się, że ras ma wiele i żadnej konkretnej w rodowodzie.

Pierwszy raz zobaczyłam go na zdjęciach w Internecie. Zakochałam się w nim bez pamięci i bez namysłu ściągnęłam przesyłką poleconą — samochodową. Kiedy wyskoczył z auta i spojrzał na mnie tymi lśniącymi zawadiackimi ślepiami, wiedziałam, że była to jedna z najmądrzejszych decyzji w moim życiu. Był małą czekoladową kuleczką, wielkości Kota Maurycego, a jego ogonek zakręcał jak popsuta sprężynka. Kto by pomyślał, że urośnie do tak okazałych rozmiarów, ogonek się nieco sprostuje, a na łapach będzie miał białe skarpety.

Moja córeczka Helenka jest młodsza od Alfreda, więc nawet nie miała zielonego pojęcia, że jej pies kiedyś mógł wyglądać inaczej. Historia, o której tu opowiadam, zdarzyła się bowiem za jego lat szczenięcych.

Marta Pokorska-Jurek 

Dawno, dawno temu pies Alfred wcale nie miał białych łapek w brązowe kropki. Nie miał też białego kołnierzyka. Był cały, calutki koloru brązowego. Miał brązowy pyszczek, brązowy brzuszek, brązowy grzbiet, brązowe łapy i brązowy ogon. Bez żadnej białej plamki. I byłby taki czekoladowy do dziś, gdyby nie jego zażyłe kontakty z kotem Maurycym…

Wszystko zaczęło się od tego, że Alfredowi ciągle marzły łapy. Narzekał kotu Maurycemu przez całą jesień aż do grudnia. Męczył kota tak długo, aż ten podarował mu dwie pary białych skarpet.

Maurycy nie miał wysokiego kieszonkowego, a i to w większości przepuszczał na kocimiętkę i szemrane kocie interesy. Nie było tajemnicą, że opłacał niektóre działki po to, by mieć monopol na obsikiwanie okolicznych rabatek. Stać go więc było na najtańsze białe skarpety. O brązowych nie było mowy.

Alfred jednak nie patrzył na jakość. Jak wszystkie psy wzrok miał nieco gorszy niż inne zmysły. Wzruszył się szalenie prezentem od Maurycego, aż wylizał mu uszy (ze szczególnym uwzględnieniem bębenków, młoteczka i ślimaka). Wciągnął na łapy skarpety i cmoknął z zadowolenia.

— Koniec z marznącymi stópkami! — szczeknął wesoło. — Dzięki mojemu przyjacielowi Maurycemu będzie mi wreszcie ciepło w giczołki!

Grube bawełniane skarpety spowodowały, że Alfred wolał nieraz spać w budzie niż na kanapie w salonie, czy w łóżku mamy.

darmowa Bajka o psie Alfredzie do czytania dzieciom

Problemem było jednak utrzymanie ich w jasnym kolorze. Przyjmowały bowiem różne odcienie — ziemi, błota, trawy, siuśków… i za nic nie chciały trwać w czystości. Alfred musiał je ciągle prać. Niestety, wskutek prania skarpety robiły się coraz luźniejsze i zaczęły zsuwać się Alfredowi z łap. Choć wciąż podciągał je zębami, te opadały i rolowały się na kostkach.

Alfred miał problem z prześladowaniem listonosza i skakaniem na kuriera. Wciąż się potykał i gubił skarpetki, wywołując salwy śmiechu Wicka — wrednego czarnego kota sąsiadów. W dodatku, od ciągłego mocowania się z konfekcją, skarpety podziurawiły się okrutnie.

Pies próbował obwiązywać skarpety sznurkiem, prać w wysokiej temperaturze, ale żaden z pomysłów nie był dość dobry. Przez sznurek jeszcze bardziej się potykał, a pranie w 90° to i owszem odplamiło mu i wybieliło skarpetki, jednak ani trochę ich nie zwęziło. A to dlatego, że nie były one dziergane z wełny, tylko z bawełny i to w dodatku bez elastanu.

Pies Alfred postanowił ograniczyć ruch i wychodzić z budy, tylko gdy będzie to niezbędne. Przestał nawet ganiać listonosza i tylko straszył go, warcząc zza krzaków. Nie skakał już na kuriera. Próbował za to wciągnąć go za rękaw lub chociaż odgryźć nogę przez szczeble w płocie. Jednak i ta zmiana stylu życia nie dała mu satysfakcji.

Któregoś dnia powłóczył skarpetkami z nosem spuszczonym na kwintę. Jego cierpliwość była na wyczerpaniu, rozważał już nawet zrzucenie bielizny. Już złapał skarpetkę w zęby, gdy nagle usłyszał niepokojący jazgot. Za domem trwała w najlepsze zażarta kocia bójka.

Nie czekając, Alfred pobiegł ratować przyjaciela i przerzedzić czarnemu kotu kudły na dupce. Okazało się, że futrzaki drą koty o złotą rybkę, którą Maurycy wyciągnął z oczka wodnego trzy ogródki dalej.

Gdy te ze sobą się kotłowały, Alf wziął rybkę do pyska i wrzucił do psiej miski, żeby się nie zmarnowała.

Rybka, jak to bywa z małymi rozumkami, pomyślała, że pies ją uratował i rzekła ludzkim głosem (ale po japońsku, bo był to Karp Koi):

— Spełnię Twoje trzy życzenia!

— Odszczekaj to, bo nic nie rozumiem — poprosił uprzejmie Alfred, który nie rozumiał japońskiego.

— Szczek, szczek, hau, hau, hau! — przetłumaczyła. — A w zasadzie, to już tylko dwa, bo pierwsze już spełniłam.

— O rety! — pisnął Alf. — No to chcę, żeby moje skarpetki były śnieżnobiałe.

Rach-ciach, rybka chlapnęła ogonem i skarpetki znów stały się białe.

— Mów szybko ostatnie życzenie, zanim wróci tamta kocia szajka — pospieszył karp.

— Chcę, żeby te skarpetki już nigdy mi nie spadały — szczeknął, naciągając jedną na łapę.

Ciach-mach i ryba przemieniła skarpety Alfreda w grubą, ocieplaną białą sierść.

— それはすべての願いです — chciała podsumować rybka, ale połknął ją Maurycy, który od jakiegoś czasu czaił się za krzakiem.

Wredny Czarny Kot sąsiadów już miał rzucić się w pogoń za Maurycym, ale gdy zobaczył Alfreda, zdębiał i roześmiał się parszywie.

— Hej Alfred, co ta złota oferma ci zrobiła!

Alfred spojrzał na swoje łapy. Okazało się, że ryba zamieniła jego białe skarpety w białą sierść, ale tak jak w tamtej chwili one wyglądały. Całe w dziurach i ledwo wciągnięte na łapy. W dodatku skarpetę, którą Alf miał w pysku, zmieniła w biały kołnierz.

Zdenerwowałby się Alf straszliwie, gdyby nie to, że Maurycy pogonił Wicka, który nie odważył się śmiać więcej z nowej szaty Alfreda. Maurycy podziękował Alfredowi za przechowanie ryby w psiej misce.

— Następnym razem możesz wrzucić do marynaty lub udusić w śmietanie — pouczył psa smakosz japońskiej kuchni.

Od tego momentu pies Alfred ma białe łapy w fikuśne brązowe kropeczki, a na brodzie i kołnierzyku białe futerko. I już mało kto pamięta, że kiedyś był całkiem czekoladowy bez absolutnie żadnej, ani jednej, najmniejszej nawet plamki.

Tekst udostępniamy dzięki uprzejmości Pani Marty Pokorskiej-Jurek. Więcej tekstów Autorki na stronie www.mamatygrys.com.

Posłuchaj bajki Pies Alfred i historia jego skarpet:

Exit mobile version