Wiosna tego roku przyszła wcześnie i ogród tętnił już życiem. W cieple słońca rozkwitały kwiaty, wśród których polatywały motyle, a pszczoły zbierały pierwszy nektar. Nabrzmiałe pąki rozwijały się i jasna zieleń okrywała gałązki. Śliwy, grusze i wiśnie niczym piękne panny stroiły się w białe kwiaty.
Pyzia położyła się na świeżej trawie pod drzewkiem wiśni. Przymknęła oczy. Czuła delikatne muśnięcia lekkiego, ciepłego wiatru. Poszybowały marzenia…
Obsypane kwieciem drzewa wyglądały pięknie. Błękitniało oczko niewielkiego stawu, a tuż obok widać było czerwone dachówki domu. Opodal na słupie było zbudowane duże gniazdo.
Spojrzała w błękit nieba, urozmaicony białymi obłoczkami. Z oddali nadciągał klucz ptaków. Gdy się zbliżył, oderwały się od niego dwie postaci. Para bocianów zatoczyła krąg i usiadła na gnieździe. Świnka zbliżyła się do nich.
– Dzień dobry. Miło was znowu widzieć. Jak się udała podróż?
– Witaj, Pyziu – zaklekotała Bożenka. – Jesteśmy trochę zmęczeni, ale szczęśliwi. Świat jest piękny, ale dobrze jest być znowu w domu.
Wojtek kłapnął czerwonym dziobem.
– Mam ochotę rozejrzeć się po okolicy. Lecisz ze mną, Pyziu?
Łąka, przecięta wstążką strumyka, wyglądała jak śliczny zielony dywan. Z tej zieleni, wyciągając długie czerwone nogi, wzbijała się właśnie w powietrze para bocianów. Zbliżyli się do siebie. Jeden z ptaków machnął zachęcająco skrzydłem. Wkrótce cała czwórka wznosiła się na falach ciepłego powietrza, coraz wyżej i wyżej. Znad jednego z domów niczym migotliwy obłok wzleciało ku nim stadko gołębi, ale oni pięli się wciąż w górę. Nadciągający z południa klucz dzikich gęsi pozdrowił ich radosnym gęganiem.
Pyzia spojrzała w dół. Wszystko było małe. Domy wyglądały jak kolorowe pudełka, strumyk był już tylko kreską, a las przypominał włochaty dywan. Białe kłęby chmur śmigały wokół.
– Pora wracać! – zaklekotał Wojtek i pokazał końcem skrzydła na ziemię.
Zniżali się tak szybko, że śwince zakręciło się w głowie. Spojrzała w dół. Rodzice właśnie wyszli przed dom. Białe drzewa rosły w oczach…
Otworzyły się drzwi. Lekarz zdjął maskę, otarł pot z czoła. Podnieśli się na jego widok.
– Nie bójcie się. Wszystko będzie dobrze. Dziecko jest bezpieczne. Teraz śpi.
Mama z tatą padli sobie w ramiona. Płakali.
Posłuchaj bajki Marzenie Pyzi, którą czyta
Pyzia położyła się na świeżej trawie pod drzewkiem wiśni. Przymknęła oczy. Czuła delikatne muśnięcia lekkiego, ciepłego wiatru. Poszybowały marzenia…
Obsypane kwieciem drzewa wyglądały pięknie. Błękitniało oczko niewielkiego stawu, a tuż obok widać było czerwone dachówki domu. Opodal na słupie było zbudowane duże gniazdo.
Spojrzała w błękit nieba, urozmaicony białymi obłoczkami. Z oddali nadciągał klucz ptaków. Gdy się zbliżył, oderwały się od niego dwie postaci. Para bocianów zatoczyła krąg i usiadła na gnieździe. Świnka zbliżyła się do nich.
– Dzień dobry. Miło was znowu widzieć. Jak się udała podróż?
– Witaj, Pyziu – zaklekotała Bożenka. – Jesteśmy trochę zmęczeni, ale szczęśliwi. Świat jest piękny, ale dobrze jest być znowu w domu.
Wojtek kłapnął czerwonym dziobem.
– Mam ochotę rozejrzeć się po okolicy. Lecisz ze mną, Pyziu?
Łąka, przecięta wstążką strumyka, wyglądała jak śliczny zielony dywan. Z tej zieleni, wyciągając długie czerwone nogi, wzbijała się właśnie w powietrze para bocianów. Zbliżyli się do siebie. Jeden z ptaków machnął zachęcająco skrzydłem. Wkrótce cała czwórka wznosiła się na falach ciepłego powietrza, coraz wyżej i wyżej. Znad jednego z domów niczym migotliwy obłok wzleciało ku nim stadko gołębi, ale oni pięli się wciąż w górę. Nadciągający z południa klucz dzikich gęsi pozdrowił ich radosnym gęganiem.
Pyzia spojrzała w dół. Wszystko było małe. Domy wyglądały jak kolorowe pudełka, strumyk był już tylko kreską, a las przypominał włochaty dywan. Białe kłęby chmur śmigały wokół.
– Pora wracać! – zaklekotał Wojtek i pokazał końcem skrzydła na ziemię.
Zniżali się tak szybko, że śwince zakręciło się w głowie. Spojrzała w dół. Rodzice właśnie wyszli przed dom. Białe drzewa rosły w oczach…
Otworzyły się drzwi. Lekarz zdjął maskę, otarł pot z czoła. Podnieśli się na jego widok.
– Nie bójcie się. Wszystko będzie dobrze. Dziecko jest bezpieczne. Teraz śpi.
Mama z tatą padli sobie w ramiona. Płakali.
http://robert-karwat.blog.onet.pl/