☰ menu

Baśń o prawdziwej miłości – Wojciech Eichelberger

Bajka terapeutyczna do czytania Wojciech eichelberger
You may say I’m a dreamer
But I’m not the only one.
I hope someday you’ll join us
And the world will live as one.
(John Lennon Imagine)

1. Nad górami

Nad górami majestatycznie szybował wielki Orzeł. Patrzył na świat z wysoka, przenikliwie i uważnie, pewny swoich rozłożystych skrzydeł, ostrych szponów i potężnego dzioba.

Był królem przestworzy. Kochał latanie i wolność. Przestrzeń była jego życiem, więc nigdy się w niej nie gubił. Tylko on potrafił wzbić się tak wysoko, więc rozpostarty na bezkresnym błękicie, rozkoszował się prawdziwą samotnością i ciszą.

Widział z nieba wszystko i bardzo dokładnie. Gdy kierował wzrok w górę, podziwiał prześwietloną słońcem przestrzeń nieba, a kiedy patrzył w dół, zachwycała go zielono-szaro-błękitna mozaika lasów, łąk, pól, rzek i jezior. Wystarczyło, że wytężył bystre oczy, a mógł dojrzeć także rozedrgane leśne mrowisko i nawet ruchliwe czułki zapracowanych mrówek. Z ziemi wyglądał jak półprzezroczysty, ledwo widoczny na tle nieba krzyżyk.

Od pozostałych, bojących się o swoje panowanie  władców różnił się tym, że niczemu się nie dziwił. Niczego i nikogo nie chciał zmieniać w swoim królestwie. Wszystko mu się podobało takie, jakie jest.

Kiedy Orzeł pragnął odmiany lub chciał odpocząć, wracał do swojego zacisznego gniazda ukrytego na skalnej półce wysokiej góry. Miał stamtąd piękny widok na rozłożystą, soczystą dolinę.

2. W tej właśnie dolinie

W tej właśnie dolinie mieszkała wielka, mądra Wilczyca – królowa lasów i pól. Była władczynią prawie niewidoczną, niepragnącą bogactw, zamków ani zaszczytów. Od pozostałych, bojących się o swoje panowanie władczyń różniła się tym, że niczemu się nie dziwiła. Niczego i nikogo nie pragnęła zmieniać w swoim królestwie. Wszystko jej się podobało takie, jakie jest. Patrzyła na świat łagodnie i spokojnie, a do jej miękkiej, gęstej sierści każdy chciałby się przytulić.  Żyła tak jak chciała – buszując w cienistych lasach, wygrzewając się na słonecznych polanach i pędząc przez wielkie, przestrzenie równiny. Wiedziała, że w razie czego może liczyć na swoje niezmordowane serce, silne nogi, a także na potężne kły i pazury.

Od lat, dzień w dzień, przemierzała wzdłuż i wszerz swoją bezkresną dolinę,za każdym razem zachwycona tym, co widzi, słyszy i wywąchuje, jakby przydarzało jej się to po raz pierwszy. Każdy kolejny dzień był dla niej nowy, niepowtarzalny – jedyny.

Kiedy podnosiła głowę, podziwiała potężne, wysmukłe pnie drzew zakończone rozświetlonymi abażurami rozłożystych koron, pomiędzy którymi prześwitywało dalekie niebo. Gdy wytężyła wzrok, mogła dostrzec malusieńkie igiełki najwyższych sosen, a nawet odległe planety i gwiazdy. W rozgwieżdżone, księżycowe noce oczyma wilczej duszy widziała nieskończone światy,wówczas z jej gardła dobywała się przejmująca pieśń podziwu iwdzięcznościdla życia.

Orzeł i wilczyca nigdy nie wchodzili sobie w drogę. Każde z nich królowało w swoim świecie. Codziennie o świcie, gdy Orzeł wzlatywał ku jeszcze blademu niebu, wypatrywał wilczycy, by przesłać jej pełne szacunku spojrzenie.

– Pięknego dnia! Twój świat budzi we mnie zachwyt i tęsknotę! – mówiły jego mądre oczy.

Wtedy wilczyca, która z nieba wyglądała jak mały, szary przecinek, unosiła głowę i z uznaniem patrzyła dłuższą chwilę na szybującego Orła.

– Pięknego dnia! Twój świat także budzi we mnie zachwyt i tęsknotę! – odpowiadały jej mądre oczy.

Po tym niemym powitaniu, każde z nich wracało do swojego życia i zajmowało się tym, do czego zostało stworzone.

3. Niedaleko orlego gniazda

Niedaleko orlego gniazda, u podstawy góry mieszkał w grocie stary Pustelnik. Wyglądał tak jak powinien wyglądać człowiek w jego wieku. Poruszał się niespiesznie, był całkiem siwy, nieco pomarszczony i odrobinę przygarbiony. Wybrał samotne życie, bonie tęsknił za towarzystwem. Dawno już znudziła go próżna bieganina ludzi żyjących w zatłoczonych miastach.Nie miał nic do zdobycia ani nie potrzebował nikomu niczego udowadniać. Był taki, jaki był i to mu w zupełności wystarczało. Nie zajmował się niczym szczególnym.Kiedy zgłodniał albo zmarzł, szedł w dolinę i zbierałjagody, grzyby i zioła lub suche gałęzie, agdy się zmęczył, wypoczywał na nagrzanym słońcem kamieniu. Nocą wracał do swojej jaskini, gdzie czekało na niego nigdy niegasnące ognisko.Zasypiałw jego cieple głębokim, spokojnym snem.

Można by powiedzieć, że tak mu mijało życie – gdyby nie to, że Pustelnik żył wciąż tą jedną chwilą, o której wiedział, że nigdy nie mija.Był życiem, które mija,choć w istocietrwa zawsze.

O tym, że kilkaset metrów niżej, w kwitnącej, górskiej kotlinie, w zacisznej ziemiance pieczołowicie przykrytej gałęziami i mchem mieszkała stara, siwa, trochę przygarbiona Pustelniczka – nie wiedział nikt. Ona także nie tęskniła za światem ludzi i nie zajmowała się niczym szczególnym. Po prostu żyła. Życie bez reszty ją pochłaniało i zachwycało bez względu na pogodę. Wstawała razem ze słońcem i wraz z nim kładła się spać. Sprzątała skromne domostwo, szukała w lesie śniadania, grzała się w słońcu, wieczorami zaś siedziała przy ognisku,ciesząc się każdą chwilą. Jadła niewiele, nie zajmowała się swoimi myślami i nie robiła tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy, którymiwiększość ludzi zajmuje się codziennie i bez opamiętania.

Wilczyca była wielką przyjaciółką pustelniczki. W chłodne noce często milczały razem, wsłuchując się w trzaskające ognisko i ledwie słyszalny śpiew odległych gwiazd.

Pustelnik i Pustelniczka nie potrzebowali niczego, poza tym, co było im niezbędne do życia. Nie posiadali więc czternastu par butów, szaf pełnych ubrań, luster, telewizorów, pryszniców, serwetek, wazoników, pudełeczek, a także gazet, książek, telefonów, kremów ani samochodów. Nie mieli zdjęć, dokumentów, a nawet imion i nazwisk, bo nie musieli załatwiać w urzędach żadnych spraw. Nie wiedzieli (a raczej było im to obojętne), że takich jak oni nazywa się pustelnikami. Gdyby ktoś ich kiedyś spotkał, mógłby nazwać ich dowolnym słowem. Krzyknąłby: Jeżyna! – i Pustelniczka spojrzałaby na niego. Zawołałby: Kamień! – i Pustelnik z pewnością odwróciłby głowę.

Jeśli Pustelniczka albo Pustelnikczegoś potrzebowali, szli do lasu. A tam było wszystko; mech na łóżko, liście i kora do uszczelniania dachu albo ściany, gałęzie, kamienie i glina. Nie spotykali nikogo ani nikt ich nie widywał, nawet z daleka.

Pustelniczka i Pustelnik nic nie mówili. Ani do siebie ani do innych. Innych wokół nie było, a ichsamych tak bez reszty pochłaniało to, co akurat robią, że nie było ich tym bardziej. Krótko mówiąc, nie było ani komu, ani do kogo gadać – a nawet o czym gadać. Czasami Pustelniczka cicho nuciła, a Pustelnik mruczał przy swoim ogniskualbo któreś z nich stękało leniwie, przeciągając się rankiem. Bywało, że krzyknęli z bólu, gdy zranili się w stopę ostrym kamieniem, poparzyli się pokrzywami czy pokłuli kolcami jeżyn. Byli bardzo zwyczajni.

4. Pewnego dnia Pustelniczka

Pewnego dnia Pustelniczka poszła nad strumień po wodę. Nagle zobaczyła biegnącą w jej stronę Wilczycę niosącą coś w pysku. Była to biała czapeczka niemowlęcia.

Pustelniczka przystanęła i uniosła brwi w niemym pytaniu. Przestraszyła się, że Wilczyca zjadła jakieś ludzkie dziecko, lecz zwierzęspojrzało na nią tak rozumnie, że kobietazawstydziła się niesprawiedliwymposądzeniem. Szybko ruszyła za Wilczycą,prowadzącą ją w stronę zarośniętej wysokimi trawami łąki.

Nie uszły daleko, gdy usłyszały z oddali kwilenie dziecka. W wiklinowym koszyku, porzuconym wśród traw, leżała troskliwie owinięta w płótno, mała dziewczynka.  Silna, zdrowa i bardzo głodna. Na widok Pustelniczki przestała płakać i wyciągnęła ręce.

„Jaka dzielna dziewczynka” – pomyślała kobieta, odruchowo odwzajemniając uśmiech.

Wkoło, jak okiem sięgnąć, nie było nikogo. Pustelniczka czulepogłaskała dziecko po policzku, poprawiła jego becik, a potem podniosła koszyk, oparła go sobie o brzuch i zaniosła znalezisko do swojej ziemianki.

Dbała o małą dziewczynkę tak, jak dotąd troszczyła się o wszystko inne: o las, o strumień, o łąkę i zwierzęta. Czuwała nad nią jak nadswoim domem, ogniemi żołądkiem. Śpiewała dziewczyncei karmiła ją.Tuliłają i osłaniała przed zimnem.Wszędzie nosiła ją ze sobą.   Postanowiła też przerwać milczenie.  Wiedziała, że ludzkim dzieciom potrzebne są ludzkie słowa.

– Może kiedyś pójdziesz w świat? – mówiła do maleństwa. – Może wybierzesz inne życie niż ja?

Pustelniczka uczyła dziewczynkę codziennie, co ludzie mają na myśli, wymawiając różne słowa. Na przykład: drzewo, rana, gwiazda, dom, ciemność albo czerwień.

To właśnie działo się w leśnej dolinie. Działo się tam bardzo dobrze. Dziewczynka i Pustelniczka bardzo się pokochały.

5. Mniej więcej w tym samym czasie

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Pustelniczka znalazła na łące kosz z płaczącą dziewczynką, stary Pustelnik, jak zwykle, poszedł posiedzieć na swoim ulubionym miejscu w pobliżu orlego gniazda. Gdy ptak był akurat w gnieździe, Pustelnik chętnie patrzył w jego mądreoczy. Siedzieli wtedy godzinami w zupełnej ciszy i nie myśleli o niczym.

Tego dnia gniazdo Orła było jednak puste dłużej niż zwykle. Pustelnik siedział bez jednej myśli w głowie kwadrans albo trzykwadranse, a może pół dnia, aż ujrzał swego przyjaciela szybującego w przestworzach na tle bezchmurnego nieba. Leciał wolniej niż zwykle i widać było z daleka, że w dziobie trzymał coś ciężkiego. Gdy Orzeł zbliżył się do gniazda, Pustelnik, zamiast powitalnego gri-gri-griswojego przyjaciela, usłyszał krzyk ludzkiego niemowlęcia. Starzec przestraszył się, bo nie był pewien, jakie Orzeł ma zamiary – ale po chwili zawstydził się swego posądzenia.Zrozumiał,że Orzełspostrzegł z góry wiklinowy koszyk z porzuconym niemowlęciem i postanowił obdarowaćprzyjaciela dzieckiem, a dziecko przyjacielem, więc przyniósł je do swojego gniazda. Maleństwo okazało się, zdrowym chłopczykiem, który na widok Pustelnika natychmiast promiennie się uśmiechnął.Pustelnik ucałował chłopca, wziął koszyk na ramię i wrócił do groty.  Od tego dnia starzec mówił do dziecka codziennie. Taki już był, że dbał sam z siebie o świat, więc troszczył się też o dziecko, jak o wszystko inne.

6. Lata mijały niepostrzeżenie

Lata mijały niepostrzeżenie. Dziewczynka dorastała pod czujnym okiem Pustelniczki, a chłopiec pod opieką Pustelnika i wszyscy nic o sobie nawzajem nie wiedzieli. Dzieci żyły spokojnie i szczęśliwie.  Czuły się w świecie bezpiecznie jak w domu. A to dlatego, że ani Pustelniczka ani Pustelnik nie bali się wysokich szczytów, wzburzonych potoków, ciemnych lasów czy gwałtownych burz. Nie lękali się zwierząt, bo potrafili się z nimi porozumieć. Nie drżeli ze strachu przed niczym – nawet przed śmiercią – więc nie obawiali się żyć pełnią życia i cieszyć każdą chwilą. Umieli zadbać o siebie i niczego im ani dzieciom nie brakowało.

– Świat jest wspaniały i cały należy do ciebie, choć jednocześnie wcale nie jest twój – mówiła do dziewczynki Pustelniczka.

– Ludzie są piękni, choć często o tym nie wiedzą i będąc w istocie wszystkim, czego pragną i o co walczą, zachowują się jak chciwi żebracy – tłumaczył chłopcu Pustelnik.

Czy można sobie wyobrazić lepszych opiekunów dla ciekawych światadzieci?

Podopieczni rośli i uczyli się tego, co najważniejsze: biegania, skakania i pływania.Przyjemnościi bólu.Radości i smutku, sytości i głodu.Zmęczenia pracą i zabawy.Pilnie pobierali lekcje dawania i brania. Zdawali egzaminy ze znajdowaniagrzybów, owoców, korzeni i ziół, z gotowania i robienia zapasów na zimę, uczyli się porozumiewać się ze zwierzętami, rozpalać i podtrzymywać ogień. Ćwiczyli ryzykowanie i walkę, a nade wszystko, w każdych okolicznościach, zachowywanie spokoju i pogody ducha. Wielkie nieszczęście – porzucenie przez rodziców – zamieniło siędla nich niepostrzeżenie w ogromne szczęście.

Dziewczynka miała dla siebie całą ogromną kotlinę: lasy, łąki, stepy, rzeki i jeziora. Uczyła się od Pustelniczki, jak żyć w lesie w zgodzie ze wszystkim wkoło i wszystkim w sobie. Coraz lepiej rozróżniała śpiew różnych ptaków, zioła i rośliny, znajdowała żywność, a nawet miód na wysokich drzewach. W wolnych chwilach układała piękne wzory z liści, kamieni, kasztanów i patyków, tęskniąc za czymś, czego nie potrafiła nazwać. Z każdym dniem rosły jej mądrość i siła.

Chłopiec miał dla siebie całe wielkie góry. Wspinał się i biegał po skałach jak kozica. Znajdował skalne kryjówki i zdobywał szczyty. Próbował nawet latać, ale Pustelnik powiedział mu, że na to musi jeszcze trochę poczekać.

Tak mijało im dzieciństwo. Każdy dzień coraz bardziej rozkochiwał ich wżyciu i jego możliwościach. Przybywało im ciekawości, dzielności i odwagi, więc oddalali się od domu dalej i dalej. Opiekunowie nie próbowali ich zatrzymywać. Ostrzegali tylko przed niebezpieczeństwami, które mogą spotkać nieostrożnych i nierozważnych. Dobrze wiedzieli, że dzieci powinny codziennie odchodzić trochę dalej od domu, po to, aby pewnego dnia wyruszyć w świat na dobre. Tak jak oni kiedyś sami zrobili, gdy byli młodzi.

7. Chłopiec nigdy nie był w dolinie

Chłopiec nigdy nie był w dolinie, a dziewczyna w górach, więc oboje coraz częściej z ciekawością spoglądali w stronę nieznanego.  Patrząc na błyszczące w słońcu, czasami ośnieżone szczyty, dziewczyna czuła zachwyt i podziw. Zastanawiała się często:

„Dlaczego tam nic nie rośnie? Jak tam jest? Co stamtąd widać? Czy jest tam ciepło, czy zimno?

Chłopiec, spoglądając ze szczytu w odległą kotlinę myślał:

„Ależ tam pięknie! Jak zielono! Jak inaczej! Ciekawe, jak tam jest? Kiedyś tam muszę wreszcie pójść…”

Nie minęło wiele czasu, gdy dziewczyna postanowiła wybrać się na górę, a chłopiec ruszył w dolinę. On długo schodził kamienistym szlakiem i im był niżej, tym bardziej zachwycał się zapachem zielonej, wilgotnej, a w porównaniu ze skalistymi szczytami, łagodnej i miękkiej doliny. Ona zaś długo szła w górę tą samą stromą ścieżką, a im była wyżej, tym bardziej zachwycała ją surowość, architektura skał i rozległość widoku. Gdy zmęczona na chwilę przystanęła, ujrzała schodzącą z góry dziwną postać.

Był to ktoś podobny do niej, choć jednocześnie zupełnie inny – dziwnie piękny i intrygujący. Nigdy kogoś takiego przedtem nie widziała.

Chłopiec także ujrzał dziewczynę z daleka i bardzo go zaciekawił ten nieznany ktoś.W ciszy zbliżyli się do siebie, bo przywykli, że w ważnych momentach się milczy, a poza tym nie wiedzieli, co się w takiej sytuacji mówi. Potem zaczęli się sobie długo i uważnie przyglądać. Dziewczyna wydała się chłopcu wspaniałajak dolina, chłopiec wydał się dziewczynie olśniewającyjakgórskie szczyty.

– Kim jesteś? – spytał w końcu, wciąż nie odrywając od niej wzroku.

– Nie wiem… jestem z doliny -odpowiedziała, patrząc prosto w jego brązowe źrenice.  – A ty kim jesteś?

– Nie wiem… jestem zgór- rzekł i uzmysłowił sobie, że nieznajoma ma zielone oczy.

Nie wiedział, że mogą mieć taką barwę.

– A jak na ciebie wołają? – zapytała przytomnie, wciąż się w niego wpatrując.

Chłopiec myślałdłuższą chwilę, aż w końcu rzekł niezbyt pewnie:

– Chyba nazywam się Ty, bo tak woła mnie On. A ty?

Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, a jej oczy zalśniły:

– Wspaniale! Ja też chyba nazywam się Ty – tak woła mnie Ona.

– Posiedźmy razem – zaproponował zmieszany chłopiec, bo wiedział od Pustelnika, że najwięcej można się o wszystkim dowiedzieć, gdy siedzi się w ciszy, a poza tym nie chciał się rozstawać z tajemniczą istotą o imieniu takim samym jak jego.

– Posiedźmy – skwapliwie zgodziła się dziewczyna.Ona też nie chciała jeszcze odchodzić.

Rozsiedli się więc wygodnie na miękkiej trawie, a potem trwaliw milczeniu,na zmianę wpatrując się w siebie albo spuszczając oczy. W końcusinoniebieski zmierzch otulił las i skłonił ich do rozstania. Popołudnie minęło tak szybko! Wcale nie chcieli się jeszcze żegnać.

– Spotkamy się jeszcze?

– Spotkamy. Do zobaczenia?

– Do zobaczenia!

Jakie to było piękne spotkanie! – cieszyła się dziewczyna, schodząc do swojej doliny.

Kilka razy obejrzała się za siebie, ale nie zobaczyła niczego poza czarnymi szczytami na tle rozgwieżdżonego nieba.

– To było wspaniałe spotkanie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją zobaczę – marzył chłopiec, wracając do swojej groty.

Gdy próbował odszukać jej sylwetkę gdzieś w oddali, ujrzał tylko szary zarys pustej krętej ścieżki.

8. Gdy wrócili do domu

Gdy wrócili do domu i opowiedzieli opiekunom o całym zdarzeniu, Pustelnik długo się śmiał, a Pustelniczka udała powagę, choć jej oczy także nie były poważne.

– Musisz się jakoś nazywać – rzekła do dziewczyny i zadumała się głęboko.

– Zapomniałem dać ci imię – powiedział Pustelnik.- Zaraz coś wymyślimy.

Choć byli od siebie bardzo daleko, to jednak oboje, niemal jednocześnie wymyślili imiona dla swoich podopiecznych.

– Od dzisiaj nazywasz się Jatoty – oznajmił Pustelnik chłopcu.

– Dziękuję – odpowiedział poważnie Jatoty, bo poczuł, że imię to bardzo ważny prezent.

Ucieszył się tak bardzo, że zwinąwszy dłonie w trąbkę, począł z całych sił wykrzykiwać swoje imię w stronę doliny.

– Jatoty! Jatoty! Nazywam się Jatoty!

Starzec milczał, ale widać było, że i on jest zadowolony.

– A ja ty się nazywasz? – spytał swojego opiekuna zaciekawiony Jatoty.

Starzec wzruszył ramionami jakby pytanie było niewłaściwe.

– Tak samo – odpowiedział.

Odtąd więc, gdy Jatotypotrzebował czegoś odPustelnika, wołał doniego „Jatooootyyy!”, a Pustelnik, kiedy chciał zawołać Jatotego, także krzyczał – „Jatoootyyyy!”, tylko trochę głośniej, i nie było w tej sprawie żadnych nieporozumień.

W tym samym czasie Pustelniczka zwróciła się trochę uroczyście do dziewczyny:

-Od dzisiaj nazywasz się Tytoja.

– Dziękuję!

Uradowana dziewczyna zaczęła wyśpiewywać swoje imię, aż niosło się po lesie,abrzmiałoono dla niejrównie piękne jak wierzba,stokrotka czy ostoja.

– Tytoja! Tytoja! Prawda, że prześlicznie?!

Pustelniczka przysłuchiwała się piosence z uśmiechem.

– A ty jak się nazywasz? – spytała opiekunkędziewczyna.

– Tak samo– odpowiedziała kobieta.

Odtąd wołały do siebie po imieniu i nigdy nic im się nie pomyliło.

9. Chciałbym powiedzieć

„Chciałbym powiedzieć Ty jak mam na imię” – marzył nazajutrz chłopiec, siedząc na szczycie góry.

Był piękny, słoneczny dzień, idealny na spotkanie, a Jatoty tęsknił. Toteżnie namyślając się długo, ruszył w stronę miejsca, gdzie się pierwszy raz spotkali.

„Może Ty znów tam będzie?”- myślał z nadzieją.

„Ciekawe, czy Ty spodobałoby się moje nowe imię?” – zastanawiała się Tytoja w dolinie, a gdy przypomniała sobie o umówionym spotkaniu szybko wyruszyła pod górę. Dzień był przecież taki piękny – wprost wymarzony na spotkanie. Tym bardziej, że tęskniła.

Po długim marszu wreszcie zobaczyła w oddali chłopcai zbiegając ku niemu,krzyknęła na całe gardło:

– Wiem, jak się nazywam! Mam na imię Tytoja! Prawda, że ładnie?

– Ty…to…ja? – powtórzył z namysłem chłopiec.

Wciąż szedł ku niej.

-A ja jestem Jatoty! – przedstawił się z powagą, ale była zbyt daleko, by go usłyszeć. – Jatoty! – wrzasnął.

– Ja…to…ty? – powiedziała zdziwiona Tytoja i w tej samej chwili tknęło ją ciepłe przeczucie.

„To po prostu musi coś znaczyć” – przemknęło jej przez głowę.

– Pięknie się nazywasz! – szepnął Jatoty, a głośno krzyknął-  Tyy – too – jaa!

– Ty także! – odkrzyknęłaTytoja. – Jaa – too – tyy!

A potem,biegnąc ku sobie, zaczęli krzyczeć do siebie na przemian:

–  Ty – to…

– Ja – to…

– Ty – to…

– Ja – to – …

A gdy już byli blisko siebie, nagle oboje spoważnieli.

– Tęskniłem.

– Tęskniłam.

Jednocześnie zrozumieli, co znaczą ich imiona i z wrażeniaumilkli na długą chwilę – a może nawet dwie długie chwile – patrząc na siebie z niedowierzaniem!

– Ty…to…ja – powiedziała cicho,dziewczyna, widząc siebie w jego źrenicach, i przełknęła ślinę.

Podniosła dłoń i lekko dotknęła jego ramienia.

– Ja…to…ty – rzekł wolno chłopiec, patrząc na swoje odzwierciedlenie w jej oczach, a ciepło jej ręki zaczęło płynąć ku jego sercu.

Łzy radości i wdzięczności popłynęły obojgu po policzkach. Chwycili się za ręce i zaczęli tańczyć, bo wiedzieli, że odkryli coś pięknego, wręcz cudownego i najważniejszego na świecie.

-Tytoja! Jatoty! – powiedziała z czułością dziewczyna.

– Jatoty! Tytoja! – powtórzył z zachwytem chłopiec.

10. Echo tych słów

Echo tych słów dotarło do doliny i odbiło się od gór.

– Tytoja! – zaśpiewała cała dolina.

– Jatoty!– odpowiedziała wielka góra.

PotemWilczyca i Orzeł- każde w swoim języku–a także Pustelniczka z Pustelnikiem również zaczęli wołać, każde ze swojej samotni.A wkrótce Jatoty! Tytoja! – szeptały także drzewa, trawy, kamienie i zwierzęta,a echo gór, lasów i jezior wzmacniało ich radosnewołanie i niosło je dalej, dalej…i jeszcze dalej, aż dotarło do zatłoczonych, rozedrganych pośpiechemulic wielkich miast.

Jaatootyy…Tyytoojaa… szumiało w koronach miejskich drzew, odbijało się od połyskliwych szklanych ścian wieżowców i ekranów bilbordów. Znudzone miejskie psy, przejedzone koty i gołębie – nastawiły uszu. Płaczące niemowlęta zamilkły i zaczęły się uśmiechać. Pędzący przed siebie z nieobecnymi oczamiprzechodnie przystawali i rozglądali się uważnie wokoło, jakby nagle dotarło do nich: a więc to tak! Zatrzymały się tramwaje, autobusy i samochody. Cele podróży pasażerów stały się chwilowo nieaktualne. Zrobiło się tak cicho jak nigdy, bo każdy chciał usłyszeć ten z wolna potężniejącyszept: – ja…to…ty…ty…to…ja… W umysłach i sercachzapanowałowyraziste i nieodparte tu-i-teraz. Więc wszyscy zastygli w swobodnym bezruchu i słuchali – najpierw z niedowierzaniem, a potem jak urzeczeni.Ich zaskoczone i wzruszone serca rozpoznawały w tych słowach zapomnianą, wytęsknioną prawdę, o której w księżycowe noce tak głośno wyła Wilczyca i której można doświadczyć z wysokości lotu Orła, w kompletnej ciszy. Niewiele czasu trzeba było, żeby ci,którzyusłyszeli, odważyli się popatrzeć sobie w oczy, nieśmiało podać sobie ręce, a nawet objąć się przyjaźnie. Byli wśród nich tacy, którzy nie potrafili powstrzymać łez ulgi.

– Właśnie tego szukałam całe życie – mówiły kobiety ubrane w sztywne szare garsonki lub w zwykłe jeansy i bawełniane koszulki.

– Przeczuwałam, że dokładnie tak jest – odpowiadały zadumane, nieznane im staruszki.

– Babciu, ja też rozumiem – szeptali ich kilkuletni wnukowie i nastoletnie wnuczki.

– Od dziś wszystko będzie inaczej – dodawali zdumieni swoimi słowami mężczyźni w kolorowych t-shirtach z angielskimi napisami i eleganci w odprasowanych, błękitnych koszulach.

Aż w końcu wszyscy: kobiety, mężczyźni, staruszki i starcy, nastolatki, dzieci, przyjaciele, wrogowie, skłóceni sąsiedzi, partnerzy i politycy, zwycięscy i pokonane, bezdomni i bogaczki, ci z większości i ci z mniejszości, bez względu na kolor skóry, na wyznania, przekonania i upodobania, a także bez względu na wszelkie inne względy –z bezwstydną radością i nienasyconym zapałem wpadli sobie w ramiona, doświadczając wielkiej ulgi. Wielu posuwało się do tego, że wykrzykiwali „ja-to-ty a ty-to-ja” do zmęczonych miejskich drzew, do fukusów wygrzewających się na parapetach i balkonach, do nagle rozradowanych, z reguły znudzonych psów i leniwych kotów, a nawet do ulicznych śmieci i innych nieczystości.

– Choć jesteś inny niż ja, ale przecież ty to ja, a ja to ty.

– Chcę dla ciebie tego samego co dla siebie: bądź wolny i szczęśliwy – tylko nigdy nie zapomnij, że ty-to-ja, a aj-to-ty.

Tak każdy mówił do każdego i do wszystkiego. Naprawdę.

Odtąd wszyscy żyli długo, mądrze, sprawiedliwie i szczęśliwie.

Naprawdę!

xxx

Autor: WojtekJatotyEichelberger,

Współpraca: AgnieszkaTytojaSuchowierska

Exit mobile version